Znowu w jej głowie zapanował chaos. Stała nieruchomo wśród modelek, krawcowych i innych pracowników firmy. Po jej twarzy wolno płynęły pojedyncze łzy.
Pewna radość mieszała się ze złością. Tamten list miał do niego nie trafić...
Ona miała pogodzić się sama ze sobą, bo była przekonana, że z Nim pogodzić się już nie będzie jej dane.
Miała nauczyć się żyć bez niego. Zacząć od nowa, z czystym kontem.
Miało rozpocząć się nowe życie, o którym przypominała jej każda napotkana osoba, każde nowe doświadczenie.
Marek miał zostać najmilszym z jej wspomnień. Marek miał pozostać w jej sercu i myślach. Marek miał zacząć od nowa żyć. Miał odżyć. A teraz...
Nie wiedziała jak traktować ten list. Miała mieszane uczucia. Z jednej strony dał jej nadzieję, że może coś jeszcze jednak jest... Jakaś iskra tego dawnego uczucia. Z drugiej jednak strony jego słowa brzmiały jak pożegnanie.
Nie wiedziała co począć. Jej ręce zwisały wzdłuż ciała. W jednej dłoni wciąż ściskała kartkę papieru, zapisaną tym charakterystycznym, markowym pismem.
- Ula! - usłyszała swoje imię. Otarła szybko łzy i odruchowo poprawiła okulary. Odwróciła się w stronę, z której usłyszała głos.
- Sławo - wymusiła uśmiech. Podszedł do niej i chwycił ją za ręce.
- Co się dzieje ptaszyno? - spytał i przekręcił głowę w geście zmartwienia.
- Wszystko dobrze - odpowiedziała, a on zmierzył ją wzrokiem. Mimiką twarzy dał jej do zrozumienia, że nie wierzy w jej zapewnienia.
- Ula, Ula... Jeśli potrzebujesz pogadać... - zaczął, ale nie było mu dane dokończyć, gdyż oboje usłyszeli głos Marka.
~ Panie i Panowie, zapraszam na scenę osoby, bez których ta kolekcja w ogóle by nie powstała. Osoby, które są sprawcami tego dzieła. Zapraszam na scenę duet, którego może pozazdrościć nam każdy Dom Mody na świecie. Szanowni Państwo, przed Wami SławoMiro!
Usłyszeli gromkie brawa. Sławo ścisnął jedynie dłonie Dobrzańskiej i posłał pocieszający uśmiech, jednak zaraz zniknął za kurtyną, która oddzielała kulisy od wybiegu.
Ula wzięła głęboki oddech. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak długo stała w bezruchu po przeczytaniu listu od Marka. Jak długo myślała. Jak dużo myśli przeszło przez jej głowę.
Po chwili z wybiegu zszedł Marek. Nie zauważył jej. Stanął po środku pomieszczenia i ukrył swoją twarz w dłoniach.
Słyszała jak bierze głębokie wdechy. Prawdopodobnie by się uspokoić. Zawsze tak robił. Zawsze, gdy był zestresowany próbował wyrównać oddech. Dawał sobie czas, żeby nie popełnić żadnego błędu.
W głowie wciąż brzmiały jej słowa listu od Dobrzańskiego:
Czy możesz ostatni raz mnie przytulić? Czy możesz ostatni raz zabrać na chwilę moje demony? Czy możesz dać nam ostatnią chwilę normalności?
Ostatni raz. Ostatnie pożegnanie.
Biła się w myślach czy powinna? Czy to poprawne? Serce biło się z rozumem.
Ostatnia chwila normalności? Przecież teraz już nic nie było normalne. Oni byli w trakcie rozwodu. Mieszkali osobno. Jedli osobno. Ta jutrzejsza rozprawa, będzie ostatnią rzeczą, która przetrwają wspólnie. Ostatni punkt styczny.
By uciszyć swoje myśli, po prostu do niego podbiegła. Przyciągnęła go i splotła palce na jego szyi.
Marek jakby tylko na to czekał, oplótł ją w pasie i schował głowę w jej włosach. Dał upust emocjom i pozwolił popłynąć łzom. Ula poczuła gorące krople spadające na jej koszule, ale nie sprawiło to, że oderwała się od niego.