J E D E N A Ś C I E

4.4K 560 29
                                    

Poprzednia noc była najgorszą w całym jego dziewiętnastoletnim życiu i Mason naprawdę cieszył się, że po przebudzeniu kompletnie niczego nie pamiętał. Nie miał zielonego pojęcia która była godzina, a przez naprawdę długą chwilę posiadał niemal całkowitą pewność, że odzyskał świadomość w piekle, nie małym, drewnianym domku należącym do jego babci. Głowa bolała go niemiłosiernie, obraz przed oczami kręcił się i latał we wszystkich możliwych kierunkach. Nigdy nie miał jeszcze kaca, ba — przed poprzednim wieczorem ani razu nie dotykał alkoholu, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo używka ta pogarszała stan jego ojca, jeszcze za czasów, gdy mieszkał w domu. To prowadziło do nieuniknionej agresji, a ona kończyła się przemocą i w najlepszym wypadku masą siniaków oraz rozcięć na ciele chłopaka.

Nie potrafił zliczyć, ile razy lądował na ostrym dyżurze, a na leki przeciwbólowe dostawał już zniżki w pobliskiej aptece. Ofensywa ojca zawsze kosztowała go wiele, zaczynając na drobnych otarciach, kończąc na licznych złamaniach oraz masie wylanych łez żalu, jak i strachu. O ucieczce myślał miesiącami, długo zbierając drobniaki, a nawet tworząc fałszywe dokumenty tożsamości, których przez spontaniczność ostatecznego odejścia z domu po prostu zapomniał ze sobą zabrać.

Jedno było pewne: budząc się w tamten dość ciężki poranek, po przespaniu zaledwie dwóch godzin, pomimo ciągłego upojenia oraz sporej dziury w umyśle, czuł się szczęśliwszy, niż kiedykolwiek wcześniej.

Długo leżał i wpatrywał się w ścianę, ignorując pragnienie oraz gorąco, które co chwila podrzucało mu coraz bardziej prawdopodobne sugestie tego, że znajdował się swoim prywatnym miejscu na odkupienie grzechów poprzedniej nocy. Czuł się tak, jakby lada chwila miał wyrzucić z siebie całą zawartość żołądka, jednak wątpił, że cokolwiek dałoby nawet prowokowanie wymiotów. Wiedział jedno: musiał coś zrobić, bo bezczynne leżenie z nadzieją na nie utonięcie we własnym pocie lub nieutracenie przytomności, nie było rozwiązaniem.

Wyczołgał się więc z łóżka, niemiłosiernie klnąc i jęcząc. Nie robiło mu różnicy, czy ktokolwiek by go usłyszał, bo będąc u babci przez tyle czasu, zdołał przywyknąć do faktu, że o tej porze już dawno była na nogach. Dorian to zupełnie inna historia, jednak machnął na to ręką, mając wrażenie, iż skończył w stanie podobnym do swojego: z kacem, który ciążył nad nim, sugerując, że jedynym sposobem na przeżycie tego dnia było zostanie w łóżku i modlitwy do niebios.

Z zaskoczeniem po dłuższej chwili zauważył, że nie miał na sobie koszulki oraz spodni i niby wciąż mało co pamiętał z poprzedniej nocy, jednak wolał nie panikować na zapas. Jeśli wystarczająco mocno wysilił umysł, powracały do niego przebłyski, sugerujące, iż dosyć miło spędził z Dorianem wieczór. Ostatnim, co pamiętał, było to, jak próbował zmusić go do mówienia, przez podzielenie się wspomnieniami własnej przeszłości. Od samego początku nie wyglądał Masonowi na kogoś, kto mógł mieć za sobą tego typu przeżycia, ale w końcu nie należy oceniać książki po okładce. No i już na pewno nie wyglądał mu na homoseksualistę, chociaż uważał tę myśl za beznadziejnie głupią. Przecież nie różnią się oni od zwykłych ludzi, więc jakim prawem mógł w ogóle wpaść na coś takiego?

W ostatecznym rozrachunku jednak nie żałował tego, co stało się poprzedniego wieczoru. Samo wyjście potraktował jako miłą odmianę, a bliższe poznanie lokatora pozwoliło mu uporządkować pewne sprawy, bo dotarło do niego, że może faktycznie nie miał innych zamiarów, jak tylko pomoc Edith oraz poniekąd samemu sobie. Dla nich obu bowiem domek babci stanowił miejsce ucieczki, które ostatecznie zakorzeniło się w ich sercach na dłużej, ukrywając się pod definicją oazy oraz od dawna poszukiwanego raju.

Długo zajęło mu zebranie się do kupy i zejście na dół. Tak jak jeszcze jakiś czas temu, kurczowo ściskał dłonią barierki, nie chcąc zaliczyć nieprzyjemnego upadku, które mógł spowodować źle postawiony krok. W powietrzu unosił się zapach kawy oraz świeżego pieczywa, a Edith jak gdyby nigdy nic śmiała się, siedząc na werandzie z sąsiadem, którego zeszłej nocy pięć razy ograła w karty. Mason nie chciał im przeszkadzać, jednak wciąż czuł dziwny dyskomfort na myśl o pałętaniu się po kuchni bez wiedzy właścicielki domku. Wysunął więc głowę przez otwarte drzwi, żałując, że narzucił na siebie jedynie wczorajszą odzież. Nie opłacało mu się jednak wybierać kolejnych z czystych ubrań Doriana, które zmuszony był pożyczać, bo należał do tych osób, które najpierw wolały wziąć chociażby prysznic, ale ze swoim pechem oraz otoczeniem, które wciąż nieprzyjemnie wirowało, wolał nie ryzykować utonięcia albo zrobienia sobie innej krzywdy. Dlatego zdecydował się zobaczyć, jak sytuacja wyglądała na dole, zjeść jakieś śniadanie, a potem dopiero podejmować tak ryzykowne decyzje, jak wzięcie prysznica.

— O wilku mowa. To właśnie mój wnuk, Mason. — Edith jakby z dumą wskazała skinieniem skradającego się chłopca, na którego policzki momentalnie wstąpiły rumieńce. Nagle pożałował, że jednak nie zmienił ubrań, bo jakoś wstyd było mu pokazać się w takim stanie przed kimś zupełnie obcym.

Wymamrotał pod nosem niemrawe dzień dobry, drapiąc się po karku. Szybko jednak zmył się, bo babcia kazała mu wrócić do kuchni i zrobić sobie śniadanie zakładając, że pewnie był głodny. Od razu jej posłuchał, nawet nie pytając o to, czy Dorian w ogóle schodził od wczoraj na dół, chociaż nie ukrywał przed sobą, że niesamowicie go to interesowało.

Siedział przy stole, jakby czekając, aż lokator wreszcie stoczy się po schodach. Zamiast tego jednak po dość szybko mijającej połowie godziny, do środka wróciła jego babcia, jeszcze raz żegnając się z sąsiadem oraz dziękując mu za wczorajszą grę.

I Mason naprawdę czuł się stosunkowo dobrze (pomijając oczywiście złe samopoczucie fizyczne, spowodowane kacem). Cichy głosik w głowie kazał mu się rozgościć, pozwalając na powolne przyzwyczajanie do miejsca, w którym przebywał. Obudziło się w nim również nieznane dotychczas pragnienie, aby pozwolić sobie na kolejne wyjścia z Dorianem oraz poznawanie miejsc, o których wiedział tylko on. Czuł się bezpieczny, jego mózg jakby wrzeszczał „tak!", otwierając szampana i urządzając dzikie tańce, pomimo bólu chłopca. A przede wszystkim wreszcie uświadomił sobie, że dotarł do punktu, w którym mógł bez obaw wyznać babci powody swojej ucieczki z domu oraz opowiedzieć jej, jaki koszmar przeżywał niemal każdego dnia od jej wyprowadzki.

I to właśnie miał zamiar zrobić, ostatecznie zamykając w ten sposób tamten rozdział swojego życia oraz tworząc w ten sposób miejsce na coś nowego tak, jak zrobił to Dorian, uciekając przed laty.

Kaktus w kolorach tęczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz