SHIP: Walkiria x Carol Denvers— Przypomnij mi, dlaczego zawsze zaczynamy wszystko na ostatnią chwilę? — Brunnhilde zatrzasnęła drzwi pokoju nogą, podczas gdy sterta notatek wysypywała jej się zarówno z rąk jak i z torby przewieszonej przez ramię. Pytanie było nieco zniekształcone, bo w zębach trzymała długopis.
Leżąca na podłodze Carol rzuciła przyjaciółce przelotne spojrzenie znad podręcznika. Otoczona luźnymi kartkami papieru z własnymi zapiskami również nie znała odpowiedzi.
— Może to się zalicza do jakiejś choroby? — zaproponowała i przewróciła stronę wypożyczonej z biblioteki książki, która niemal rozpadała się w dłoniach, ale za to była ostatnim dostępnym egzemplarzem. Cóż, cały sztab przyszłych dziennikarzy miał egzaminy w prawie tym samym terminie, więc i tak sukcesem było uzyskanie jej kosztem wręcz własnego życia. — Kto wie, może wpiszemy to na jakiś wniosek o zwolnienie z egzaminu, czy coś?
Mulatka z nieukrywaną ulgą rzuciła stos "wiedzy" na swoje łóżko.
— Daj spokój, Vers, jesteśmy w dupie — jęknęła, bez przekonania przesuwając palcem po skoroszytach i paru plikach spiętych zszywaczem. Niech żyją dobrzy znajomi, którzy robią notatki, by później dzielić się nimi za miesięczny kupon na piwo. Oczywiście na koszt pożyczającego. — Mam wrażenie, że nie znam połowy tych przedmiotów.
Carol przewróciła się na brzuch, odkładając książkę przed siebie. Przetarła twarz dłonią, a potem podrapała się po karku pokrytym krótkimi włoskami. Ścięcie ich było jedną z najlepszych decyzji ostatniego miesiąca, w przeciwieństwie do przekładania nauki do egzaminów w college'u.
— Ja za to mam... — Spojrzała w bok. — Energetyki, paczkę chipsów i resztkę wódki. I kończącą się cierpliwość do tego szajsu.
Obie parsknęły śmiechem. Śmiechem przez łzy, ale nadal śmiechem.
Bo chociaż istotnie były we wspomnianej "dupie", tak nie mogłyby sobie w tamtym momencie wyobrazić innego życia niż tego w ich akademickim pokoju, obklejonym masą losowych plakatów i ulotek z większości eventów, w których miały okazję brać udział; gdzie wiecznie leciała jakaś muzyka, pudełka po pizzy i chińszczyźnie stanowiły niemal podstawowe wyposażenie pokoju, a sekretnie przechowywany kot imieniem Goose plątał się pod nogami, pomrukując.
— Pokaż, co tam przywlokłaś.
\_\_\_\_\_\_\_\_\_\_\_\_\_\_\_
Szczerze? O trzeciej nad ranem już nawet energetyki nie pomagały. To nie tak, że egzamin zaczynał się za około siedem godzin, a Carol i Valkyrie zostały jakieś dwa podręczniki do wkucia na blachę, ale... No cóż, tak właśnie było.
— Jak to jest być kochaną po tylu latach samotności? — Nuty piosenki puszczonej z telefonu i ciche tykanie zegara przerwało pytanie Valkyrii, która przełykając później porcję energetyku, przeszła do następnego rozdziału.
Leżąc na łóżku, nawet napoje nie pomagały w pozbyciu się prawie że podwójnej wizji. Żaden wyraz wydawał się nie mieć większego sensu, więc pewnie dlatego przerzuciła wzrok na Carol. Blondynka jednak zamiast odpowiedzieć od razu, zmarszczyła brwi, jakby nie do końca wiedziała, czego przyjaciółka oczekuje.
— Byliście na randce w zeszły wtorek. I dostałaś kwiaty. Mogłabyś powiedzieć wiecznej starej pannie jak to jest — sprostowała Brunnhilde, wzruszając ramionami. Później zgniotła puszkę napoju i rzuciła ją niedbale na podłogę. Okazało się, że Goose bardzo chętnie zainteresował się nową zabawką. — Ej, coś nie tak?
CZYTASZ
MARVEL PRIDE PARTY 2021
FanficPRIDE MONTH 2021 W środku znajdują się otwarte prompty, do których możecie się zgłaszać, a następnie napisać o nich krótką historię. Musi ona jedynie dotyczyć społeczności LGBTQ+ i dotyczyć shipu lub postaci z Marvela. Ma być wesoło, kolorowo i ma b...