Siedzieliśmy całą czwórką w salonie grając w gry planszowe James, ja, mama i tata. Właśnie ogrywałam ich w monopoly popijając jednocześnie czekoladę. Po tacie Jami odziedziczył nieumiejętność przegrywania. Oboje jak tylko zaczynało im źle iść to się bardzo złościli.
-Twój ruch siostra-oznajmił James po jego minie wiedziałam, że coraz bardziej mu się nie podobała moją przewaga
-Dobra, raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem. Tak jest, wręcz doskonale i kupuje-powiedziałam kupując pole Montrealu. Po ich minach wiedziałam już, że zaraz posypią się ich drobne komentarze. Oboje byli całkiem nieźli w takie rzeczy. I tata i mój brat posiadali wiele wspólnych cech; odwagę, szlachetność, inteligencję, lojalność, i wiele podobnych zainteresowaniach jak gra w Quddicha czy żartowanie.
-Wiesz co idź do piekła-powiedział obrażony Jamie z swoją minę która, wyglądała jak mina małego pięciolatka.
-Jaki mały szatan-mruknął pod nosem tata. Usłyszałam jak mama delikatnie uderzyła go w ramię jak tylko zauważyliśmy, że lekko stęka z bólu zaczęliśmy się śmiać na co rzucił nam mordercze spojrzenie z pod oprawki okularów które, musiał tak samo jak mój braciszek nosić przez co James wygląda jak mniejsza wersja Fleamont'a Charlesa Potter'a.
-Dawaj graj Jamie a nie się obrażasz-mruknęłam pod nosem jednocześnie wpychając sobie do buzi piankę. Patrzyliśmy jak delikatnie rzuca kostkami by wyrzucić na jednej kostce trzy A na drugiej pięć co razem dawało osiem chyba, że źle liczę.
Usłyszeliśmy nagle dzwonek do naszych drzwi wejściowych. Musicie wiedzieć, że rodzina Potter mimo wszystko jest tak samo bogata jak nie i bardziej od Black'ów czy Malfoy'ów. Tylko my w przeciwieństwie do tych rodzin nie odnosimy się tak z tym. Podeszłam do wejścia i otworzyłam drzwi. Jak tylko zobaczyłam kto i w jakim stanie tam stoi to bardzo, ale to bardzo mocno się zdziwiłam.
-Ja przepraszam... Nie powinienem tu przychodzić-powiedział Syriusz wyglądający jakby przynajmniej kilkanaście razy dostał crucia'tą i to od wielu ludzi na raz. Widziałam po jego twarzy, że już ledwo wytrzymuje z bólu.
-Wchodzisz i to zostaje bez dyskusji-powiedziałam widząc, że próbuje odejść bojąc się czegoś czego nie mogłam dostrzec z jego oczu.
-Ja nie chcę robić problemu-odparł szybko z miną męczennika.
-James chodź mi tu pomóc-krzyknęłam w głąb naszego miejsca zamieszkania. -Mamuśka będę potrzebowałam twojej pomocy.
-O mój Boże-prawie wykrzyczał James jak tylko zauważył stan swojego najlepszego przyjaciela.-Mama musisz przygotować apteczkę i miej różdzkę pod ręką-dodał podnosząc głos w stronę salonu.
-Ja nie mogę-powiedziała patrząc na stan chłopaka podtrzymywanego przez swoje dzieci-Fleamont chodź tu szybko.
-Chodźcie z nim do środka, trzeba mu pomóc-oznajmił nasz rodziciel jak tylko pojawił się przy nas. Po kilku minutach Łapa leżał w pokoju gościnnym wypoczywając.
-Więc opowiadaj co Ci się stało kochaniutki-powiedziała mama wymachując nad moim i James'a przyjacielem swoim magicznym patykiem.
POV. SYRIUSZ
-Więc moja matka wyprawiała jakiś bal-słowa zaczęły ze mnie wypływać i nie wiem czy jest to wina przyjaznej atmosfery z którą, w moim domu nie ma się doczynienia czy tym, że nie byłem oceniany bo nie każdy by przyjął prawie obcego chłopaka i do tego jeszcze całego w krwi.-Nagle jakiś z jej gości zaczął mnie wypytywać o szkołę i zmusił mnie bym odpowiadał. Pojawiały się tam takie pytania jak po której, stronie bym stanął w ostatecznej bitwie czyli po stronie dobra-potrzebowałem chwili na złamanie oddechu.
-Co się dalej działo?-próbował dowiedzieć się Rogacz.
-Spokojnie Rogi na wszystko przyjdzie jeszcze czas-uspokajała go jego siostra. Posłała mi pocieszający uśmiech. Chodź usta się cieszyły, oczy wewnętrznie płakały. Kathleen Potter była prawdziwą zagadką.
-Chwilę po tym jak prawie wszyscy wyszli-zacząłem znowu opowiadać. Widząc ich zainteresowany jak i zaniepokojony wzrok dodałem-Oprócz mojej kochanej rodzinki. Kuzynka zwana imieniem Bellatrix razem z moją matką Walburgą zaczęły mówić jaki to wstyd im przyniosłem i w jakim złym świetle ich postawiłem. Szły różne wyzwiska.
-Mógłbyś podać jakież przykłady?-spytała właścicielka domu w którym, właśnie przebywałem.
-Zdrajca krwi, szlama i jeszcze wiele, wiele innych choć nie warto nimi się przejmować bo w końcu co mi zrobią takie wyzwiska jak debil, i inne tego typu-na pierwsze trzy słowa Kat delikatnie się zmieszała widziałem po jej oczach jak te słowa wpłynęły na nią. Szczerze mówiąc nie wiem jak ludzie mogą oceniać pannę Potter po pozorach przecież to jest najcieplejsza osoba jaką znam.
-O ja nie mogę-wyszeptała prawie, że nie słyszalnie pani Potter.
-U niego w domu to jest standard. Czy ktoś oprócz Lestrenge i twojej matki coś ci robił?-wypytywała się Kathleen mimo wszystko dość mocno zmartwiona.
-Narcyza, Lucjusz i Regulus patrzyli na wszystko tylko nie na mnie A mój wuj i ciotka jak i ojciec tylko przyglądali się jak rzucają zaklęciami w moją stronę-odparłem rozglądając się po pomieszczeniu w którym, zostałem ulokowany. Było to średniej wielkości pomieszczenie ulokowane na pierwszym piętrze. Ściany mają kolor delikatnie kremowy. Na wprost wejścia do pokoju stało łóżko na którym, aktualnie leżałem. Po lewej stronie stało biurko nad którym, było okno otwarte na oścież by dopuścić świeże powietrze. Za to po prawej stronie stała szafa A zaraz obok drzwi była komoda.
-Jeśli nie chcesz mówić to nie mów-powiedziała właścicielka zielonych oczu i jednocześnie jedna z najmłodszych posiadaczy nazwiska Potter.
-Nie będziemy wywierać na tobie presji-dodała pani Potter. Mama James'a i Kathleen miała brązowe, kręcone włosy i tak podobne do Kat zielone oczy mające tą samą mądrość którą, brakuje na codzień ludziom. Obie były strasznie kochane, ciepłe i wrażliwe na krzywdę innych.
- Pamiętaj, że my jesteśmy tutaj dla ciebie-dopowiedział tata moich przyjaciół.
-W pewnym momencie matka zaczęła grozić mi, że mnie wydziedziczy więc powiedziałem "Weź to w końcu zrób A nie cały czas straszysz" i zrobiła jednak na szczęście jeszcze nie wie, że jeden z wujków zostawił mi swoją część majątku. Jak tylko na chwilę przestały rzucać klątwami to pobiegłem do mojego pokoju i zaklęciami się spakowałem. I tak dochodzimy do tego momentu gdy przybyłem do waszego domu-skończyłem swoją historię.
-Może chodźmy już spać. Rano pomyślimy co z tobą zrobić-powiedziała obecna ścigająca domu Lwa.
Minęły dwa tygodnie...
Przez ten czas dzięki lekarstwom i zaklęciom szybko ozdrowiałem. Razem z ścigającą i szukającym domowej drużyny naszego domu graliśmy w różne planszówki i graliśmy też w quidditch'a. Któregoś dnia jak tylko razem z James'em, bo jak chcecie wiedzieć po dwóch dniach wylądowałem z Jami'm w pokoju, zeszliśmy na dół, do kuchni obie właścicielki nazwiska Potter kręciły się po domu.
-Ktoś przyjeżdża? A może coś sie stało-spytał młodszy ode mnie chłopak. Sam byłem nie mniej zdziwiony od niego.
-Przyjeżdża ciotka Catrine-odparła Kati.
CZYTASZ
Chyba Cię pogięło...Potter
Adventure"-Byłam zwyczajna, a raczej zawsze próbowałam taka być -Jak to? -Liczne bójki nie działają na moją korzyść, nie sądzisz?" Start: 27 kwietnia 2021r. BARDZO WOLNO PISANA