Prolog

350 16 3
                                    


Tak tylko na wstępie zaznaczę, że ze względu na sceny, jakie będą pojawiać się w tej książce, ilość wulgaryzmów i przemocy, nie będzie ona dla wszystkich. Jeśli jednak wam to nie straszne to serdecznie zapraszam do dalszego czytania.

***

Nie odrywając wzroku od stąpającej przede mną dziewczyny, bezszelestnie ruszyłem za nią do przodu, zachowując bezpieczną odległość. Nie chciałem, żeby mnie zauważyła.

A przynajmniej jeszcze nie teraz.

Uważnie przyglądałem się, jak jej rdzawoczerwone włosy zamaszyście podskakują z każdym kolejnym krokiem, który brała. Ich kolor był niesamowity. Unikalny i naprawdę ciężki do opisania. Jeszcze nigdy takiego nie widziałem. W sztucznym świetle bardzo jasnych jarzeniówek mieniły się intensywnie karmazynowym blaskiem, przez co przywodziły mi na myśl kolor najszlachetniejszej krwi. Nie mogłem nic poradzić na to, że jeszcze bardziej mi się przez to podobały. W świetle dziennym zaś swoim odcieniem bliżej im było do koloru wytrawnego wina. Wyraźnie można wtedy było dostrzec rubinowe refleksy. Były cholernie piękne i niestety nie dało się temu zaprzeczyć. Długie kosmyki, które delikatnie opadały na jej szczupłe ramiona, z pewnością wywoływały zazdrość u niejednej kobiety. Szkoda tylko, że należały do kogoś tak cynicznego.

Ale nawet z tak niespotykanym kolorem nie mogły się równać włosom, które posiadała ona...

Solange Cruz kroczyła przez opustoszałe korytarze szkolnego budynku z wysoko uniesioną głową. Perfidny wyraz twarzy jak zwykle widniał na jej pokrytej piegami buzi. Nigdy jej nie opuszczał. Nawet, teraz gdy była zupełnie sama, gdy nikogo nie było w pobliżu, nie potrafiła zdjąć z siebie maski, dzięki której czuła, że może wszystko. Była na to za dumna. Zbyt zuchwała. Ta wyniosłość, jaka w niej siedziała była już zakorzeniona tak głęboko, że nie dało się jej wyplenić. Zawsze będzie tak samo chłodna i wyrachowana. Nikt tego nie zmieni.

Patrzyła prosto przed siebie, nie zatrzymując się nawet na sekundę. Nie zdawała sobie sprawy, jak wielki błąd popełnia, nie oglądając się za siebie.

Nie widziała mnie. Nie widziała tego, jak za nią podążam.

Ciekawiło mnie, co takiego rudowłosa robiła o tak późnej godzinie w szkole. W końcu była niedziela. Cały budynek powinien pozostać zamknięty i nikt nie miał prawa się tutaj znajdować. Od dawna panowały dosyć restrykcyjne zasady co do tego, kto mógł przybywać na terenie szkoły poza godzinami lekcyjnymi i raczej wszyscy przestrzegali tego, żeby pod żadnym pozorem nie wchodzić do środka, kiedy nie miało się na to pozwolenia. Inaczej można się było spotkać z bardzo nieprzyjemnymi konsekwencjami, a tego raczej nikt nie chciał. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym kogoś dzisiaj spotkać. A już zwłaszcza ją.

Jednak Solange jak to Solange, nigdy nie bała się łamać zasad.

I chyba po raz pierwszy byłem z tego powodu zadowolony. Nie miałem zamiaru narzekać. Było mi to na rękę. Moja dzisiejsza obecność w szkole nie była przypadkowa. Co prawda przyszedłem tutaj w zupełnie innym celu, ale to mogło poczekać. Nie mogłem nie skorzystać z okazji, jaka właśnie się nadarzyła. W końcu miałem możliwość spełnić plan, który wytworzył się w mojej głowie już jakiś czas temu. Kto by się spodziewał, że ona sama w taki sposób mi go ułatwi. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo wszystko przyspieszyła i tym samym przypieczętowała swój los. Mogłem ją powstrzymać raz a na zawsze.

Wicked CrimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz