48.

247 15 0
                                    

W końcu zadzwoniłam do Aubrey. Musiałam z kimś porozmawiać. Jeśli zostanę teraz sama, zrobię coś głupiego. Czekając, aż dziewczyna odbierze, przyłożyłam dłoń do swojego brzucha. Byłam strasznie chuda, a moja ciąża i tak nie rzucała się w oczy. Może dlatego, że cały czas nosiłam luźne bluzki. Tylko Ritchie każdego ranka powtarzał, że brzuszek odstawał mi centymetr więcej niż poprzedniego dnia. Udawało mu się mnie tym zawsze rozbawić. On naprawdę czekał na tego malucha, a ja nawet nie mogłam zrobić nic poza czekaniem, żeby donosić ciążę.

Nie zastanawialiśmy się nad tym, że dzidziuś mógł urodzić się z jakimiś wadami. To nie był dla nas problem. Najważniejsze, żeby przyszedł na świat, a zresztą jakoś sobie poradzimy. Na pewno. Wielu ludzi wychowywało chore dzieci. Zdawałam sobie sprawę, że to ciężkie zadanie, ale naprawdę będę kochała swoje dziecko niezależnie od tego, jakie się urodzi. Moja rodzina też da mu wiele miłości, a jeśli nie, to i tak ja z Ritchiem na pewno mu wystarczę.

– Abi, nie wiem, co się dzieje. - Płakałam do telefonu, ocierając nos rękawem, który był już cały mokry. – Zabrali Ritchiego. Ja... Nic nie wiem.

Nie potrafiłam wytłumaczyć Aubrey, co się stało. Byłam w ogromnym szoku. Wszystko działo się tak szybko. Może, gdy tutaj przyjedzie, pójdzie mi lepiej. Na pewno. Do jej przyjazdu pozbieram wszystkie myśli. Musiałam, jeśli chciałam pomóc Ritchiemu. Teraz chodziło tylko o niego. Chciałam, żeby był przy mnie. Bez niego nie dam sobie rady. Bałam się nawet myśleć, co się ze mną stanie, gdy mój narzeczony zostanie skazany za moje przestępstwo. Zniszczy to nie tylko mnie, ale również jego. Nie zasłużył na spędzenie nawet chwili za kratami.

– Będę tam za chwile. Dobrze? – tłumaczyła spokojnie jak do dziecka. – Muszę tylko podrzucić dziewczynki do kuzyna, ale przyjdę. Obiecuję, że będę niedługo. Lindsey – westchnęła – proszę cię, nie rób nic głupiego. Poczekaj z tym na mnie.

Nadal dziwiło mnie, jak ta obca dla mnie dziewczyna potrafiła martwić się o drugiego człowieka, ale to chyba kwestia rodziny, w której się wychowała. Jej rodzice przygarnęli Chelsie, gdy nie miała dokąd pójść i od tamtej pory traktowali ją jak własną córkę. Pewnie ze mną byłoby tak samo, gdybym im na to pozwoliła. Nawet polubili Aarona, a doskonale pamiętałam, gdy któregoś dnia przed jego ślubem rozmawialiśmy, że teściowie za nim nie przepadali. To nieprawda.

Moja mama za to stała się najlepszą przyjaciółką Pani Sophie. Dzięki temu mniej czasu spędzała sama w domu, co bardzo ucieszyło mojego brata. W końcu miała towarzystwo. Poza tym często zajmowała się swoimi uroczymi wnuczkami. Lily była bardzo podobna do Aarona. Jego mała kopia. Ciągle o niego pytała, gdy nie było go przy niej tylko przez chwilę. Ciekawe, czy mała Sky też będzie tak lgnęła do mojego brata. Na pewno byłby zadowolony. Aarona nie zniechęciły problemy w naszej rodzinie do posiadania gromadki dzieci. Miał problem, bo jego żona po urodzeniu drugiego dziecka bardzo protestowała za kolejnym.

– Nie mów nic Aaronowi, proszę. Nie teraz.

– Dobrze.

Czekając na Aubrey, dużo rozmyślałam. Chyba zbyt dużo. Nie mogłam zapanować na swoim życiem od dnia, kiedy ojciec przywiózł martwego Ryana i zostawił go na naszej wycieraczce. Myślałam, że nie mogło być nic gorszego niż widok zapłakanej mamy, gdy mając niecałe dziesięć lat, zeszłam do kuchni i zobaczyłam ją leżącą na podłodze. Niewiele wtedy rozumiałam, ale wiedziałam już, że to przez tatę. Nie byłam w stanie pomóc mamie, która nie miała siły się podnieść, ale uśmiechała się do mnie. Niby skąd miała na to siłę? Byłam głupia, że zostawiłam ją wtedy samą, bo gdy znalazłam Aarona i pokazałam, co się stało, wrzeszczał na mnie jak opętany. Był zły, że od razu nie zadzwoniłam na pogotowie. Nie pomyślałam o tym. Bałam się, że przeze mnie mama umrze. Miała połamane żebra. Od tamtej pory tata nas unikał, ale gdy wyzdrowiała kłótnie znowu były na porządku dziennym. A później już było tylko gorzej.

Odurzona. [ ZAKOŃCZONA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz