W ciągu tych paru dni, wydażyło się więcej niż w całym moim życiu.
Moja dawna, wielka miłość wróciła, zaprzyjaźniłem się ze swoją uczennicą... co będzie dalej ?
Przed drzwiami do mojego domu, spotkałem Demetris.
-Witaj Daniel.
- Cześć...
- Nie chciałabym się narzucać, ale pomyślałam że może mógłbyś mnie oprowadzić po mieście, nie znam żadnych miejsc ani ludzi...
- Jasne! Wejdź na chwilkę, zostawię tylko torbe. Chcesz się czegoś napić?
- Nie, dziękuję.
Rzuciłem torbę na podłogę.
Kurde, gdzie mam ją zabrać? Co mam najpierw jej pokazać?
- yy to gdzie chcesz iść najpierw?
- Nie wiem, ty prowadź.
Zabrałem ją na rynek, później do centrum, pokazałem jej Ratusz i Główny Szpital, pokazałem jej również kilka sklepów.
Na końcu zabrałem ją do mojej ulubionej kawiarni Taro.
- Chcesz wejść?
- Z chęcią napiję się kawy.
Usiedliśmy przy stoliku pod oknem.
Ja zamówiłem latte, a ona podwójne ekspresso.
Jak taka typowa, silna i niezależna, kobieta. Zaśmiałem się w duchu.
Taka właśnie jest.
Silna jak mało kto. Twarda jak stal.
Piękna jak zachód słońca...
- Czemu mi się tak przyglądasz
- Poprostu nie mogę uwierzyć że tu jesteś...
- Tak ja również. Bardzo się z tego powodu cieszę. Wszystko zaczyna mi się układać. Wymarzona praca, idealny mężczyzna przy miom boku... Znaczy mam taką nadzieję, bo naprawdę go... od wielu lat...- Jezu! Ona ma kogoś! Dlaczego? Dlaczego do cholery ?!- tylko nie wiem czy on mnie zechce, minęło bowiem od naszego ostatniego spotkania, pare ładnych lat i nie wiem czy wypada...
- Zapytaj go. - nie pytaj!
- Dobrze, tak zrobie.
- To fajnie...- Aż zabolało mnie serce i poczułem wielką bulę w gardle.
-Daniel?
-Tak ?
-Tym mężczyzną jesteś ty.
Wstała od stołu i wyszła z kawiarenki zostawiając mnie samego.
Poczłapałem się do domu. Jedyne czego teraz pragnąłem to usiąść na kanapie, opatulony kocykiem , trzymając w ręku kubek z herbatką cynamonową.
Nie nadaję się dzisiaj do niczego co by było w jakim kolwiek stopniu produktywne.
Poprostu mnie dzisiaj nie ma.