D W A D Z I E Ś C I A T R Z Y (Cz. 1)

3.2K 432 29
                                    

Jak czarne chmury po burzy, niepokój wreszcie odszedł. Zamiast niego pojawił się błogi spokój i wraz z upływem dni można było zauważyć, że wszystko wracało do normy...

...a w każdym razie takie wrażenie pozostawiał Mason, aby nie martwić zbytnio babci ani Doriana. W rzeczywistości było zupełnie inaczej, bo nadal męczyła go sprawa z ojcem. Każdy stukot za oknem sprawiał, że jego serce zatrzymywało się i nasłuchiwał nadjeżdżającego auta albo kroków na schodach. Budził się w nocy, słysząc znajomy głos, który paraliżował go tuż po przebudzeniu. Doskonale wiedział, że popadał w paranoję, ale przypominając sobie, jak bliski zagrożenia był ostatnio, nie umiał zachować ani grama spokoju.

Tak naprawdę każdy mieszkaniec przytulnego domku Edith, wraz z pojawieniem się pracownika Dominica Vegi zdawał się stanąć w gotowości. Pozorny spokój przecinany był lękami i niewiedzą wzbudzoną przez mężczyznę, który podczas krótkiego spotkania potrafił namieszać. Tak naprawdę tylko Edith wiedziała, jak dokładnie przebiegła jego wizyta, jednocześnie zachowując dla siebie każdy szczegół obejmujący zbyt intymne fragmenty ich wspólnej przeszłości. Gorzkie poczucie winy rozsadzało ich oboje. Ją z powodu błędów sprzed lat, które czkawką odbijały się teraz na najbliższej jej osobie, oraz Masona, zbyt przyzwyczajonego do spędzania dni w otoczce bezpieczeństwa i bez fizycznego bólu, rozchodzącego się po całym ciele.

— Pewnie rozmawialiśmy o tym nie raz, ale siedzenie tutaj niewiele ci da. — Wzruszenie ramionami było jedynym, co Dorian otrzymał w odpowiedzi. Stał oparty bokiem o framugę w drzwiach pokoju, a pojedyncze drzazgi próbowały przebić się przez koszulkę. Z niepokojem wpatrywał się w Masona, który beznamiętnie obserwował okno. I chociaż już dawno odnalazł sposób wyskoczenia, który możliwie najbardziej zminimalizowałby szkody, kończąc jedynie skręceniem kostki, wciąż obawiał się ostateczności, gdy to będzie musiał zmierzyć się z niepewną przyszłością całkowicie sam.

Dorian nie wiedział czego się spodziewał, ale na pewno nie ciszy. Wywrócił oczami, czując, jak Mason znowu odpychał go od siebie, zbyt przerażony konfrontacją, której przecież udało mu się uniknąć.

— Nie chcesz rozmawiać? Okej. — Odwrócił się, a potem wyszedł. Trzask drzwi sprawił, że Mason mimochodem drgnął, ale nie poruszył się ani o centymetr. Dorian wrócił do środka dopiero po chwili, agresywnie rzucając bluzą w niewiele młodszego od siebie chłopaka. — W takim razie ubieraj się. Wychodzimy.

Dopiero to wyrwało go z zamyślenia. Zmarszczył brwi i odruchowo poprawił przydługie włosy, które opadały mu na oczy.

— Niby gdzie?

— A więc teraz się do mnie odzywasz? Rychło w czas. — Wywrócił oczami, rozluźniając napięte z bezsilności mięśnie. — Idź siku, czy co ty tam musisz i spotykamy się zaraz na dole. Zrobimy sobie małą wycieczkę.

Mason obserwował zachodzące słońce nad Pisonburgiem, starając się zapamiętać każdy, nawet najmniejszy szczegół zupełnie tak, jakby nie miał zobaczyć go już nigdy więcej. Nie przeszkadzała mu brudna szyba w autobusie, na którą mimowolnie napierał, gdy Dorian ucinał sobie drzemki na jego ramieniu. Tak naprawdę zostawił wszystkie zmartwienia za sobą, skupiając jedynie na celu, który nie był mu znany do samego końca. Ostatni przystanek mimowolnie sprawił, że poruszył się gwałtownie, nie tyle przestraszony, co podekscytowany tym, co będzie dalej.

Dorian potarł zaropiałe oczy, a szeroki uśmiech wstąpił na jego usta. Wstał na równe nogi, pociągając swojego towarzysza i prowadząc potem przez liczne uliczki, gdzie Mason sam pewnie niejednokrotnie by się zgubił. Nie narzucał tempa, pokazując okolicę oraz opowiadając krótkie anegdotki na temat przygód, które spotkały go w tamtym miejscu. Gdy dotarli do mieszkania jego znajomego, robiło się już ciemno. Głupotą dla Masona było wieczorne wyjście, skoro i tak mieliby zaraz wracać do domku babci, ale jak się okazało, Dorian miał już to wszystko zaplanowane, w taki sposób, aby tę noc w spokoju mogli spędzić w mieście.

— Nie jesteś ciekawy? — spytał, rzucając klucze na stolik. Nawet nie przejmował się ściągnięciem butów, bo chociaż Mason jeszcze tego nie wiedział i tak niedługo planował wyjście.

— Czego?

— Co tu robimy, co ja zamierzam zrobić z tobą, czy może nie chcę zamknąć drzwi i już nigdy nie wypuścić cię na zewnątrz? — Uniósł brwi, gdy jedyną reakcją, jaką otrzymał, było wzruszenie ramionami. — Okej, czyli jak się zgadzasz, to już nie porwanie?

Przez głowę przebiegła mu myśl, że nawet porwanie byłoby lepsze, niż to, co czekało go w domu, ale nie ufał Dorianowi na tyle, aby wypowiedzieć tych słów na głos.

— Dobry Boże, bo zaraz zmienię nasze plany i cię upiję, chociażby po to, żeby znowu dało się z tobą normalnie rozmawiać.

— No sorry. Może lubię niespodzianki — podjął, nie wiedząc, czy chciał okłamać Doriana, czy raczej samego siebie. Cały czas próbował zrozumieć oczywistość; doszukiwanie się drugiego dna w zachowaniu podopiecznego babci było kompletnie bez sensu, a jednak wciąż niesamowitą trudność sprawiało mu otworzenie się na zmartwienia, które niemal nieustannie bombardowały jego nastoletni umysł.

— Po ostatnim szczerze w to powątpiewam, ale niech będzie. Głodny, spragniony? — spytał, wchodząc do kuchni. Otworzył lodówkę, prezentując jej nikłą zawartość i dodając, że zawsze mogą zjeść coś na zewnątrz lub zamówić z dostawą. — Chcesz się rozejrzeć, może musisz siku? Nie krępuj się, tak naprawdę nikt tu nie mieszka od dawna, ja tylko zerkam od czasu do czasu, gdy wpadam ze zleceniami.

— Da się z tego wyżyć? — rzucił, podchodząc do ściany, na której wisiało kilka pustych ramek. Mimowolnie w oczy rzuciła mu się pajęczyna, ciągnąca się między jedną a drugą oraz kurz brudzący kolorowe ozdoby. Jedno było pewne; Dorian nie kłamał, twierdząc, że miejsce to było opustoszałe. Na drugiej części ściany znajdował się długi sznurek, na którym klamerkami przyczepione zostały liczne fotografie. I niby Mason za grosz nie miał oka do takich rzeczy, coś podpowiadało mu, że fantazyjne ujęcia, nad którymi trzeba było zastanowić się przez dłuższą chwilę aby odkryć ich znaczenie, naprawdę stworzone zostały przez Doriana.

— Z robienia zdjęć? W teorii nie, a w praktyce jakoś mi się to udaje. — Wzruszył ramionami, chociaż Mason nawet na niego nie patrzył. — Ale hej, mam drobne znajomości, jeśli podrzucisz mi któryś ze swoich tekstów i będziesz miał szczęście, może nawet uda ci się dorobić kilka groszy.

Parsknął, ani przez chwilę nie rozważając takiej możliwości. Bo przecież niemożliwe było, aby jego marna pisanina nadawała się na coś innego, jak spalenie w towarzystwie krzyków i pełnych politowania spojrzeń.

Kaktus w kolorach tęczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz