Rozdział 3: Ucieczka z miejsca zbrodni również jest przestępstwem.

95 11 2
                                    

SEIRAN

Wszędzie była krew. 

Było jej tak cholernie dużo. Na jej twarzy, na ubraniach, na podłodze.

Solange była martwa w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa.

Gdy patrzyłam na jej rdzawoczerwone włosy, nie mogłam nie zauważyć, że nie były już tak błyszczące, jak wcześniej. Po ich niegdysiejszym blasku nie został nawet ślad. Stały się całkowicie matowe. Potargane kosmyki rozsypane miała wokół swojej pozbawionej wszelkich kolorów twarzy. Były splątane. Wyglądały, jakby ktoś mocno za nie szarpał. Jej szyja również nie prezentowała się najlepiej. Cała była posiniaczona, co wskazywało na to, że musiała być duszona. Mogło mi się wydawać, ale byłam niemal pewna, że widziałam odciśnięty zarys dłoni. Nie chciałam nawet wiedzieć, z jaką siłą ktoś musiał ją ściskać, żeby pozostawić po sobie takie ślady.

Jedna z jej rąk była wygięta pod nienaturalnym kątem. Stróżki krwi ściekały z obitej twarzy. W szczególności w okolicach nosa, który niewątpliwie został złamany. Ogromny siniak rozpościerał się na jej policzku, pokrywając cały bok jej twarzy. Zdążył przybrać purpurową barwę, znacząco wybijając się na tle poszarzałej skóry.

Kiedy przeniosłam spojrzenie na jej zieloną spódniczkę, zauważyłam niewielkie rozprucie z lewej strony, które odsłaniało podszewkę. Okrywający jej nogi materiał, podwinął się do góry, ukazując poważnie zdartą skórę. Jednak w porównaniu z tym, co najbardziej mroziło krew w żyłach, zdarta skóra nie wydawała się niczym poważnym. Najgorzej prezentowała się rana na jej brzuchu. Wyglądała makabrycznie, zupełnie jakby ktoś chciał wypruć jej całe wnętrzności. Musiała zostać zadana niesamowicie ostrym narzędziem. Bez wątpienia ugodzono ją więcej niż raz. Było za dużo krwi. Szkarłatnoczerwona ciecz odznaczała się na białym materiale jej bluzki, tworząc pod sobą sporą kałużę.

Nagle poczułam, jak ubranie, które miałam na sobie, robi się dwa razy cięższe. Dreszcz przebiegł wzdłuż mojego ciała. Niepokój zalęgł w moim wnętrzu, powodując nudności. Odruchowo spojrzałam na rękaw swojej bluzy, który tak mi ciążył. Dopiero teraz poczułam, że jest cały przemoczony. I to do tego stopnie, że coś zaczynało z niego ściekać.

Wtedy to do mnie dotarło.

To o nią się potknęłam chwilę temu. O jej ciało. Martwe ciało. Zarówno ja, jak i Nicholas cali byliśmy pokryci jej krwią. To ona znajdowała się na twarzy chłopaka i to na niej się poślizgnął, powodując, że oboje upadliśmy na ziemię.

Chyba się porzygam.

Z otępieniem przysłuchiwałam się głośnemu łkaniu Elodie. Dziewczyna była na tyle roztrzęsiona, że Timothy musiał ją przytrzymać, bo inaczej by upadła. On sam miał się nie lepiej. Wyglądał na porządnie oszołomionego. Stał niczym słup soli, nie mogąc oderwać wzroku od sceny. Josh był przeraźliwie blady. I choć jego twarz nie wyrażała niczego to, wyglądał, jakby miał się za chwilę przewrócić. Może to właśnie dlatego, chwilę później postanowił usiąść na jednym z czerwonych, aksamitnych siedzeń. Przymknął swoje oczy. Położył łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach, zastygając w jednej pozycji. Heather była najbardziej oddalona od nas wszystkich, ale wciąż można było zobaczyć, jak zielenieje na twarzy. Z prędkością światła pognała do najbliższego kubła na śmieci i zwróciła wszystko, co miała w swoim żołądku. Kątem oka widziałam Nicholasa. Nie mogłam nic wyczytać z jego miny, oprócz tego, że był w całkowitym szoku. Nawet na moment nie odwrócił spojrzenia od Solange. Leżała tak blisko, że miał ją niemal na wyciągnięcie ręki.

Wicked CrimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz