Epilog.

565 18 2
                                    

5 lat później



LINDSEY




Ryan był kochanym maluchem. Bardzo cieszyłam się, że był z nami, chociaż czasami bywało ciężko. Starałam się robić wszystko, żeby mój synek nie płakał zbyt często. Tatuś był gotów nosić go całymi dniami na rękach, gdyby to miało pomoc. Zawsze mogłam liczyć na pomoc brata, który chętnie zajmował się siostrzeńcem. Był idealnym wujkiem, który ani razu nie wymigał się od spędzenia czasu z moim synkiem. Przez to żałowałam, że na początku nie byłam dobrą ciocią dla Lily. Ona zawsze była dla mnie miła. Miałam nadzieję, że teraz widziała, że nigdy nie chciałam jej skrzywdzić. Starałam się być lepszą ciocią dla maluchów mojego brata.

Rok po narodzinach Ryana zdecydowałam z Ritchiem, że zamieszkamy w Bostonie. Chciałam być bliżej mamy i brata. Poza tym chcieliśmy, żeby nasz synek nie musiał spędzać czasu sam. Na pewno wolał zabawy z maluchami Hallów niż tylko z rodzicami. Najbardziej z tego pomysłu ucieszyli się teściowie. Mama mojego męża była świetną kobietą. Nawet przez chwilę nie dała mi odczuć, że byłam złą dziewczyną dla jej syna. Starałam się, żeby Ritchie na mnie nie narzekał. Poza tym wierzyłam, że jego mama pomogłaby mojej rodzinie, gdyby tylko wiedziała, że było u nas źle. Gdybyśmy nie byli zastraszeni przez ojca, na pewno byśmy opowiedzieli komuś o swoich problemach. Nie obwiniałam Ritchiego, że zachował te informacje dla siebie. Był przyjacielem mojego brata i mimo wszystko pomógł mu w inny sposób. Pogodziłam się już tym, co przeżyłam. Na szczęście ja i moja rodzina dostaliśmy szansę na normalne życie.

Aaron, gdy usłyszał o naszych planach, od razu zaczął szukać domu. Jednak mój mąż kategorycznie zabronił mu zapłacić. Był gotów się obrazić i zostać w Nowym Jorku na zawsze. Ritchiego było stać na lokum dla nas. Oboje zaangażowali się w temat przeprowadzki. Niestety nie udało nam się znaleźć nic blisko Aarona i Abi, na czym pewnie najbardziej im zależało. Jednak chłopcy wypatrzyli mały domek nad zatoką Massachusetts. Nie potrzebowaliśmy dużo miejsca. Trzy pokoje i salon były wystarczające. Mój brat nie mógł narzekać. Domek i tak był bliżej niż do tej pory, gdy mieszkaliśmy w Nowym Jorku.

– Wykąpany. - Ritchie stanął przede mną z synkiem na rękach.

Od rana bawili się w ogrodzie i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że Ryan wylał butelkę z wodą, którą im przyniosłam, gdyby chcieli pić. Później uznał, że zabawa w błocie to świetny pomysł. Tacie było ciężko odciągnąć go od kałuży, bo protestował głośnym krzykiem. Kazałam mu odpuścić, bo uznałam, że zabawa szybko znudzi się synkowi. Z rozbawieniem obserwowaliśmy jego poczynania.

– Świetnie. - Pocałowałam ich.

Mimo że synek miał już pięć lat, Ritchie nadal nosił go na rękach. Maluchowi oczywiście bardzo się to podobało. Czasami zmęczony, podbiegał do taty i prosił, żeby wziął go na rączki, co ten robił bardzo chętnie. Ritchie był świetnym ojcem, ale jeszcze lepszym mężem. Nie ukrywałam, że się kłóciliśmy. Zdarzało się. Zwłaszcza gdy miałam wrażenie, że czekał na moment mojego załamania. Nie chciałam brać narkotyków, bo nie mogłabym znieść rozstania z moim synkiem nawet na moment. Dla niego walczyłam, odkąd dowiedziałam się, że moja ciąża była zagrożona. Nie mogłam zmarnować swojej szansy, ale nie chciałam też zawieść mojego męża, który sprawił, że byłam szczęśliwa, jak nigdy wcześniej.

Odurzona. [ ZAKOŃCZONA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz