34. Chłopak z gitarą

593 28 18
                                    

W poprzednim rozdziale:

Alsephina przeżyła żałobę po śmierci Syriusza. Przez namową Remusa, Al postanowiła odwiedzić Weasley'ów. Wszyscy są szczęśliwi z jej obecności, oprócz Freda. Alsephina razem z Fredem znalazła rannego psa, uleczyli go, a ona go przygarnęła, nadając mu imię: Łapa. Al oświadcza George'owi, że najwyższy czas zemścić się na Bellatrix.

Atmosfera i natura, która była wokół Nory naprawdę działała na mnie kojąco i dawała mi wytchnienie. Czułam, że naprawdę odpoczywam. Od pierwszej nocy, gdy opuściłam Grimmauld Place, przestały mnie męczyć koszmary związane z Syriuszem. Przez to byłam ciągle zmęczona.  A w domu Weasley'ów to ustąpiło i w dodatku czułam się jak członek rodziny.

Schodząc któregoś dnia do kuchni usłyszałam jak ktoś ma okropny, duszący kaszel.

— O nie, to wykluczone, w tym stanie nie pójdziesz do pracy, Arturze — powiedziała pani Weasley.

— Ale...

— Nie ma żadnego ale! Wracaj do łóżka.

Pan Weasley westchnął ciężko i wstał od stołu i poszedł na górę wymijając mnie. Uśmiechnął się do mnie na przywitanie, ale po oczach było widać, że gorzej się czuje.

— Mężczyźni to takie duże dzieci, trzeba się nimi zajmować, bo sami nie potrafią — rzekła pani Weasley, gdy mnie zobaczyła. — Zastanów się nad tym jeśli, będziesz chciała wyjść za mąż.

Zaśmiałam się lekko.

— Do ożenku jeszcze mi daleko. Pan Weasley źle się czuję, mogę jakoś pomóc?

Molly się zastanowiła.

— Ach tak, muszę zrobić syrop, jednak nie mam wszystkich składników. Poszłabyś poszukać i zebrać mi liście bluszczu?

— Jasne, nie ma problemu.

Rozejrzałam się w okół i z zaskoczeniem zauważyłam, że nikogo po za kobietą nie ma. Dziwne, Nora zawsze była pełna ludzi.

— Gdzie są wszyscy?

— A każdemu przydzieliłam jakieś obowiązki i się rozeszli.

— Jakbym wiedziała, że będę prace do zrobienia, wstałabym wcześniej — powiedziałam patrząc na stół, gdzie były ślady po obfitym śniadaniu.

— Nie przejmuj się kochanieńka. Jesteś u nas pierwszy raz, jesteś naszym gościem i nie chcemy obciążać obowiązkami. Usiądź, zrobię ci coś szybkiego do zjedzenia i będziesz mogła iść po te liście.

Przystałam na tę propozycję, bo byłam głodna, a po za tym pani Weasley świetnie gotowała. To miła odmiana, po tym co serwował mi przez ostatni miesiąc Remus. Nie gotował najgorzej, ale zdarzyło mu się coś przypalić.

Wzięłam koszyk wiklinowy i wyszłam z domu. Żar lał się z nieba. W końcu było gorące lato. Obok mnie szedł Łapa i razem poszliśmy spacerkiem przez łąkę. Nie wiedziałam, gdzie w okolicy różnie bluszcz, bo pani Weasley nie dała mi żadnych wskazówek, więc szłam na oślep.

Przed dłuższy czas nie mogłam zlokalizować tej rośliny, dopiero potem przypomniało mi się lekcje eliksirów i słowa Snapa, że bluszcz rośnie w zaciemnionych miejscach. Dlatego skierowałam się do pobliskiego lasku.

Kiedy w końcu znalazłam odpowiednią roślinę, nożycami zaczęłam ucinać liście. Gdzieś koło mnie biegał Łapa i obwąchiwał różne krzaki. A gdy zmęczył się bieganiem ułożył się pod drzewem, które dawało mu cień i obserwował moje poczynania. Uwielbiam tego psa, towarzyszy mi na każdym kroku. Gdzie nie pójdę, on jest ze mną. W pewien sposób zastępował mi pustkę po Syriuszu.

Ostatnia z Blacków | Fred & George Weasley🖋Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz