Na uczelnie dotarłem w 23 minuty.
Wszedłem do sali i usiadłem wygodnie przy biurku.
-Dzień dobry- uśmiechnąłem się do uczniów najszczerzej jak tylko potrafiłem - co wy na to żeby zamiast dzisiejszego wykładu zrobić sobie spacer do parku Lane ?
Zobaczyłem iskierki w ich oczach. Kto normalny siedział by na uczelni czy w pracy , zamiast wygrzewać się na trawie w parku?
Szliśmy około 10 minut.
Gdy doszliśmy na miejsce uczniowie odrazu rozłożyli się na trawie i zaczęli ze sobą gadać.
Ja ułożyłem się pod drzewem w cieniu.
Zobaczyłem że jedna z moich studentek siedzi sama. Widziałem ją tylko kilka razy na wykładach ale wszystkie testy zdawała bezbłędnie.
Wydawała mi się zawsze taka inna. Nigdy nie widziałem żeby z kimś rozmawiała, uśmiechała się, płakała czy cokolwiek innego co robią ludzie , którzy nie są chorzy psychicznie.
Zawołałem ją do siebie ręką.
Wstała leciutko jakby nic nie ważyła, a usiadła obok mnie jakby była piórkiem które opada na ziemię.
Spojrzała na mnie beznamiętnie.
- Żadko widuję cię na zajęciach, nadrabiasz materiał sama? -
Wzruszyła ramionami- potrzebujesz w czymś mojej pomocy, jak coś to mów, jestem do dyspozycji-
Nic nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i oparła się o pień drzewa - ładny dzisiaj dzień...- nie wiem czemu ale poczułem silną potrzebę nawiązania z nią rozmowy
- Mhm...
Wow !
Wydała z siebie jakiś dźwięk, nie mogę w to uwierzyć!
- ...uwielbiam jak słońce otula promieniami moją twarz... czuję się wtedy jakby ktoś połaskotał mnie w serce- otworzyła jedno oko i spojrzała się na mnie- co się panu stało w twarz ? -zamknęła oko z powrotem. Nie zdała sobie sprawy z tego jak bardzo mnie to przybiło...
- Fajnie pan tak wygląda...
Po chwili oniemiały patrzyłem jak odchodzi.