W drodze do sądu zorientował się, ze Kubie wypadła jakaś kartka. Nie miał już czasu, żeby zawrócić i mu ją podać, więc postanowił, że zrobi to po rozprawie. Jeśli po rozprawie będzie jeszcze sobą...
Zaparkował przed budynkiem sądu. Nie dostrzegł samochodu Uli. W głębi serca miał nadzieję, ze zasnęła, że spóźni się i będą musieli przełożyć termin rozprawy. Łudził się, że będą mogli to odwlekać w nieskończoność.
Wszedł do środka. Na korytarzu spotkał Fica. Marek nie był chętny do rozmowy, co doskonale wyczuł adwokat. Dla prawnika - kolejna sprawa, kolejny sukces, dla Marka - kolejna porażka, kolejny kamień ciągnący go na dno jego ludzkiej egzystencji.
Pięć minut przed rozprawą, przed salą sądową pojawiła się również Ula. Ubrana była w dopasowaną czarną sukienkę i czarną marynarkę. Wyglądała jakby umarł ktoś z jej rodziny. Rzeczywiście tak było, umierało jej małżeństwo. Już niedługo będzie mogła nosić żałobę po swojej miłości do męża, bo przecież po rozwodzie już nie może go kochać... Czy jednak może? Czy może kochać go przynajmniej w swojej głowie? Przecież nawet teraz, właśnie tam, najbardziej go kocha...
Nawet na niego nie spojrzała. Zabolało go to, jednak przecież spodziewał się tego...
Po chwili zostali wezwani na salę. Usiedli po przeciwnych stronach pomieszczenia. Obok niego siedział Fic, a ona... Ona była sama. Bolał go ten widok. Starał się na nią nie patrzeć, ale to było silniejsze od niego. Była niewyspana, zmęczona i zapłakana, a on nie potrafił zabrać od niej tego cierpienia. Nie umiał, mimo że bardzo chciał. Przerastało go to wszystko. Przerastał go jego własny ból, lęki, a w dodatku świadomość tego jak i ona cierpi.
Dlaczego to jest takie cholernie trudne? Dlaczego nie może odbyć się to bez ofiar? Dlaczego nie możemy uratować siebie,nas?
Razem byłoby lepiej, ale nasze 'razem' przestaje istnieć, szybciej niż się tego spodziewałem. Zresztą... W ogóle się tego nie spodziewałem, spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Niespodziewanie. Niespodzianka! Szkoda, że taka okrutna.Nie wiedział nawet kiedy ta rozprawa się skończyła. Dopiero ręka Fica na jego ramieniu, dała mu znak, że koniec. Nie skupił się na rozprawie. Nie wiedział co się działo. Cały czas patrzył na Ulę i myślał. Za dużo myślał.
Ostateczna rozprawa za miesiąc. Termin ważności ich małżeństwa został wyznaczony. Teraz to był dopiero początek ich końca...
Chciał porozmawiać z Ulą. Nie o rozwodzie, nie o dzieciach czy firmie. Chciał porozmawiać tak jak kiedyś, o wszystkim i o niczym. Ale nie miał już okazji. Po rozprawie od razu wybiegła z sądu, a on znowu nie był w stanie za nią pobiec, bo co miałby jej powiedzieć?
Przepraszam, że płaczesz przeze mnie, ale tak będzie lepiej? Może zostaniemy przyjaciółmi?
Przyjaciele. Dobrze pamiętał jak zaproponowała mu kiedyś przyjaźń. Zabolało go to wtedy. Teraz zabolałoby to ich oboje. Zaczęli stawać się dla siebie wzajemnie zakazanym owocem.
Pożegnał się z Ficem i poszedł do auta. Nie miał siły. Nie był w stanie trzeźwo myśleć. Nie potrafił się pozbierać. Czuł smak porażki. Smak, który powodował mdłości. Smak, którego nigdy już się nie pozbędzie.
Oparł głowę o kierownicę. Nie był w stanie ruszyć teraz i pojechać chociażby do firmy. To wszystko, ta cała sytuacja stała się swoistym paraliżem. Jego serca. Jego myśli. Jego ciała.
Przekręcił głowę w prawo, a po jego policzkach popłynęły łzy. Zauważył kartkę. Przecież miał ją zawieźć Kubie... Będzie musiał się wziąć w garść. Chwycił skrawek papieru, ale zauważył, że to nie pismo jego syna, tylko...
"Moja bratnia duszo, mój Wspólniku...
Kiedy leżę wieczorem w łóżku i próbuję zasnąć, przypomina mi się jak bardzo mnie kochałeś. Teraz już pewnie zapominasz o mnie, o nas. Nie mam Ci tego za złe, to na pewno będzie zdrowsze podejście niż rozpamiętywanie...
Jednak ja potrzebuję rozpamiętywać, potrzebuję o Tobie pamiętać. Przynajmniej w mojej wyobraźni jesteś szczęśliwy i uśmiechnięty. Przynajmniej w mojej głowie słyszę Twój śmiech. Z dnia na dzień ten śmiech cichnie, jakbym zapominała jak brzmi, ale z całych sił staram się zatrzymać go przy sobie, bo przynajmniej tak mogę mieć część Ciebie.
Jesteś ostatnią osobą o której myślę, gdy zasypiam, ale ostatnio rzadko kiedy zasypiam. Sen nie przynosi mi ulgi. Natłok myśli sprawia, że nie mogę zasnąć. Mam przed oczami nasze wspólne chwile i swój błąd, który chciałabym wymazać z pamięci, którego chciałabym nie popełnić.
Tęsknię za tym, jak tańczyliśmy w salonie, gdy nasze dzieci zasnęły. Miałam wtedy Ciebie tak blisko. To było wyjątkowe. Nasze czoła zetknięte, a w tle ciche takty muzyki. Czułam twój oddech, który łaskotał moją skórę. Czułam Twoje dłonie oplatające mnie w pasie. Czułam na sobie Twój wzrok pełen miłości, czułości i troski.
Tęsknię za Twoimi oczami, które błyszczały za każdym razem, gdy byłeś szczęśliwy.
Tęsknię za smakiem Twoich ust, które składały na moim ciele najczulsze pocałunki, nawet wtedy gdy myślałeś, że śpię.
Tęsknię za Twoim zapachem, którym przesiąkały Twoje koszule, które gdy wyjeżdżałeś nawet na dwa dni, lubiłam zakładać, by chociaż na chwilę zasnąć.
Moje dłonie tęsknią za Twoimi dłońmi, za splataniem naszych palców i stykającymi się obrączkami.
Zawsze wierzyłam, że Bóg rozdziela duszę na pół. Jedna część trafia do ciała kobiety, a druga do mężczyzny. Zawsze traktowałam Cię jak drugą połowę siebie, bo zawsze wierzyłam, że nią jesteś... Nadal chcę w to wierzyć.
Stoję na cienkim lodzie i tylko czekam, aż pęknie, aż pochłonie mnie woda znajdująca się pod nim. Miałam nadzieję, nie doczekać słów "to koniec ". Czekam tylko, aż mój świat się zawali, bo nie mogę już nic zrobić.
Jednak jeśli mogę coś zrobić... to chcę wiedzieć co. Chcę spróbować, nie ważne jakby to bolało.
Myślałam, ze wszystkie bajki kończą się szczęśliwie, myślałam że nasza bajka będzie trwała wiecznie. Niestety nie dość, że skończyła się tak szybko, to niezbyt szczęśliwie.
Dzisiaj, zazdroszczę każdemu kto ma Cię na codzień. Ja niestety to wszystko zaprzepaściłam.
Bez względu na to, czy rozmawiamy teraz czy nie, czy będziemy rozmawiać czy nie... jesteś dla mnie wszystkim.
Kocham Twoją każdą zmarszczkę , Twoje dołeczki, które pokazują się, gdy się uśmiechasz.
Kocham Twoje imię, bo dzięki niemu mogę nazywać siebie markoholiczką.
Kocham Cię, dlatego chcę pozwolić Ci odejść. Nie... Nie chcę, ale muszę, bo chcę, żebyś był szczęśliwy, bo teraz przeze mnie Twoje dni wypełnione są bólem.
Jeśli Ty będziesz szczęśliwy beze mnie, to ja przynajmniej będę mogła spokojnie zasnąć z myślą, że odżyłeś. Że gdzieś tam uśmiechasz się do kogoś...
Mi będzie musiała wystarczyć myśl, że przynajmniej śpimy pod jednym niebem.
Ula"
Słowa zapisane na kartce zaczęły się rozmywać...