Okolicę opanował spokój. Ptaszki śpiewały, zadowolone z życia, wypluwając sobie minimalne płuca, a słońce czule obejmowało dłońmi każdy skrawek ziemi. Nie trzeba było długo się zastanawiać, aby widzieć, że to był jeden z tych lepszych dni. Po wczorajszym deszczu nie został ani jeden ślad, zupełnie tak, jakby nigdy nie nadszedł. Tak po prostu zniknął, pozostawiając pragnienie suchej glebie, która nie miała wystarczająco nawodnienia.
Jedyne odgłosy wydawała nieskażona niczym natura, a w każdym razie było tak do momentu, gdy Mason usłyszał trzask.
Obudził się wyspany, chociaż zaskoczyły go szmery, otaczające wciąż senny umysł. Przez chwilę myślał, że był to tylko wytwór wyobraźni, ale całkowicie przypadkowe strącenie lampki z szafki nocnej uświadomiło mu, jak realna była cała sytuacja. Kabel wyrwany został z kontaktu przez siłę pociągnięcia, a Dorian wypuścił kosz z praniem, gorączkowo łapiąc przedmiot, zanim nie upadłby na podłogę i roztrzaskał się w drobny mak. Mason uniósł głowę, rozejrzał się, aby zrozumieć, co właśnie miało miejsce, a potem jęknął w poduszkę, zastanawiając się, która była godzina.
— Ja wiem, że pewnie długo spałem, ale weź mnie następnym razem obudź w bardziej cywilizowany sposób — mruknął, przeciągając się. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że dzięki temu bardziej eksponował klatkę piersiową. W środku nocy przebudził się, odczuwając niesamowite gorąco i wciąż z zamkniętymi oczami zrobił wszystko, aby poczuć przyjemny chłód, a potem dalej pójść spać. Własna nagość więc speszyła go tylko odrobinę, gdy dotarło do niego, co właśnie miało miejsce, jednak na przekór samemu sobie postanowił zachowywać się tak, jakby nie było to nic wielkiego.
— Jest już późno, więc myślałem, że umarłeś. No sory. — Dorian uśmiechnął się zadziornie, odstawiając lampę, a potem jeszcze przez chwilę na nią zerkał w gotowości do kolejnego chwytu, tak, gdyby znowu coś miało się stać.
Mason w tym czasie spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami, na końcu języka mając pytanie o to, co starszy chłopak robił z jego plecakiem, upchniętym do kosza. Poczuł się tak, jakby zaspana twarz właśnie została oblana lodowatą wodą i włoski od razu stanęły mu dęba. Drgnął w czystym odruchu, zaskoczony tym, co się działo. Masa myśli bombardowała jego głowę, wyczuł spisek i podstęp, chociaż nie miał praktycznie żadnych podstaw, aby zakładać najgorsze. Racjonalna część kazała mu trzymać język za zębami, podczas gdy ta przeciwna już wrzeszczała, osaczona niebezpieczeństwem. A przecież chodziło tylko o głupi plecak...
— Możesz to zostawić? — rzucił, nie bardzo siląc się na bycie miłym. Doceniał wszystko, co Dorian dla niego robił, ale w tym momencie przekroczył on granicę, do której nie powinien nawet próbować podchodzić. Nie rozmawiali o takich rzeczach i może wina tkwiła po stronie Masona, jednak wciąż zagotowało się w nim, gdy zauważył, jak bez najmniejszego zawahania ciemnowłosy odebrał jego jedyny dobytek oraz sposób na przeżycie.
— Ogarniam twoją postawę wiecznego uciekiniera, serio. No ale naprawdę, twój plecak śmierdzi, pewnie już dawno jest w nim masa pleśni, zlituj się. — Pokręcił głową, wciąż zachowując stoicki spokój. Ten dzień był naprawdę dobry i nie miał zamiaru pozwolić humorom Masona na zmianę swojego nastawienia. Uważał też, że nie zrobił niczego złego, bo przecież od samego początku jedyne, czego pragnął, to zająć się nim w jak najlepszy sposób. I zdawał sobie sprawę z tego, jak dziewiętnastolatek nie był przyzwyczajony do innych ludzi troszczących się o niego, ale to wpadało powoli w niezdrową paranoję, na którą nie chciał pozwalać.
— Po prostu to zostaw, okej? Jeśli... — urwał, gdy Dorian skrzyżował dłonie na klatce piersiowej i wcisnął mu się wpół zdania:
— Jeśli jakimś cudem sytuacja stanie się nagle poważna, a ty znowu będziesz zmuszony wziąć nogi za pas w przeciągu chwili, to przygotuję ci zastępczy pakiet samodzielnego podróżnika, okej? — Ostatkami sił próbował ugryźć się w język przed dalszym ciągnięciem tematu, jednak od początku rozumiał, że wyjaśnienia były jedynym sposobem na to, aby przekonał go do swoich racji. — Wiem, jak to jest, Masonie — dodał, znowu mu przerywając. — Naprawdę wiem. Zbieranie kasy po kątach, fałszywe dokumenty tożsamości, byleby nie zostać znalezionym, drobne porcje prowiantu, minimalna ilość ubrań i tragiczna dawka wody, żeby ciężar nie utrudniał ucieczki. Przechodziłem przez to i wciąż pamiętam, jak po piętach deptały mi liczne obawy. I ty nie jesteś inny, widać to w twoich oczach — wyznał. — Nie wiem, ile jeszcze czasu tu zostaniesz, ale zapewniam cię, że dzisiaj nie ma prawa stać się zupełnie nic. Skoro do tej pory był spokój, ten dzień również skończysz bezpieczny.
Mason dłuższą chwilę analizował wyznanie swojego lokatora. Zaschło mu w gardle, a słowa jakby utknęły, nie potrafiąc wydostać się na powierzchnię. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, bo w żadnym scenariuszu nie oczekiwał, że ta rozmowa obierze taki tor. Skinął więc głupio głową. Napięte ramiona Doriana opadły, rozluźnił się widocznie, dodając jeszcze na odchodne:
— Zaufaj mi, okej? Po prostu mi zaufaj. — Odchrząknął, czując chrypę, a on miał nadzieję, że przykrywała ona desperację w jego głosie. Westchnął, przerywając potem ciszę przypomnieniem o śniadaniu, które wciąż czekało na dole i wyszedł, zostawiając nastolatka w ciągłym szoku oraz z masą pytań. Mason nie potrafił się ruszyć, a gdy wreszcie odzyskał władzę nad swoim ciałem, podczas ponownego przeciągnięcia się skopał pościel, która spadła na ziemię z donośnym uderzeniem. Zmarszczył brwi, od razu zauważając, że przecież materiał nie miał prawa wydać takiego dźwięku. Pociągnął więc za róg, który znajdował się najbliżej niego, odpakowując w ten sposób prezent, o którym do samego końca nie miał pojęcia.
Poczuł się dziwnie, bo nikt wcześniej nie potraktował go w taki sposób. Uśpiona dotychczas gama uczuć, które tłumił w rodzinnym domu, wybudziła się nagle z niemal wiecznego snu, łapczywie biorąc wdech i otaczając go z każdej strony. Panika walczyła z ciekawością, gdy jego umysł gorączkowo próbował zrozumieć, które odczucia były tymi właściwymi. Chłód mieszał się z przyjemnym ciepłem, kiełkującym w jego wnętrzu. Strach ustępował, pozostawiając zdecydowanie zbyt wiele miejsca na ten zdrowy rodzaj ciekawości oraz pragnienie normalnego życia, które przecież miał w zasięgu swoich dłoni. W ułamku sekundy zrozumiał, czego tak naprawdę pragnął i jak łatwe było osiągnięcie celu, bez względu na ryzyko. Nie chciał już uciekać, nie chciał chować głowy w piasek ani panikować.
Dlatego więc się poddał.
Zaakceptował fakt, że komuś na nim naprawdę zależało i otworzył się na możliwość życia bez strachu.
CZYTASZ
Kaktus w kolorach tęczy
Teen FictionMason to syn zarozumiałego burmistrza małego miasteczka, które w skali kraju znaczy tyle, co kałuża po deszczu. Dorian wyniósł się z domu w wieku siedemnastu lat, wyrzekając swojej rodziny. Mason nieśmiało kryje się po kątach, a Dorian wrzeszczy p...