— Trzymaj się. O-okej, ale hej, nie wieszaj się na mnie. Jesteś ciężki, do cholery, zaraz oboje wylądujemy na ziemi!
Mason w żadnym scenariuszu nie oczekiwał, że właśnie tak będzie wyglądał ich powrót do domu. A przecież miało skończyć się na jednym, góra dwóch drinkach. Ostatecznie wyszło jednak nieco inaczej: wprawdzie on zachowywał jeszcze resztki świadomości, chociaż obraz rozmazywał mu się co chwilę przed oczami, a gorąco i przyspieszone bicie serca po postawieniu złego kroku przyprawiały go o mini zawały, ale Dorian to kompletnie inna bajka. Ciemnowłosy nucił pod nosem kawałek swojej ulubionej piosenki, co próbował wyjaśnić niezrozumiałym mamrotaniem, zachowując się tak, jakby nawet pod wpływem alkoholu miał władzę absolutną nad własnym losem. Mason nie był tego jednak taki pewien, mocniej ściskając jego ramię, zmuszając dzięki temu, aby przestał go pośpieszać i nieświadomie szarpać. Dopiero byłoby źle, gdyby musiał tłumaczyć się babci z tego, co miało miejsce, gdyby doszło do jakiegoś nieszczęśliwego wypadku. Szumiało mu w głowie, a wszystkie wydarzenia z baru jakoś tak ukryły się nikczemnie w jego uspokojonym umyśle. Mimo wszystko nie czuł, że tego pożałuje. Wręcz przeciwnie: tamten wieczór był jednym z najlepszych, jakie w ogóle przeżył.
— Ale Edith będzie miała ubaw. — Dorian wybuchnął salwą śmiechu, oderwał się od Masona, a potem zrobił pełny obrót wokół własnej osi. — Czuję się tak zajebiście.
— Super, księciuniu, a teraz chodź, im szybciej dotrzemy do domu, tym lepiej.
Pokręcił głową, pełen niedowierzania. Mimo własnego upojenia oraz ogromnego zmęczenia, które spowodował właśnie spożyty alkohol, wciąż przyjemnie było mu spędzić czas z Dorianem. Ponadto bardzo fajnym urozmaiceniem była według niego przerwa od ciągłego oglądania się za siebie oraz podejrzliwości. Wydawało mu się, że nawet mógłby do tego przywyknąć, ale w życiu nie było tak kolorowo, a jedynym czynnikiem doprowadzającym go w to przyjemne miejsce bez zmartwień był niestety alkohol.
— O nie.
— Co „nie"? — spytał, doskonale poznając to cholernie nieprzyjemne złe przeczucie oraz chłód rozpoczynający swoją drogę od jego palców, aż do serca. I tyle było z jego spokoju...
— Chyba chce mi się lać.
Mason nie wiedział, jak powinien zareagować na to wyznanie. W ciągu jednej krótkiej chwili czuł się tak, jakby procenty całkowicie opuściły jego żyły, bo wzbudzona przez Doriana panika wylała na niego niewidzialne wiadro lodowatej wody. Dłuższą chwilę musiał się uspokajać, klnąc pod nosem na bezmyślność swojego kompana. Jednocześnie jednak miał niesamowitą ochotę gorzko się roześmiać.
— Jesteśmy niedaleko, wytrzymasz.
...a w każdym razie tak mu się wydawało, bo chociaż był niemal pewien drogi, ostatnimi czasy coraz mniej ufał nawet samemu sobie.
Resztę trasy pokonali wspólnie podśpiewując znane kawałki i co chwile wybuchając śmiechem. Noc była ciepła, gwiaździsta, zupełnie tak, jakby sam wszechświat podpowiadał chłopcom, że wreszcie wszystko było dobrze. I Mason naprawdę mógłby przywyknąć do takiego stanu rzeczy: do beztroskiego fałszowania w środku lasu, krótkich anegdotek Doriana oraz spędzania z nim czasu.
Wszystko, co dobre szybko się jednak kończy i chociaż nie powiedzieli tego na głos, to obaj żałowali dotarcia do domu. Dorian załatwił swoje potrzeby w „znanym miejscu", więc nie stanowiły one przeszkody, aby jeszcze trochę powłóczyli się po dworze. Decydującą rolę odgrywało jednak zmęczenie, które uderzyło w Masona około drugiej w nocy.
— Jest tyle miejsc, które chciałbym ci pokazać — wyznał Dorian, wpatrując się w gwiazdy nad głową swoją oraz wnuka Edith. Leżeli na łóżku w jego sypialni, bo po powrocie żadnemu z nich nie chciało się kończyć tego przyjemnego wieczoru. Przedłużali go najbardziej, jak tylko się dało, nawet nie szukając wymówek, chociaż Mason naprawdę pragnął zamknąć oczy i odpłynąć. Babcia Vega już dawno spała: Dorian dwukrotnie upewnił się, że wszystko było w porządku, a kobitka wzięła swoje leki, chociaż jeszcze będąc w barze, dostał potwierdzenie od sąsiada, który na tę noc przejął jeden z jego obowiązków. Dlatego też mogli pozwolić sobie na chwilę odsapnięcia w swoim towarzystwie.
Uśmiechnął się, słysząc pełne entuzjazmu potwierdzenie, które dało mu zielone światło oraz przyprawiło o dziwną radość.
— To brzmi jak plan.
— Hej, a opowiadałem ci o tym, jak próbowałem kiedyś wyhodować drzewo, zakopując w ziemi największą truskawkę, jaką znalazłem?
Mason zaśmiał się, uderzając go w ramię. Zachwiał się w dziwny sposób, ostatecznie jednak łapiąc równowagę tuż przed wylądowaniem na trafionym przed chwilą miejscu. To byłoby niezręczne, chociaż wątpił, że w obecnej sytuacji cokolwiek mogłoby zepsuć ten przyjemny klimat.
— Zmyślasz!
...i mniej więcej właśnie w taki sposób minęła im większość nocy. Rozmawiali, śmiali się, a nawet rzucali żartobliwe groźby, wymyślając nowe zastosowanie powiedzonka „zaraz powiem mamie" i przerobili je na babciną wersję, ze specjalną dedykacją dla Edith. Desperacko chwytali każdą mijającą chwilę, pragnąc, aby ta noc nigdy się nie skończyła.
Niestety jednak w pewnym momencie dotarli do punktu, który przekreślił całą sielankę. I może wina leżała właśnie w tej beztrosce, może po prostu za dużo było już spokoju oraz radości, bo Dorianowi puściły wreszcie hamulce. Pozwolił sobie na zbyt wiele, przekraczając zdecydowanie zbyt cienką granicę, która obróciła w proch to, co zdobyli z Masonem tamtej nocy. Zadziałał pod wpływem chwili, bo chociaż jakaś mała część jego umysłu wrzeszczała w każdym znanym mu języku, jak koszmarny był to pomysł, ciało wiedziało i pragnęło czegoś zupełnie innego.
Chciało Masona, chociaż przez poprzednie tygodnie nieustannie powtarzał sobie, że to przecież nie mogło się udać, skoro nawet nie byli przyjaciółmi. Teraz jednak ten cichy głosik nie istniał, uśpiony zduszanym od dawna pragnieniem. Kuszący szept namawiał go do postawienia kolejnego kroku i chociaż wciąż zdawał sobie sprawę z głupoty, którą miał właśnie popełnić, zdecydowanie bardziej wolał żałować po fakcie, niż rano pluć sobie w brodę za to, że stchórzył.
Mason nie przewidywał tego, co miało nadejść. W rzeczywistości jedyną definicją relacji jego i Doriana nie było nic więcej, niż zwykłe kolegowanie, chociaż gdyby jeszcze tego samego dnia rano ktoś spytał go o potwierdzenie, i tak wolałby zaprzeczyć. Jasne: śmieszkowali od czasu do czasu, ale głównie ich rozmowy ograniczały się do tematu babci i pomocy jej, ponieważ Mason tak po prostu nie dopuszczał do siebie ciekawskiego Doriana. W żadnym wypadku nie przewidywał jednak, że za jego niezdrową nadgorliwością mogło stać coś głębszego, a mówiąc więcej, sam Dorian długo nie dopuszczał do siebie oczywistego faktu, przed którym właśnie obaj niezręcznie stanęli.
— Mam coś na twarzy? — spytał wciąż rozbawiony Mason. Był prawie pewien, że opluł się gdzieś między licznymi wybuchami śmiechu tamtej nocy, ale nie to miał na myśli Dorian, wciąż jakby z niepewnością dotykając opuszkami palców jego policzka.
Czuł, jak serce waliło mu w piersi i chociaż nadal obejmowało go ciągłe upojenie oraz radość, łączone z zalążkiem świadomości podjęcia koszmarnej decyzji, pozwolił sobie pójść na całość.
****
Dotarliśmy do połowy opka, yass!
CZYTASZ
Kaktus w kolorach tęczy
Teen FictionMason to syn zarozumiałego burmistrza małego miasteczka, które w skali kraju znaczy tyle, co kałuża po deszczu. Dorian wyniósł się z domu w wieku siedemnastu lat, wyrzekając swojej rodziny. Mason nieśmiało kryje się po kątach, a Dorian wrzeszczy p...