#2

446 25 3
                                    

Jestem sparaliżowana. Minęły tylko dwa lata a człowiek z którym spędzałam prawie każdą wolną chwilę mnie nie poznaje. Szczególnie Niall'a. Jeżeli ze mną miał dobry kontakt to jego traktował jak starego przyjaciela.

Blondyn jest równie zdziwiony jak ja. No ale nie można się dziwić staremu strażnikowi. Ma swoje lata, dawno powinien przejść na emeryturę więc zdarza mu się nie pamiętać kilku faktów. Jednak podejrzane jest to że nas nie pamięta. Jak tata zostawał dłużej w pracy to on się nami zajmował. Był i wciąż jest dla mnie jak ojciec. Znam go dość długo, byłam świadkiem gdy ten niepozorny staruszek nabierał dużo osób . Nawet raz żartował z króla Desmonda. Biedny był taki zakłopotany że przez tydzień nie wychodził z komnaty.

-Zamierzacie mi odpowiedzieć czy mam wezwać szefa straży? - zapytał a ja zauważyłam jak mu się błyszczą oczy

Nabiera nas. Dla lepszego efektu wyciąga miecz i ustawia go tak że początkiem dotyka nosa Niall'a . Blondyn jest bardzo przestraszony.

-James oszczędź - mówię na co ten wybucha śmiechem - mnie nie nabierzesz, nie wiem jak jego

-Już myślałem że znowu masz nawrót choroby - mówi blondyn

-Chodźcie tu - odpowiada

Pewnie do niego podchodzę. Wtulam się w jego tors i wdycham zapach munduru staruszka. Niall obejmuje go ramieniem.

Codziennie rano przechodziłam do Jamesa. Lubiłam słuchać opowieści na temat tego jak to kiedyś było. Jak byłam mniejsza bawiłam się jego białą brodą.

-Nie chce nic mówić - odsuwa się od nas - ale wasz ojciec chwali się jak to was "uprowadził"

Ojciec napadł na mnie niedaleko uczelni. Gdyby nie fakt że kończyłam zajęcia wcześniej raczej nie zrobił by tego.

-Zamierzacie uciec? - pyta

Automatycznie kiwam głową. Nie chce wracać tutaj. Ostatnie czego chce to zostanie i pilnowanie bandy arysokratów którzy przy swoich znajomych potrafią Cię traktować jak śmiecia.

Widzę na twarzy Jamesa smutek . Jest jedną z nielicznych osób które twierdziły że to nasze życie i nie musimy dostosowywać się do jakiejś tradycji. Szanował to co myślimy. Nie narzucał nam niczego.

-Rozumiem - odpowiedział.

Przeszliśmy już do głównych drzwi. Lekko wychylam głowę żeby sprawdzić czy nikogo nie ma. Teren jest czysty. Patrzę na brata i pokazuje że wszystko dobrze.

-Niall? Lola? - słyszę ten głos.

To on. Harry. Przyszły król lecz w mojej pamięci dupek który skreślił mnie i naszą przyjaźń.

Patrzę to na brata to na strażnika. Pierwszy raz nie wiem co zrobić. James poinformował nas że nasze konie mój Boss i Niall'a Lady czekają już na nas przy bramie. Wystarczy tylko tam dobiec, wsiąść na nie i uciekać tyle ile się da. Potem jakoś dojechać do Oslo, gotowe. Witaj normalnie życie, ale nie. Musiał ruszyć swoją królewską dupe i musiał chodzić po tym cholerny zamku.

Bez zastanowienia kopię nogą w drzwi. Chwytam brata za rękę i wybiegamy. No przynajmniej próbujemy. Czuje ciepłe dłonie w okolicach mojej tali które podnoszą mnie do góry. Próbuje się wyrwać z tego uścisku.

Widzę jak brata przytrzymują Louis i Zayn. To pozostali strażnicy w naszym wieku. Tylko że oni z własnej woli chcieli tu pracować. Wierce się coraz bardziej. Kopie, bije i gryze napastnika.

-Córeczko spokojnie to tylko ja - mówi mój tata.

----------

Nadal wierce się jak wariatka. Uścisk jest bardzo mocny. Po pierwsze : nie mogę krzyczeć bo jeszcze zleci się pozostała część służby oraz rodzina królewska. Po drugie : wypada uderzyć własnego ojca w krocze czy raczej  nie?

ProtectionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz