Rozdział 5: Nikt nie zasłużył na taki ból.

87 8 2
                                    

SEIRAN

— No dobra — zaczął Elliot znużonym tonem, pochylając się w moją stronę. — Nie wiem, czy ja jestem jakiś niewidzialny, że tak mnie skutecznie ignorujesz, czy co?

Październikowe promienie słońca padały na jego niezbyt opaloną twarz, co z pewnością wzbudzało w nim niemałe pokłady złości. Nienawidził słońca. Wolał, kiedy było szaro i ponuro. Żeby spojrzeć na mnie, musiał mocno zmrużyć oczy. Tylko w ten sposób mógł uchronić swoje ślepia od rażącego światła, przez które co chwilę zachodziły mu one łzami.

— Hm? — mruknęłam, patrząc na niego nieobecnym wzrokiem, co tylko jeszcze bardziej go podburzyło.

— Mam dość tego ponurego nastroju i twojego milczenia, więc lepiej mów, co jest grane, zanim jeszcze bardziej się zezłoszczę. — Zaplótł ręce na piersi, wbijając we mnie swoje ponaglające spojrzenie.

— Nic nie jest grane — odparłam, lekko wzdychając. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam ją o pień drzewa.

Delikatny powiew wiatru przyjemnie muskał moją rozgrzaną skórę. Podwinęłam nieco rękawy swojego swetra, ponieważ zrobiło mi się za gorąco. Dzisiejsza pogoda była dla mnie zaskoczeniem. Rano myślałam, że przez cały dzień będzie cholernie zimno a tu taka niespodzianka. Trzeba się było tym nacieszyć, ponieważ taka pogoda nie zdarzała się za często w naszym jakże cudownym miasteczku. Szczególnie w ostatnim czasie. Przeważnie najpierw padało, a potem trzeba było znosić panującą duchotę.

Razem z Elliotem siedzieliśmy za szkołą. Trwała właśnie długa przerwa, przez co mieliśmy nieco wolnego czasu. Nie chcieliśmy się tłamsić w zatłoczonej szkole, dlatego bez chwili namysłu udaliśmy się tutaj. Siedzenie na wilgotnej trawie przy ogromnym dębię, zdecydowanie było dla nas znacznie lepszą opcją, niż zostanie w środku. Szczególnie biorą pod uwagę, jaka napięta atmosfera teraz tam panowała. Początkowo chcieliśmy się udać na szkolny dziedziniec, ale tam też zebrało się spore grono uczniów.

Tutaj było najciszej.

— Uważaj, bo ci uwierzę — parsknął, nadal nie spuszczając ze mnie czujnego wzroku. — Od czasu apelu jesteś jakaś dziwnie małomówna — zauważył. — Przynajmniej bardziej niż zwykle — dodał po chwili. — Co oznacza, że coś musi być na rzeczy. Zawsze, gdy coś cię akurat dręczy, zamykasz się na cały świat. Nienawidzę tego. Nie lubię, kiedy jesteś smutna, a ostatnio coraz częściej taka bywasz. To sprawia, że czuję się bezsilny, bo nie wiem jak ci pomóc, a ty nie chcesz ze mną rozmawiać. Stało się coś, o czym nie chcesz mówić, a o czym powinienem wiedzieć?

Przez to, że przyjaźniliśmy się ze sobą tak długo, Elliot znał mnie jak własną kieszeń. Bez problemu umiał mnie przejrzeć. Tyle czasu ze sobą spędzaliśmy, że doskonale wiedział, kiedy mówię prawdę, a kiedy próbuję wcisnąć mu jakiś kit, żeby tylko dał mi spokój.

Ciężko było go przekonać, że wszystko było w porządku, kiedy nic nie było w porządku.

— Nic się nie stało — wymamrotałam ze wzrokiem wbitym w trawę. Podkuliłam swoje nogi i przyciągnęłam kolana do piersi, oplatając je ramionami. — Naprawdę, wszystko jest w jak najlepszym porządku — skłamałam, posyłając mu niezbyt przekonujący uśmiech, ale nie było mnie stać na nic innego. — Po prostu nie najlepiej się dzisiaj czuję. I tyle. Nic się nie dzieje, nie ma w tym żadnej głębi ani nic.

Nie lubiłam kłamać i to, że po raz kolejny musiałam to zrobić, sprawiało, że czułam się fatalnie. Szczególnie że musiałam okłamać jego. I jak bardzo by mnie to nie dobijało, wiedziałam, że nie mogłam postąpić inaczej. Nie był to pierwszy raz, kiedy musiałam coś przed nim zataić i z pewnością nie będzie to ostatni. Było zbyt wiele rzeczy, które nigdy nie powinny zostać odkryte. Zasługiwałam na miano najgorszej przyjaciółki na świecie. Pocieszała mnie jedynie myśl, że nie wszystko było kłamstwem. Jeśli chodziło o moje samopoczucie, to wcale nie musiałam kłamać. Czułam się koszmarnie. Bałam się. Nawet na chwilę nie mogłam przestać myśleć o zdjęciu, które ktoś nam zrobił wczorajszej nocy. Ktoś wiedział, że byliśmy wtedy w sali teatralnej. Widział nas. Miał na to dowody i mógł zrobić z tym, cokolwiek zechciał. Mógł to wykorzystać przeciwko nam i nas wydać. Wystarczyło kogoś zawiadomić. Już teraz za każdym razem, gdy siedziałam w klasie i ktoś otwierał niespodziewania drzwi, ze strachu się wzdrygałam. Spodziewałam się najgorszego. Moje serce całkowicie wtedy zamierało. Zachowywałam się paranoicznie i byłam tego świadoma. Nie mogłam jednak nic na to poradzić. Naprawdę się bałam, że ktoś wejdzie do sali podczas zajęć i przy wszystkich aresztuje mnie pod zarzutem morderstwa. Czekałam tylko, aż ktoś się o tym dowie. Miałam świadomość tego, jak niekorzystnie to wyglądało i jak bardzo miałam przejebane.

Wicked CrimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz