Prolog

282 49 145
                                    

Klara spojrzała w lustro i uśmiechnęła się do siebie blado. Nigdy nie chciała widzieć się w tym miejscu, ale mimo wszystko cieszyła się z tego, że dziś miała zostać żoną Franza.

Biała suknia spływała po jej ciele wodospadem tiulu, koronek i tafty. Nie podkreślała jej talii, czego dziewczyna wielce żałowała, bowiem zawsze lubiła eksponować swoją sylwetkę, ale musiała ukryć swój brzuch. Gości co prawda miała mieć niewielu, lecz nikt poza babcią i Adrienne nie powinien wiedzieć o jej stanie.

Loki upięte w kok spływały jej łagodnie na kark, a diamentowe kolczyki błyszczały zalotnie. Na szyi lśnił delikatny łańcuszek, a na palcu miała swój zaręczynowy pierścionek. Franz sprawił jej naprawdę piękny prezent, choć ozdoba należała do bardzo skromnych. Uważała ją jednak za wysmakowaną i pełną elegancji.

Przesunęła dłonią po brzuchu i westchnęła. Przyzwyczaiła się już do myśli, że będzie matką i zdążyła zapałać miłością do swojego dziecka. Nie było to może płomienne, gwałtowne uczucie, jakie wiele matek żywiło do swego potomstwa, a raczej pełen czułości sentyment.

— Od dziś już nikt cię nie skrzywdzi, kochanie — wyszeptała czule. — Ja i twój tatuś o to zadbamy.

— Chodź już, Klaro! — Dobiegł ją głos Adrienne.

Spojrzała na siebie po raz ostatni i ruszyła ku drzwiom. Kuzynka w oszałamiającej szmaragdowej sukni prezentowała się dużo urodziwiej niż ona sama. Twarz Francuzki wprost promieniała szczęściem. I ona niedługo miała zostać panną młodą.

Na parterze dołączyła do nich babcia. Isabelle miała na szyi swą ukochaną kolię, którą otrzymała od męża z okazji pierwszej rocznicy ślubu ponad sześćdziesiąt lat temu. Klara westchnęła. Źle jej było z tym, że brała ślub tak krótko po śmierci dziadka, lecz nie mogła inaczej uczynić. Wiedziała, że ukochany krewny na pewno by ją zrozumiał. Wszak w obecnej sytuacji należało podjąć zdecydowane środki. 

— Wyglądasz pięknie, dziecko — rzekła Belle, przyglądając się wnuczce z uśmiechem i pogładziła jej policzek. — Franz na pewno będzie oszołomiony. 

— Też tak myślę! — rzekła Adrienne. — Chodź, Klaro, zaraz spóźnisz się na własny ślub!

Klara zaśmiała się cicho i podążyła za krewnymi. W powozie cała drżała. Mimo wszystko ogromnie się denerwowała, nawet jeśli prócz babci i Adrienne na ceremonii mieli być obecni jedynie jej brat z żoną i Edward. Franz nie miał nawet drużby, którego by znał, gdyż Heinrich od dwóch tygodni siedział w areszcie, oczekując na proces.

Gdy pomyślała o minionym pół roku, zachciało się jej szlochać. Jej życie zupełnie się odmieniło. Straciła trzy tak ważne dla siebie osoby... Ale zyskała Franza, przy którego boku mogła sobie pozwolić na bycie sobą. To on miał teraz stać się jej rodziną. Wiedziała, że w przeciwieństwie do ojca on o nią zadba.

Kiedy wyszła z powozu i przestąpiła próg świątyni, zadrżała. Niewielki, wciśnięty między kamienice, sponad których wystawała majestatyczna kopuła, kościół świętego Piotra znajdował się niemal obok kamienicy, w której przez tyle lat mieszkała z ojcem. Obawiała się, że Alfred nagle znajdzie się w świątyni i przerwie ceremonię.

Barokowe wnętrze kościoła onieśmielało ją swym przepychem. Pełne złota i figurek amorków, kolumn i malowideł, syciło jej oczy swym pięknem. Nawet jeśli nie przychodziła tu dla Boga, bo nigdy nie przejawiała szczególnej religijności, to dla sztuki mogłaby się tu zjawiać codziennie. Złote ozdoby oplatały ściany świątyni niczym węże, onieśmielając swym blaskiem. Klara najbardziej lubiła przypatrywać się majestatycznym organom, dziś jednak nie zwracała na nie aż takiej uwagi. Bardziej zajmowało ją coś innego. Albo raczej ktoś. 

Franz stał już przy ołtarzu w nowiutkim fraku, który dopiero co wyszedł spod igły krawcowej. W przeciwieństwie do jego starego przyodziewku, który na nim wisiał, ten pasował idealnie. Uwypuklał jego smukłą, wysoką sylwetkę, która tak podobała się Klarze. Gładko zaczesane włosy uwydatniały wysokie, białe czoło. Widać było po nim, że jego matka pochodziła z arystokracji.

Uśmiechnęła się do narzeczonego szeroko i spojrzała na kapłana, który stał już przed ołtarzem. Otto patrzył na nią z lewego rzędu z wyrazem ojcowskiej dumy wymalowanym na twarzy. Nieco ją to zdumiało. Otto wyglądał tak przezabawnie. Trzymał dłoń na brzuchu swej małżonki, który zdążył się już znacznie zaokrąglić. Pomyślała z rozrzewnieniem, że przynajmniej jej dziecko będzie miało kuzyna w swoim wieku, z którym będzie się mogło bawić. Może jej nowe życie wcale nie będzie takie złe... W gruncie rzeczy na razie zapowiadało się na sielankę.

Narzeczony co rusz zerkał na nią z czułością. Widziała malujący się na jego ustach szeroki uśmiech i wyraz najwyższej szczęśliwości. Co jakiś czas patrzył też na jej brzuch, na co posyłała mu pełne tkliwości spojrzenia. Wierzyła, że uda im się w miłości wychować dziecko i wieść pełne szczęścia życie.

Kiedy nadszedł czas złożenia przysięgi, a ksiądz przepasał ich dłonie stułą, patrzyła Franzowi prosto w oczy. Dostrzegała w nich ogromną czułość i szczerość. Wymawiał słowa powoli, jakby ważył każde z nich z ogromną pieczołowitością. Wiedziała, że je wypełni. Sama powtarzała je z większą pewnością, uśmiechając się uroczo do narzeczonego. Jego oblicze rozjaśniało się z każdym słowem.

Kapłan wyrzekł odpowiednią formułę, a do państwa młodych zbliżył się Otto, który podał im grube, złote obrączki. Franz wziął mniejszą z nich i spojrzał poważnie na ukochaną.

— Klaro, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego — rzekł podniosłym tonem.

Głos załamał mu się przy ostatnich słowach. Klara dostrzegła w jego oczach łzy. Uśmiechnęła się do niego i sama wyrzekła identyczną formułkę.

Kiedy ceremonia dobiegła końca, wyszli przed kościół, trzymając się za ręce. Oboje uśmiechali się radośnie. Może nie chciała nigdy tego momentu, ale czuła się szczęśliwa. Jej nowa rodzina miała być piękna i pełna miłości. Codziennie miała budzić się u boku człowieka, który naprawdę ją kochał, a którego i ona miłowała.

— Mam nadzieję, że będzie pani ze mną szczęśliwa, pani Weber — szepnął jej Franz, nim wsiedli do powozu.

— Na pewno tak będzie, panie Weber. Kocham pana. 

Tak więc oto zostaliście świadkiem ślubu, który miał kończyć tom I, ale uznałam, że jest tam niepotrzebny i trochę zaburzy przesłanie końcówki. 

Zmierzch świataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz