11 Ostateczna walka z plagą

153 11 0
                                    

*Pov Piotr*
Czas płynął nieubłaganie. Do moich urodzin został tylko tydzień. Właśnie rozstrzygnąłem który z faunów wygrał w szach, gdy usłyszałem krzyk.
- ,,Na nich! Atak!"
Słychać było trzepot skrzydeł, stukot kopyt. Zrozumiałem o co chodzi. Nadchodzą elfy z jeszcze silniejszą armią. Centaury stoją w pogotowiu. Wszystkie z zamku. Niektóre fauny, też biorą udział w bitwie.
Wybiegłem z pałacu. Widok był przerażający. Tysiące mieczy opadały i znów podnosiły się do góry, aby zadać jeszcze mocniejszy cios. Armia Kendry była większa niż poprzednim razem. Zapewne powiększyła ją mieszkańcami Narnii.
Edmund walczy zawzięcie z jakimś elfem. Zuzanna stoi na balkonie gotowa strzelić z łuku. Łucja jest razem z nią, a w ręku trzyma magiczny uzdrawiający eliksir. Za drzewem zobaczyłem Lilianę, która obserwowała sytuację, wodząc wzrokiem w poszukiwaniu Kendry. Nie mogłem jej powstrzymać gdyż zaatakował mnie jakić centaur. Był ode mnie wyższy, ale i tak zdołałem go pokonać.
- Za tobą! - usłyszałem nagle i się obruciłem.
Stał tam mroczny elf. Jego włosy były długie. Nie była to kobieta, to na pewno. Znowu walczyłem zawzięcie, lecz tym razem przegrywałem. W końcu mi się jednak udało.
Ujrzałem że Lilia wznosi się w górę. Pewnie zobaczyła Kendrę. Ja jej nie widzę. A może ona jest niewidzialna? A może Lilia i sługusy Kendry tylko widzą elficę? Nie mogę się jednak nad tym zastanowić gdyż widzę kolejnego stwora podchodzącego do mnie. Jest nim... nie... to nie możliwe... to Tumnus. Ale jak! Przecież był w Ker-Paravelu! Ale wtedy przypomniałem sobie że on również miał walczyć. Pewnie został dotknięty przez Kendrę w czasie tej walki? Pokonać nie robiąc mu krzywdy... Po zdjęciu bransoletki wszyscy których atakowałem, będą żyli, prawda?
Nie muszę się długo zastanawiać. Kiedy patrzę w górę widzę Lilię z Kendrą. Nie jest już mroczna. Całą jej armia staje się taka jak przedtem. Powracają ich normalne kolory oczu i włosów. Narnijczycy mają tak samo. Zabici podczas tej walki ożywają, tak jakby nic się nie stało. Niektóre rany nie znikają. Tak jak moja, na nodze. Krwawi, ale trochę mniej. Boli, jednak mogę wytrzymać.
Moje zaniepokojenie budzi to że Lilia spada. Spada z góry. Ma zamknięte oczy. Jest na ziemi, nie zdążyłem jej chwycić.
Kiedy do niej podchodzę, dziewczyna otwiera powoli oczy i szeptać.
- Piotr... Schowaj tę bransoletkę w bezpieczne miejsce... Nie dotykaj jej rękami...
- A co z tobą?
- Na jakiś czas będę spała... Tak jak kiedyś... To magia bransoletki... Kto ją zdejmie z nadgarstka tego kto ją nosił, będzie.... - nie dokończyła.
Jej piękne czarne oczy się zamknęły. Cera była bledsza, ale żyła, oddychała, spała. Kiedy się obudzi?
- Edmund! - wykrzykrzyknąłem. Wiedziałem że z tą nogi nie zdołam sam zanieść Lilii do jej komnaty.
Po jakimś czasie kazałem Edmundowi, Zuzannie i Łucji opatrzeć rannych i ugościć ich w Ker-Paravelu.
- Masz eliksir - Łucja chciała mi dać płyn.
- Nie, ja będę ostatni... Jeśli eliksir się skończy, wolę żeby inni nie czuli bólu.
Łucja, choć z niechęcią, zrobiła to co jej kazałem.

Królowa zwierząt - Opowieści z NarniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz