epilog

288 59 24
                                    

Wciąż było zimno.

Tsukishima opierał się o barierkę statku, którym rozpoczęli trzy godziny temu podróż do domu. Wpatrywał się uparcie w horyzont, jakby próbował coś tam odnaleźć, jednak poza pieniącymi się falami, lodowymi górami i zasnutym szarością niebem nic nie dało się dostrzec.

- Czego tak wypatrujesz? – zapytał go znajomy głos.

Nie musiał się odwracać, by wiedzieć, że Yamaguchi układa splecione przedramiona na barierce tuż obok niego.

- Przyszłości – odparł zamyślony.

Stojący obok mężczyzna przechylił zdumiony głowę, ale nic na to nie odpowiedział. Zamiast tego wytężył wzrok i pochylił się nieco naprzód, żeby także mógł dojrzeć przyszłość, kiedy tylko pojawi się w zasięgu wzroku.

Być może wspólnie będzie im łatwiej ją odszukać. 

koniec





///
[Żeby zrozumieć epilog, polecam wrócić do prologu i zwrócić uwagę na cytowany fragment.]

Gdy wpadłem na pomysł z tsukiyamą na biegunie, uważałem się za geniusza. Tak bardzo mi to do siebie pasowało i wrzucało w magiczną atmosferę, z kolei Yams szalejący za pingwinami był światu zwyczajnie potrzebny.
Podoba mi się własna praca, chyba pierwszy raz tak bardzo. Myślę tylko sobie, że mogło być w tym więcej delikatności i subtelności, i jakoś za szybko rozwinąłem sytuację... A z waszej perspektywy jak było?

I pytanie dodatkowe; kogo z załogi najbardziej polubiliście? 

Kruchość Lodu | TsukiYamaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz