002

80 6 0
                                    

Salę wypełniły śmiechy, zapach drogiego alkoholu  i stukot stóp królów, którzy tańczyli ze swoimi królowymi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Salę wypełniły śmiechy, zapach drogiego alkoholu  i stukot stóp królów, którzy tańczyli ze swoimi królowymi. Emma stała samotnie przy stoliku, popijając czerwone wino z kieliszka i obserwowała pogodny taniec gości. Damy wirowały w objęciach swoich partnerów, a później na odwrót. Raz prowadziła kobieta, drugi raz mężczyzna. Ludzie kochali go to w obrębie Celliawen. Czekała cierpliwie, aż zaczepi ją jakiś ładny młodzieniec i zaprosi do tańca. Bez Raya u boku, była bez partnera. Sama by już pewnie podeszła do jakiegoś księcia, ale tradycja nakazywała, by to mężczyzna zaprosił damę do tańca, więc miała związane ręce.

— Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?

— Don! — zaskoczona odwróciła się za siebie i zobaczyła znajomą twarz — Tak za tobą tęskniłam!

Przyciągnęła go do uścisku, a z ust Dona wydobył się lekki śmiech. Ostatni raz widzieli się rok temu, gdy wraz z Rayem wylądowali w areszcie zapomnianego przez świat miasteczka. Okazało się, że leży ledwo, ale nadal na terenach Soriny, czyli jest pod rządami rodu Jeager. Don szybko ich uwolnił, ale zamienili ledwo dwa zdania, gdy musieli ruszać ponownie za ich celem. Dalia. Mieli tylko imię. Podobno wykradła ważne dokumenty z OWP. Nigdy nie udało im się jej złapać i dostali niezły ochrzan od Isabelli, lecz kilka miesięcy później, podobno sama opanowała sytuacje.

— Ja za tobą też.

Poruszali się do rytmu skocznej piosenki, po śnieżnobiałym marmurze. Lewa Ręka Dona spoczęła na jej plecach, a drugą miał splecioną razem z jej. Emma pewnie trzymała dłoń na jego przedramieniu.

— Gdzie jest Ray? — miał lekko urywany oddech, spowodowany zmęczeniem tańcem — Zdawało mi się że widziałem go na koronacji.

— Szuka luki w obronie zamku, jakiejś niezgodności w rozłożeniu rycerzy.

— Nic nie znajdzie.

— Skąd jesteś tego taki pewny? Nic nie jest idealne — wzmocniła chwyt na ramieniu Dona — Ray na pewno coś wychwyci, jest najlepszy. 

— Wiem, jest genialny pod tym względem, ale ochroną zajmuję się tu rodzina Blaize. Można się odrazu poddać.

To może być problem. Sławna rodzina Blaize, silnie zaprzyjaźniona z rodziną królewską. Pod ich ochroną nie przebił się żaden wróg za mury zamku, albo z niego wydostał. Hektor Blaize był prawdziwym geniuszem. Po jego śmierci, biznes przejęła córka, która dorównuje mu intelektem.

Piosenka się skończyła, a ich ruchy zwolniły.

— A co do rodziny Blaize. Chce cię komuś przedstawić. 

Nic

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nic. Żadnej luki, niedociągnięcia czy błędu. Ten zamek był pieprzoną fortecą nie do zdobycia.

Ray był oczarowany nią w każdym znaczeniu tego słowa. Oglądał jak strażnicy robią obchód, co pięć minut, poruszają się jak marionetki w rękach mistrza kukiełek.

Stali tam przeklęcie.

Poczuł się głupio ze swojego zaskoczenia. Oczywiście, że w swoich szeregach mieli przeklętych. Ubrani w fioletowe mundury, pośród czarnych. Kraj, w którym tępili to wynaturzenie, lecz nie powstrzymało ich to przed użyciem ich jako żołnierzy. Pogarda miała gorzki smak i zawadzała mu w obserwacji.

Mignął mu przed oczami płaszcz z futra wilka. Schował się bardziej za kolumną i miał nadzieje, że Król go nie zauważył. Nie powinno go tu być, nie wywinie się, jeśli go złapią. Było to piętro przeznaczone tylko dla Króla i jego służek. Co znaczy, że ochrona jest tutaj największa, a Ray nie mógł tego przegapić. Jednak Darius nie zwrócił na niego uwagi, biegiem przemierzał korytarz, co rusz się potykając. Jego dłonie drżały, a nogi ledwo utrzymywały go w pionie.

Coś było nie tak.

Straże zachowywali się jak ślepce, nie reagując na chwiejny krok ich pana. Korona głucho opadła na podłogę, lecz nikt się za nią nawet nie obejrzał. Roi zniknął w kolejnym korytarzu.

Chciał za nim iść, śledzić jego ruchy, ale te straże! Nie może podejść bliżej nie narażając się na odkrycie swojego położenia. Ta kolumna była jego jedyną formą ochrony przed ciekawskimi spojrzeniami.

— Potrzebujesz czegoś? — chłodna dłoń dotknęła jego szyi niby w czułym geście, ale miał wrażenie, że topnieje pod tym dotykiem ze strachu.

Serce podeszło mu do gardła i odwrócił się w stronę dziewczęcego głosu. Nie możliwe, by do niego podeszła, na pewno by coś usłyszał. Jej obcasy powinny wydać dźwięk w kontakcie z kamienną podłogą. Dziewczyna ubrana była w strój służki, a w ręce trzymała zestaw upranych pościeli. Uśmiechała się pobłażliwie, jakby znalazła chłopca, który ukrywa się w zabawie w chowanego, lecz jej oczy były poważne, ubarwione na chłodny odcień błękitu. Jasne włosy miała uplecione w dwa warkocze.

— Tak, właściwie tak. Widzisz, szukam kuzyna, tak, i nie mogę go znaleźć. Chyba się zgubiłem, mogłabyś mi pomóc? — jego głos łamał się i słyszał jak krew, szumi mu w uszach — Znasz Dona Jeager?

— Oczywiście, chodź za mną — chciała chwycić go za rękę, ale odsunęła ją jak poparzona. W chwilach strachu Ray przelewa go na innych, bez kontroli. Musiała to wyczuć. Chciałby ją przeprosić. 

Strach paraliżował mu kończyny i odbierał mowę. To nie było w jego stylu, przecież umiał zachować w takich sytuacjach spokój. W obliczu niebezpieczeństwa zachowywał jasność umysłu. A teraz plątały mu się myśli, a dłonie pociły.

— Dzień dobry Phil — dopiero teraz zauważył, że przygląda im się chłopiec, na jego oko czternaście lat. Ubrany był w kreacje służby, a w ręku miał miotłę, którą powinien zamiatać podłogę.

— Dzień dobry Anno. Kto to jest?

— Zagubiony gość. I nie patrz tak na niego groźnie, bo zemdleje nam ze strachu! — rzuciła żartobliwie.

— Dobrze — zawstydzony odwrócił wzrok i wbił go w podłogę — Dowidzenia, pozdrów Normana.

Gdy byli w połowie schodów prowadzących na dół, zalała go fala spokoju. Zniknął irracjonalny strach, jakby ktoś zdjął z niego klątwę.

To ten chłopiec. Zabawił się jego uczuciami, rzucił urok. Zalała go złość i ścisnął dłonie w pięści. Uderzyła go jednak niebezpieczna myśl.

Czy ja nie robię tak samo?


I loved you so hard that I softened; rayemmaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz