Siedział w konferencyjnej i próbował uspokoić myśli. Rozstanie w domu, rozstanie w pracy. Wszędzie słyszał tylko o rozstaniach, o rozwodach, o ostatecznych decyzjach.
Usłyszał pukanie. Po chwili do pomieszczenia wsunęła się Ula. Miała załzawione oczy, ale próbowała to ukryć poprawiając okulary.
- Chciałabym, żebyś to podpisał - powiedziała podając mu plik dokumentów.
- Co to jest? - spytał przeglądając pobieżnie kartki.
- Umowa z Łazienkami Królewskimi, musimy zacząć dopinać wszystko przed pokazem. Jak możesz, zanieś to później też Paulinie.
Skinął głową. Kobieta odwróciła się już do wyjścia.
- Ula... - sam nie wiedział co chce powiedzieć - Może pójdziemy na lunch?
Spojrzała na niego. Milczała przez chwilę.
- Jadę zaraz do terapeutki. Wybacz - ostatnie słowo powiedziała niemal szeptem, dławiąc się własnymi łzami.
Wstał. Chciał ją zatrzymać i otrzeć jej łzy. Chciał ją przyciągnąć do siebie i ochronić przed całym światem. Tylko co go przed powstrzymywało? Serce mówiło idź, rozum - zostań. A on znowu słuchał się rozumu. Sam nie wiedział dlaczego...
***
Dochodziła 18, gdy zajechali na Różaną. Dzisiaj to on odbierał dzieciaki z zajęć dodatkowych.
Gdy weszli do domu, Julka i Kuba od razu podbiegli przytulić się do Uli. Dobrzańska ukrywając łzy przerwała to, co robiła.
- A co tu piszesz, mamo? - spytał Kuba. Marek również wszedł do salonu, chociaż wiedział, że powinien wracać do swojego mieszkania.
- A takie tam - powiedziała wymijająco, składając zapisaną kartkę - Zrobię wam kolację. Zjesz z nami? - spytała Marka. Tłumaczyła sobie, że robi to tylko dla dzieci, jednak wbrew pozorom robiła to głównie dla siebie. Ostatni wieczór rodziny Dobrzańskich. Ostatni wspólny wieczór, podobny do tych normalnych wieczorów, których wcześniej nie doceniali.
- Nie chcę przeszkadzać - powiedział, ale czekał tylko, aż Ula temu zaprzeczy i zaprosi go na wspólny posiłek.
- Nie przeszkadzasz. Jesteśmy w naszym wspólnym domu. Tu nikt, nigdy nie przeszkadza - powiedziała i poszła do kuchni. Odwróciła się plecami do swojej rodziny. Nie chciała znowu pokazywać swojej słabości.
Marek był wdzięczny w duchu. Potrzebował z nimi być. Potrzebował słyszeć głos swoich dzieci i jej głos. Głos, który tyle razy go uspokajał. Tak strasznie potrzebował usłyszeć z jej ust słowa zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. Nawet gdyby było to kłamstwo... to byłoby to najpiękniejsze kłamstwo jakie w życiu słyszał.
Dobrzański usiadł na dywanie i zaczął bawić się autkami z najmłodszym synem. Ula słysząc dźwięki wydawane przez Marka, mające naśladować silniki samochodów, mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Kiedyś sam, jako 30- letni prezes domu mody, bawił się swoimi czerwonymi samochodzikami pomiędzy spotkaniami. Dzisiaj ten odpowiedzialny mężczyzna, przy swoich dzieciach ponownie zamieniał się w tego chłopca sprzed kilkunastu lat...
Kuba i Julka usiedli przy stole. Nie mogli powstrzymać się przed zerknięciem na to, co znajduje się na kartce, którą Ula tak starannie zapisała. Zajrzeli, a pierwsze słowa uświadomiły im, że jest to list. List do ich taty. "Moja bratnia duszo, mój Wspólniku..." te kilka słów, wystarczyło im, by zdecydowali się doręczyć list do rąk własnych Marka. Nie teraz. Wiedzieli, że teraz zganiłby ich, że czytają cudze notatki. Musieli zrobić to, gdy będą tylko z nim. Najlepiej poza domem. Na razie list znalazł się w kieszeni Kuby. Bezpieczny i z gwarancją dostarczenia do adresata.
Usiedli do stołu tak jak dawniej, by chociaż na chwilę zapomnieć o tym co się wydarzyło i co dopiero się wydarzy. W czasie posiłku Ula nerwowo wodziła wzrokiem po pomieszczeniu, jakby czegoś szukała. Nie uszło to uwadze Marka.
- Szukasz czegoś? - zapytał w końcu. Dzieciaki spojrzały na siebie. Potrafiły porozumiewać się bez słów jak swoi rodzice. Jedno spojrzenie wystarczyło, by podjęli wspólną decyzję o "zgrywaniu głupka". Chcieli dopiąć swego, więc nie mogli przyznać się teraz, że to oni są w posiadaniu tego, czego szuka ich rodzicielka.
- Nie. Znaczy, właściwie to tak. Leżała na stole taka kartka i nie wiem gdzie jest - Ula zaczęła podświadomie denerwować się, że ktoś mógłby przeczytać to, co napisała. Zadanie od terapeutki okazało się oczyszczające. Miała napisać list do męża. Miała przelać wszystko co czuła na papier. Tak jak kiedyś, gdy jej życie było mniej skomplikowane.
Jednak po skończeniu listu, wpatrywała się w niego dobre kilka minut. Terapeutka powiedziała jej, że jeśli podejmie taką decyzję, może wręczyć ten list Markowi. Ula była bardzo blisko podjęcia tej decyzji, jednak w ostatniej chwili stwierdziła, że to nie ma sensu, że to w niczym nie pomoże, a ona tylko się wygłupi pisząc jakiś list, jak nastolatka.
Trzydziestoczteroletnia kobieta, nie potrafiąca porozmawiać z mężem, pisze do niego list. Idiotka - myślała. Dlatego teraz, tym bardziej nie chciała, by kartka dostała się w niepowołane ręce. Aktualnie wszystkie ręce, oprócz jej, były niepowołane.
- Może gdzieś się zsunęła - stwierdził Marek, zaglądając pod stół, ale niczego tam nie znalazł - A to coś ważnego?
- Takie moje myśli, no nieważne... - próbowała jakoś wybrnąć z sytuacji. Jeśli nikt, nic nie mówi to znaczy, że nie przeczytali, że jej wyznanie jest gdzieś bezpieczne. Oby.
- Wróciłaś do pisania pamiętnika? - wyrwało mu się. Ostatnio, gdy pakował swoje rzeczy wpadł mu w ręce notes, który dał jej przed laty, gdy była jeszcze jego asystentką. Nie odważył się go otworzyć. Bał się, że na którejś stronie przeczytałby coś, co jeszcze bardziej zniekształciło, by obraz Uli, jego Ulki.
- Nie... To tak jednorazowo - pokiwał głową na znak, że rozumie. Tak bardzo chciałby przeczytać, co ona teraz czuje. Tak bardzo chciałby, że była z nim szczera tak, jak potrafiła być niegdyś z kartkami swojego pamiętnika.
Resztę kolacji spędzili w ciszy. Niezwykle przygnębiającej ciszy, bo choć byli wszyscy razem to już praktycznie osobno.
Kilkanaście godzin i rozpocznie się pierwsza rozprawa. Jeśli wszystko pójdzie według tego co ustalili, za miesiąc ich małżeństwo będzie przeterminowane. Będzie do wyrzucenia.
Marek na wszystkie możliwe sposoby, chciał wydłużyć ten wieczór. Dochodziła 22, więc stwierdził, że musi się zbierać. Muszą wyspać się oboje albo przynajmniej spróbować.
Gdyby ktoś zapytał go, jak czuje się mężczyzna dzień przed pierwszą rozprawą rozwodową, nie musiałby się długo zastanawiać. Odpowiedziałby, że taki facet czuje się przegranym, bo zaniedbał, zapomniał i nie potrafił wybaczyć, mimo że jego żona tyle razy mu wybaczała i dawała nową szansę.
Ale ona mnie zdradziła! Ale jej wybaczyłem! Ale ja bym jej nie zdradził, nie zrobiłbym tego jej. Nie zrobiłbym tego nam. Ale wybaczyłem...
Walczył w swoich myślach. Nie chciał jej stracić na zawsze. Nie chciał kończyć tego wszystkiego. Nie wiedział, czy bardziej boli to przebywanie w pobliżu swojej żony, czy świadomość, że niedługo już nigdy jej tak nie nazwie.
- Przyjechać jutro po Ciebie? Może pojedziemy razem? - spytał niepewnie. Chciał wykorzystać każdą chwilę, by być z nią sam na sam, by słyszeć jej oddech, by czuć jej zapach, by być z nią.
- Nie, dziękuję. Pojadę sama - odparła cicho.
Dobrzański czas, by być z nią, skończył się. Teraz czas rozpocząć nowy etap w życiu - bez niej. Wracamy do początków.
Ostatni raz spojrzał na nią i wyszedł. Przeklinał cały świat, że akurat ich życie musiało lec w gruzach.