Rozdział 2

48 5 0
                                    

Na uczelnie dotarłem w 23 minuty.

Wszedłem do sali  i usiadłem wygodnie przy biurku.

-Dzień dobry- uśmiechnąłem się do uczniów najszczerzej jak tylko potrafiłem - co wy na to żeby zamiast dzisiejszego wykładu zrobić sobie spacer do parku Lane ?

Zobaczyłem iskierki w ich oczach. Kto normalny siedział by na uczelni czy w pracy , zamiast wygrzewać się na trawie w parku?

Szliśmy około 10 minut.

Gdy doszliśmy na miejsce uczniowie odrazu rozłożyli się na trawie i zaczęli ze sobą gadać.

Ja ułożyłem się pod drzewem w cieniu.

Zobaczyłem że jedna z moich studentek siedzi sama. Widziałem ją tylko kilka razy na wykładach ale wszystkie testy zdawała bezbłędnie.

Wydawała mi się zawsze taka inna. Nigdy nie widziałem żeby z kimś rozmawiała, uśmiechała się, płakała  czy cokolwiek innego co robią ludzie , którzy nie są chorzy psychicznie.

Zawołałem ją do siebie ręką.

Wstała leciutko jakby nic nie  ważyła, a usiadła obok mnie jakby była piórkiem które opada na ziemię.

Spojrzała na mnie beznamiętnie.

- Żadko widuję cię na zajęciach, nadrabiasz materiał sama? -

Wzruszyła ramionami- potrzebujesz w czymś mojej pomocy, jak coś to mów, jestem do dyspozycji-

Nic nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i oparła się o pień drzewa - ładny dzisiaj dzień...- nie wiem czemu ale poczułem silną potrzebę nawiązania z nią rozmowy

- Mhm...

Wow !

Wydała z siebie jakiś dźwięk, nie mogę w to uwierzyć!

- ...uwielbiam jak słońce  otula promieniami  moją twarz... czuję się wtedy jakby ktoś połaskotał mnie w serce- otworzyła jedno oko i spojrzała się na mnie- co się panu stało w twarz ? -zamknęła oko z powrotem. Nie zdała sobie sprawy z tego  jak bardzo mnie to przybiło...

- Fajnie pan tak wygląda...

Po chwili oniemiały patrzyłem jak odchodzi.

Mężczyzna z bliznąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz