7. SUSAN

23 1 0
                                    

Siedziała na kanapie czytając książkę, nagle do pomieszczenia wpadł z impetem mały chłopiec, miał jasne włosy w odcieniu blond , prawie tak jak ona, oraz szare oczy, tak bardzo podobne do jego. Wszystko w nim było, podobne do niego. Rysy twarzy, uśmiech a nawet niewielki pieprzyk, który dla innych mógłby się wydawać niewidoczny  ale nie dla niej. Nic tak na prawdę  nie było w nim podobne do niej i nigdy nie miało być. Ponieważ Allan nigdy nie był i nigdy nie będzie tak naprawdę jej synem. Był dzieckiem Ryana i Rachel. Kobiety, którą wybrał jako pierwszą, która wrosła w serce Ryana niczym chwast, i choćby nie wiadomo jak bardzo się starała, nie mogła się go raz na zawsze pozbyć. Może właśnie ten chwast okazał się być  jedną z przyczyn ich rozwodu? Dalej już wszystko poszło z górki. Tak jak w domku z kart, jeden nie ostrożny ruch i wszystko się sypie.
— Mamo, spójrz co udało mi się narysować! — zawołał Allan biegnąc z przedpokoju, z nieco wymiętą kartką.
— Co to jest kochanie? — zapytała i przysunęła go bliżej siebie, chciała czuć jego zapach, pogładzić go po jasnych włosach, które zawsze miał roztrzepane we wszystkie strony świata. Wzięła od niego kartkę i zaczęła uważnie lustrować każdy szczegół rysunku. Nie mogła powstrzymać poczucia rozczarowania, kiedy zobaczyła wysoką postać o czarnych, długich włosach i linii przecinającej twarz prawie na pół. Wszystkie złe wspomnienia wróciły i uderzyły ją z zdwojoną siłą, czuła jak robi jej się słabo. Rysunek wydał jej się nagle okropny, ale powstrzymała się od komentarza, Allan miał dopiero dziesięć lat, może w końcu zapomni? Może zamiast czarnych kręconych strąków pojawią się lśniące brązowe loki, na miejscu poważnej, martwej twarzy bez wyrazu, ukarze się radosna, pewna siebie osoba o wyprostowanej sylwetce i szerokich ramionach, w których bezpiecznym uścisku budziła się każdego ranka. Od kąd zamieszkała w Oslo, już nie musiała zasypiać z zapaloną lampką, nie musiała również dziesięć razy sprawdzać czy zamknęła dokładnie drzwi przed wyjściem do pracy czy przed pójściem spać. Już nie męczyły ją koszmary i obawy, że znowu ktoś będzie próbował zagrozić życiu jej lub dziecku, "jej dziecku".
— To moja rodzina, ja, tata i Rachel.
— A kim jest Rachel? — zapytała, choć dobrze znała odpowiedź.
— Moją mamą, której już nie ma, jest teraz bardzo daleko, tata mówił, że była równie piękna jak ty, ale nie martw się ty też nią jesteś.
— I będę nią zawsze. — odpowiedziała i mocniej przytuliła chłopca do siebie, tak bardzo nie chciała go stracić. Spojrzała na zegarek, dochodziła dziewiąta, pocałowała Allan'a w czoło i poleciła mu, aby już poszedł się położyć, była zmęczona.

Wstała i podeszła do okna, Oslo nocą wydawało jej się piękne i spokojne, tego właśnie chciała,  świętego spokoju. Nagle poczuła na sobie ciepłe dłonie, które zaczęły gładzić jej włosy, wzdrygnęła się lekko, choć wiedziała kto to.
— Ciii... To tylko ja. - jego głos był spokojny i głęboki. Odwróciła się żeby przyjrzeć mu się dokładnie, był zmęczony ale nie dawał tego po sobie poznać.  W przeciwieństwie do Ryan'a. Który po pracy przypominał jej chodzące zwłoki. John, chwycił nagle jej twarz obiema rękami i złożył delikatny pocałunek na jej ustach.
— Czemu jeszcze nie śpisz, jest późno.
— Nie mogę spać.
— Znowu miałaś koszmary? Wciąż ten sam. — bardziej stwierdził niż zapytał i lekko przyciągnął ją bliżej siebie. Pokiwała lekko głową, nie wiedziała dlaczego chciało jej się płakać. — Wszystko pomału, już nie musisz się bać, nie kiedy jestem obok. Kazałem zamontować alarm przeciw włamaniowy, na razie tylko tyle mogłem zrobić, chcę żebyś czuła się bezpiecznie.
Odsunęła się od niego powoli, John zdjął marynarkę i poluzował krawat, usiadł przy stole oświetlonym pojedynczą lampką i nalał do dwóch szklanek wody, nagle zatrzymał wzrok na jednym z małych talerzyków a konkretnie na jednej, małej, niebieskiej tabletce.
— Zapomniałaś dzisiaj leków? Wiesz, że masz problemy z krzepliwością krwi. Weź ją teraz.
— Byłeś dziś na komendzie, widziałeś się z Ryan'em?
John przez chwilę zamilkł i odpowiedział  stojąc do niej plecami.
— Tak, ale tylko minęliśmy się w korytarzu, zaproponowałem mu, żeby odwiedził Allan'a, chłopiec za nim tęskni, dzwonił do ciebie w tej sprawie?
Susan milczała, nie chcąc mu powiedzieć, że zablokowała jego numer. John spojrzał na nią i westchnął, unosząc brwi.
— Twoje milczenie uznam za twierdzącą odpowiedzieć. — sięgnął po plik papierów, który leżał na stole i zaczął go przeglądać kontaktując. Susan szybko połknęła leki.
— Od przyjazdu nie odebrałaś od niego ani razu, z tego co się dowiedziałem szybko nie wróci z powrotem do Seattle. Nie zrozum mnie źle, ale pamiętaj, że nie jesteś prawdziwą matką Allan'a. On potrzebuje ojca, a ty nie możesz mu zabronić widywać się z synem całkowicie to, że sąd przyznał ci pełne prawo nad opieką jeszcze nic nie znaczy. Nawet, jeśli postanowisz go wywieźć na drugi koniec świata.
— Przecież  wiem. — odpowiedziała, będąc już trochę poirytowana tą całą sytuacją.
— Myślę, że dobrze by było jakbyście się spotkali, porozmawiali na spokojnie. Ja i tak mam jutro wizytę w prokuraturze a potem przesłuchanie na komendzie, wrócę późno. Pomyśl przez chwilę o tym co czuje Allan. Na pewno tęskni za ojcem.
— Tak zrobię. — odpowiedziała siadając sztywno.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 24 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Szczery Ból [Remont]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz