Biegłam, biegłam ile sił w nogach. Słone łzy płynęły po policzkach jak małe rzeczki pełne bólu. Jak ja mogłam być taka naiwna?! Przecież w mugolskich szkołach chłopcy zawsze mi dokuczali i co, tu miało się coś zmienić? Jak widać, nie. Nadal jestem obiektem drwin. Byłam zakładem...
Nawet nie wiem, kiedy zdyszana dobiegłam do chatki Hagrida. W swoim ogródku hodował wielkie dynie. Tak wielkie, że można było się za nimi skryć i nikt by cię nie zauważył. Ja z pewnością nie chciałam być teraz widziana przez kogokolwiek.
Schowałam się i usiadłam na wilgotnej ziemi opierając się plecami o twardą powłokę rośliny. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na szloch. Szloch, który brzmiał jak u małej, przestraszonej dziewczynki. Jednak o dziwo szybko przestałam płakać, a smutek powoli ustępował. A w zamian pojawił się gniew. Byłam wściekła na Pucey'a za to, co zrobił. Zakpił ze mnie! Ze złości podniosłam kamień z ziemi i cisnęłam go w mało znaczącym kierunku.
— Wo, spokojnie, bo przez ciebie już nie będę taki piękny — powiedział George uchylając się przed pociskiem.
— Oj, przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś za mną będzie szedł.
— Myślisz, że zostawiłbym cię samą w takim stanie? — usiadł koło mnie i posłał mi uśmiech, ale po chwili spoważniał. — Jak się czujesz?
— Jak idiotka.
— A nie powinnaś, Adrian to dupek i tyle.
Z frustracji wstałam i zaczęłam chodzić w tą i z powrotem.
— Nie, George. Ty nic nie rozumiesz — zaczęłam gestykulować, zawsze tak miałam, gdy wiele emocji mną szargały. — On mnie wykorzystał do jakiegoś głupiego zakładu. Dałam się tak łatwo omamić, zmanipulować. A kim najprościej manipulować? Idiotami i półgłówkami. Tak więc... jestem idiotką.
— Nie, Al. Mylisz się — chłopaka też wstał i złapał mnie za ramiona. — Posłuchaj, ty po prostu masz dobre serce. Chciałaś nawiązać z kimś relację jak każdy normalny człowiek. Tylko trafiłaś na nieodpowiednią osobę. Zdarza się. Ale nie powinnaś się przejmować, bo wokół siebie masz masę ludzi, dla których jesteś ważna. Ja i Fred, Syriusz, Remus, Hermiona, Katherine i jeszcze wielu, wielu innych.
Spuściłam głowę.
— Masz rację... ale — nie wiedziałam jak mu wyjaśnić to co czułam — kiedyś w piątej klasie był chłopak, który mi się podobał. Był jedną z niewielu osób, które ze mną rozmawiał. Zbliżał się dzień zakochanych i miałam nadzieję dostać od jego przyjacielską walentynkę. Ale on wysłał go innej. Później przestał się do mnie odzywać z niewiadomego powodu. A teraz... ta sytuacja z Pucey'em. Mam wrażenie, że nie jest mi pisana miłość.
— Co ty w ogóle gadasz?! Twoja miłość jest bliżej niż myślisz.
— Skąd możesz o tym...
Nie dane mi było skończyć, bo George objął dłońmi moją twarz i zakrył wargami moje! George Fabian Weasley właśnie mnie pocałował! Nie wiem dlaczego, ale zamknęłam oczy i odwzajemniłam pocałunek. Ku mojej radości a zarazem przerażenia chłopak ponownie musnął moje wargi. Miałam motyle w brzuchu. To uczucie było cudowne a zarazem dziwne i drażniące.
Kiedy odsunęliśmy się od siebie, zobaczyłam jak jego oczy się błyszczały. Błyszczały się jak nigdy indziej. A na moje policzki wpłynął zdradziecki rumieniec. Patrzyliśmy się na siebie przez dłuższą chwilę.
— Ja... ja... — byłam tak oszołomiona gestem chłopaka, że nie wiedziałam co powiedzieć. — Przepraszam.
Powiedziałam i zrobiłam coś głupiego, ale tylko to przyszło mi w tamtej chwili do głowy, uciekłam.
CZYTASZ
Ostatnia z Blacków | Fred & George Weasley🖋
FanfictionZawsze czułam się inna od swoich rówieśników. Czasami dziwne rzeczy działy się wokół mnie. Inne dzieciaki mówiły, że jestem nawiedzona i śmiałysie że mnie. Zastanawiałam się, co jest ze mną nie tak, ale dopiero gdy Syriusz Black pojawił się w moim ż...