Rozdział VI

6 0 0
                                    

Poranki w innych miejscach niż strefa czy baza, są koszmarne. Nie dość, że człowiek się nie wysypia, bo non stop nasłuchuje czy nic cię nie chce zaatakować i zabić, to jeszcze śpisz na twardej podłodze, bądź ziemi, a za poduszkę masz plecak. Po prostu żyć nie umierać.

Obudził mnie ból kręgosłupa, karzący mi stać i wyprostować obolałe plecy. Podniosłam się do siadu i przykryłam się szczelniej kocem. Poranki, jak już mówiłam, w tych rejonach i o tej porze roku nie są ciepłe.

Wyprostowałam plecy, przez co syknęłam na ból spowodowany tą czynnością. Rozglądnęłam się wokół siebie.

Przy ognisku, oprócz mnie, spali jeszcze Michael, Leo i Rafael. Trochę dalej spała reszta drużyny.

Miejsce, w który rozstawiliśmy obóz, okazało się być chyba jakąś księgarnią, ponieważ wszędzie stały rozwalone, białe, dosyć duże regały.

Wstałam, zakrywając się bardziej kocykiem i ruszyłam w stronę wyjścia. Słońce powoli wschodziło znad rozwalonych budynków, a po niebie przepływały pojedyncze chmury.

- Czy zawsze musi być tak zimno? - za sobą usłyszałam głos Lidii, więc się odwróciłam w jej stronę, uśmiechając się.

- Najwyraźniej tak - mruknęłam, ziewając przy swojej wypowiedzi. Dziewczyna podeszła do mnie i się przytuliła. Lubiłam takie momenty gdzie mogłyśmy się poprzytulać lub się pośmiać z byle czego. Dziewczyna po inwazji stała się dla mnie starszą siostrą.

- Chodź, pójdziemy trochę poćwiczyć. - Lidia oderwała się ode mnie i skierowała się do swojego posłania, zaczynając go składać. Sama to samo zaczęłam robić i już po nie całych pięciu minutach stałyśmy na podwórku i rozciągałyśmy się.

Kiedy wracaliśmy lub szliśmy na Strefę, dość często robiliśmy dodatkowe postoje, wtedy organizowałam z Lidią takie jakby zawody. Najczęściej to była walka wręcz lub z patykami, które miały symbolizować noże, o ile jakiekolwiek gałęzie znaleźliśmy.

- O czym gadałaś z Michaelem przy ognisku, jak wszyscy poszli spać? - spytała się Lidia, atakując mnie kopnięciem z prawej nogi, które zablokowałam.

- O niczym ciekawym. - rzekłam, tym razem atakują dziewczynę. Jedno uderzenie, potem drugie, unik, obrona i powtórka schematu.

Wydaje się proste, ale tak na serio przy walce z Istotami musisz się wykazać jeszcze sprytem. Dlatego, kiedy Lidia stara się mnie jeszcze raz zaatakować, robię szybki unik i atakuje wyskokiem, przez co dziewczyna upada na ziemię, a ja siadam na nią.

- Wygrałam - dyszę, przechylając się w prawo i padając bokiem na piasek.

- Nowy ruch - odpowiada Lidia, jednak czuję w tej wypowiedzi pytanie.

- Peter przed wyprawą do bazy, na Strefie, nauczył mnie tego triku. - uśmiecham się, starając się wyrównać oddech.

- Jak go nazwiesz? - pyta zaciekawiona przyjaciółka, a ja z zamkniętymi oczami, mogę wyczuć, że się na mnie patrzy.

- Ten ruch ma już nazwę. - odpowiadam, dźwigając się na łokciach. - Ale ci nie powiem, bo za Chiny nie pamiętam.

- Na luzie, - uśmiecha się  Lidia, wstając i podając mi rękę, żebym się na niej wsparła. - Ważniejsze, żebyś mnie jego nauczyła.

- Jak wrócimy na Strefę, poproszę Petera, żeby znalazł chwilę i ciebie nauczy. - uśmiecham się, powoli kierując się do pomieszczenia, w którym już niektórzy się krzątają, żeby jak najszybciej wyruszyć w drogę.

Widzę jak Thomas pomaga rekrutom spakować koce do plecaków, przy tym rozmawiając i śmiejąc się. Mimowolnie podnoszę kąciki ust do góry, widząc ich wesołych.

Świat po inwazjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz