Rozdział on

897 43 14
                                    

Jasne promienie słońca oświetlały twarz chłopaka o ciemnych włosach jednocześnie oślepiając go i wyrywając ze snu. Ciemnowłosy otworzył swoje zielone oczy i spojrzał na biały sufit w pokoju. Widział ten widok zawsze kiedy żegnał się ze swoją sferą marzeń w których mógł moc dotknąć ust swojej ukochanej. Venti wstał z trudem z łóżka i spojrzał na rozrzucone po pokoju ciuchy.  Jak co wieczór wrócił do domu nachlany w trzy dupy. Był alkoholikiem od dawna i miał z tym problemy. Jednak kochał się upijać. Miał ku temu dwa powody. Pierwszy, mógł napić się ulubionego napoju ,a drugi to za każdym razem kiedy to robił mógł zobaczyć ją. Jego kochana przyjaciółka która zawsze go odprowadzała do domu i o niego dbała. Żywił do niej uczucie od wielu miesięcy. Nawet nie pamięta już jak z przyjaźni przeszło to w miłość. To było magiczne. Po prostu jednego dnia poczuł coś więcej i nawet nie pamięta kiedy zaczął na nią patrzeć jak na ósmy cud świata. Luna bo tak miała na imię była bardzo miła i ładna. Kochał ją jednak nie umiał jej tego powiedzieć. Bał się odrzucenia. Tego że zniszczy ich relacje i jego ukochana odejdzie.  Zielonooki pamiętał doskonale wczorajszy wieczór. Jak zawsze Luna zabrała go do domu i siedziała z nim aż nie zasnął. Była taka troskliwa. Ciemnowłosy spojrzał na stolik nocny. Jak zawsze były tam leki na ból, woda i mały liścik. Luna zawsze to zostawiała. Dbała o niego. Dlatego ją kochał. Chłopak z trudem wstał i zaczął zbierać swoje ciuchy z podłogi. Były one całe mokre i pachniały alkoholem. Nic dziwnego. Zawsze tak się to kończyło. Miał szczęście ze Luna zadbała o to by nie spał w takich ciuchach i zmusiła go by przebrał się w koszule nocną. Przynajmniej teraz nie wyglądał ani nie pachniał tak źle chodź dalej czuć było od niego wino. Chłopak od razu po pozbieraniu swoich ciuchów ruszył do toalety po czym wrzucił je do kosza na pranie. Następna rzecz która zrobił to wyjął z szafy świeże, ładnie pachnące ubrania. Zielonooki ruszył do toalety po czym wykonał swoją codzienną rutynę. Jak zawsze po wykonaniu jej chłopak zrobił swoje piękne warkoczyki po czym spojrzał do lustra. Bolał go jego wygląd. Nie był brzydki ani nic takiego tylko brakowało mu czegoś bardzo ważnego. Jasne włosy, niebieskie oczy, i jakiekolwiek cechy przystojnego chłopaka. Nic nie miał. Wiedział ze Luna kochała jasne włosy u innych i zawsze uważała niebieskie oczy za piękne. Mówiła że oczy tego koloru mają to coś. Zaś Venti był przeciwieństwem tego wszystkiego. Nie był nawet przystojny ani wysoki. Wszystkie dziewczyny wyzdychały do tych przystojnych wysokich chłopców którzy wyglądali jak bogowie. Zaś Venti po mimo tego ze bogiem jest to wyglądał jak typowy dzieciak. Chłopiec o uroczym i dziecinnym wyglądzie z delikatną skórą i słabo zbudowanym ciałem. Już dawno wiedział że nie ma szans i Luna nigdy go nie pokocha.
Traktowała go w końcu jak przyjaciela i nikogo więcej. Nie mógł łudzić się o cokolwiek większego niż przyjaźń. Zwłaszcza że ich relacje bardzo często wydawała się bardziej tak jak by Luna tylko zajmowała się Ventim. Zielonooki często nad tym myślał zastanawiając się czy nie ciąży jej i nie robi problemów jednak nigdy o to nie spytał. Bał się odpowiedzi do tego wiedział ze prawdopodobnie Luna z grzeczności odpowie że nie jest jej problemem. Chciał moc stać się kimś kogo Luna mogłaby pokochać jednak nie wiedział jak. Przynajmniej jak pil alkohol mógł zapomnieć o zmartwieniach i skupiać się na tym by być obok niej . Po krótkiej chwili Venti wyszedł z pokoju ,a następnie z domu. Mondast było piękne o tej porze roku. Wiosenny wiatr delikatnie poruszał liśćmi z drzew ,a słońce ogrzewało wszystkich swoim blaskiem. Było już trochę po południu wiec dużo osób chodziło po uliczkach miasteczka. Godzina piętnasta była idealną porą na spacer.  Zielonooki ruszył lekko chwiejnym krokiem w stronę swojego ulubionego miejsca. Wielki pomnik na środku mondast. Venti uwielbiał to miejsce. Było spokojne i do tego widać było z niego całe miasteczko. Ciemnowłosy ruszył w jego stronę z uśmiechem na twarzy. Ludzie jak zwykle przechodzili obok. Każdy miał z kim gadać zaś Venti szedł sam. Czuł się dziwnie ,ale wiedział ze za chwilę już nie będzie sam.
Tak jak się spodziewał kiedy doszedł do pomnika zobaczył na szczycie swoją kochana przyjaciółkę. Dziewczynę która obdarzył uczuciem. Brunetkę o cudownych oczach w odcieniu morskiej zieleni i o cudownym uśmiechu. Była wyjątkowa ,a jej głos uspokajał Ventiego za każdym razem kiedy go słyszał. Ciemnowłosy z lekkim trudem wdrapał się na pomnik. Luna nie zauważyła go bo jak zwykle była zatracona w nuceniu swojej ulubionej melodii. Zielonooki uśmiechnął się po czym podszedł do dziewczyny od tyłu zasłaniając jej oczy. Brunetka jak zawsze delikatnie dotknęła jego dłoni jednocześnie je łapiąc.

- Venti. Już wstałeś? Myślałam ze dłużej poleżysz w łóżku po wczorajszym- powiedziała brunetka po czym zabrała dłonie chłopaka ze swojej twarzy i spojrzała na niego. Venti z uśmiechem usiadł obok niej dalej trzymając jedna ręka jej drobną i delikatna dłoń.

- nie jest źle. Głowa deczko mnie boli ,ale to tylko trochę. Lepiej mi powiedz czy się wyspałaś.  Siedziałaś wczoraj u mnie do późna. Mam nadzieje że nie miałaś potem problemów ze snem- powiedział Venti patrząc na swoją ukochaną ze zmartwieniem. Luna tylko spojrzała na niego z uśmiechem po czym odpowiedziała.

- spokojnie. Spałam dobrze o dziwo. - po tych słowach brunetka spojrzała na piękne niebo pełne białych chmur i słonecznego blasku. Venti zaś tylko patrzyl na jej bladą twarz i piękne brązowe włosy które były poruszane przez delikatny wiatr. Była dla niego idealna. Jednak wiedział ze nie ma u niej szans. Było bardzo dużo powodów przez które Venti bardziej się przekonywał ze Luna nie jest dla niego.
Paroma były na przykład to że Luna pewnie jak reszta dziewczyn woli przystojnych i wysokich, to że brunetka traktuje ventiego jak przyjaciela, to że Venti jest bogiem ,a ona zwykłą śmiertelniczką. To najbardziej bolało ventiego. Kiedyś już to przeżywał i nie chciał powtórki tych traumatycznych wydarzeń. Samo wspomnienie rozdrapywało jego stare rany które nie mogą w żaden sposób się do końca zagoić. Nie ważne jak by chciał zapomnieć to i tak będzie pamiętać. Nic tego nie zmieni.

- hej Venti co ty na to by pójść do baru Diluca. Oczywiście nie po to by chlac jak ty to lubisz. Chciałabym coś zjeść i pogadać w cieplejszym miejscu- powiedziała zielonooka. Venti tylko uśmiechnął sje po czym przytaknął odrzucając wspomnienia na bok. Nie chciał być smutnym. Nie przy Lunie. Skoro ona się uśmiecha to on tez będzie się uśmiechać. Dopóki ona jest obok może wiecznie się uśmiechać.


♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎♥︎

No więc mamy Pierwszy rozdział.
Dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję że wam się spodobało. Zachęcam też do komentowania bardzo lubię czytać co ludzie myślą o moich ff.
Tak czy inaczej do następnego rozdziału moje rybcie❤️

Venti x oc: jesteś moim snem. [Zamończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz