Rozdział 04.

378 22 2
                                    

- Witam ponownie, panno Morgan - Powiedział z miną jak chmura gradowa.

Stałam jak wryta. Co on tu u diaska robi?!

- Pan tutaj?! - zapytałam nie wiedząc dokładnie, czy potrafię wymusić na sobie normalny ton mojego głosu.

Spojrzałam mu w oczy. Milczał, a jego mina nie zdradzała, jakie ma zamiary.

Drżałam, cholerne uczucie strachu zaczęło przedzierać się przez moją cienką fakturę garderoby.

U licha! Co jeśli on znowu pomyślał, że wchodzę mu w drogę?!

- Ja nie...

- Zamknij się. A tobie... - zwrócił się do Step. - tobie już podziękujemy. Zjeżdżaj - wycedził surowo. Dziewczyna spojrzała na mnie, jej wargi drgnęły i lekko kiwając mi głową, odeszła.

Zacisnęłam powieki i zaczęłam nie równo oddychać przez nos, świadoma tego, że właśnie zostałam z nim sama.

- O co ci chodzi? - odważyłam się zapytać, ale on nie odpowiedział. Odnalazł drogę do mojej dłoni i mocno za nią ścisnął prowadząc do pustej windy.

Nie puszczał.

Drzwi od windy zamknęły się, a ja poczułam jak jego pociemniałe oczy skanują moją przerażoną twarz.

- Boisz się mnie. Wiem, że moje zachowanie jest karygodne. Ale uwierz, to najlepsze rozwiązanie jakie wymyśliłem spotykając ciebie.

Przy tym ostatnim zdaniu w jego oczach pojawiło się jakieś silne, nieznajome uczucie. Poczułam jak  temperatura mojego ciała diametralnie się zmienia. Westchnął przeciągle i spojrzał na mnie.

- Chodź... - pociągnął mnie w stronę czarnego mercedesa. - wsiadaj.

Oczywiście zrobiłam jak rozkazał.

Jechaliśmy do centrum. Zrezygnowana tą całą sytuacją oglądałam niknące w dali budynki. Co on wyprawia?!

Zacisnęłam ręce w pięści, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni. Co jeśli on coś mi zrobi? A jeśli zgwałci i zabije?! Nie, nie, nie!

Przymknęłam oczy i usiłowała odzyskać spokój. Dam radę, dam radę... 

W pewnym momencie poczułam, że się zatrzymujemy. Rozejrzałam się po okolicy. 

- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam grzecznie, ale on tylko spojrzał się na mnie jak na debilkę i wyszedł z samochodu. Myślałam, że skoro mi na początku otworzył drzwi to i tym razem też tak będzie, ale pomyliłam się. Jaśnie hrabia nawet się nie obejrzał za mną, więc postanowiłam podążyć za nim.

Kiedy poczułam orzeźwiające powietrze i cudny krajobraz otaczający mnie, naszła mnie wena na malowanie. Zaczęłam wyobrażać sobie mojego "księcia" z bajki, który przechadza się ze mną po tym cudnym Edenie. 

- Ty... podejdziesz w końcu tu? - zadźwięczał jego głęboki głos. 

Powoli zbliżyłam się do niego zaplatając ręce na piersiach.

- Dlaczego tu przyjechaliśmy? 

Zmarszczył czoło i przymrużył ciemne oczy. 

- Mam do ciebie sprawę i tylko taka cnotka jak ty może rozwiązać moje dochodzenie, rozumiesz? 

- Żartujesz sobie? - zapytałam ironicznie. 

Chłopak złapał głęboko powietrze i przymrużył oczy ze zdenerwowania. 

- A czy wyglądam jakbym żartował? Nie, więc może zacznij łaskawie słuchać to co mam ci do powiedzenia. 

- Mogę się nie zgodzić? - podstawowe pytanie. 

Uśmiechnął się zadziornie i pokiwał przecząco głową. 

- Czyli mam przesrane? 

-Otóż to!

***

Ciąg dalszy nastąpi. 

Fifty shades of Styles FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz