Chłopak stracił poczucie czasu, patrząc na korony drzew i błotnistą drogę pod nimi. Trzęsło nim, ale nie był w stanie powiedzieć, czy to z zimna, czy ze strachu.
- Fiorka, dół! - zawołał w końcu inkwizytor.
Wiwerna powoli opuściła się na drogę, ale nie zatrzymała się tylko podążyła dalej nieśpiesznym truchtem.
Irhle nagle zapytał:
- Naprawdę możesz wywrócić człowieka na lewą stronę?
- Nie, ale oni tego nie wiedzą - powiedział Artis i z czystym sumieniem zemdlał. Prawie zsunął się z siodła, ale chłopak w ostatniej chwili go przytrzymał.
Gdy czarodziej odzyskał przytomność jakieś pół godziny później, wciąż siedział w siodle, przytrzymywany przez chłopaka.
- Czy podróż na grzbiecie Fiorki, była aż tak przerażająca? - głos maga był słaby i ledwo słyszalny.
- Ta bestia strasznie trzęsie i jest koścista - Irhle nie przegapił okazji, by odegrać się na, nad wyraz inteligentnej bestii.
Bestia odwróciła łeb i skrzeknęła z urazą.
- No cichaj, cichaj - po raz pierwszy w głosie inkwizytora zabrzmiało coś więcej, oprócz chłodu. Poklepał Fiorkę uspokajająco po szyi - On nie mówi poważnie.
- A jak ty się czujesz? - zmienił temat Irhle.
- Ujdzie.
- Więcej tracić przytomności nie będziesz?
- Nie, już w porządku - Artis przeciągnął się i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni piersiówkę.
Wieczorem zawitali do małego miasteczka. Akurat następnego ranka miał się odbyć dzień targowy, ale pomimo tłumów, jakoś udało im się znaleźć karczmę z wolnym pokojem. Ludzie byli tak zawzięci i zdesperowani, że nie zamierzali opuszczać gospody z tak błahego powodu, jak inkwizytor.
Artis pierwsze co zrobił przy kolacji, to nalał sobie do kubka, aż po brzegi, wódki. Wychylił go łapczywie jednym haustem.
- Nie przesadzasz trochę?
Czarodziej zmierzył kubek wzrokiem, a potem dzbanek.
- No, może trochę - powiedział niewzruszenie i nalał sobie jeszcze.
- Artis...
Inkwizytor oderwał się od trunku i spojrzał chłopakowi w oczy.
- Co... co będzie w zamku czarodziejów? - zapytał w końcu Irhle.
- Złożysz pozew, oczywiście. Ty i twój zleceniodawca...
- On nie wie. Niczego mi nie zlecał. Ja sam...
- Ale i tak ten pan znajduje się teraz pod opieką inkwizycji. Jesteśmy w miarę niezależni od rady i... nie zawsze się dogadujemy. Nie tkną ani ciebie, ani jego. Nie narażą się nam dla jednego czarodzieja.
Irhle zapatrzył się w talerz z kaszą.
- Możesz ściągnąć tę maskę i powiedzieć to jeszcze raz? To, że... nikt nic jemu nie zrobi...
Artis zastanowił się chwilę. A więc nie chodziło o to, że zabójca straci zaufanie. Pomylił się w interpretacji, ale któż to mógł wiedzieć... A chłopaka tak przeraża to, że może swojego pana pogrążyć. Bo przecież czcigodny nie jest w kursie, co jego człowiek zamyślił zrobić z czarodziejem. Chociaż po tym czasie, pewnie już wie. I pewnie ten lubiany wujaszek siedzi u okna i modli się, i zastanawia: Czy zdemaskowali? czy powiodło się? czy go wydadzą? czy przejdzie bokiem? czy lojalny sługa wróci cały?
- Maskę? - Artis jednak postanowił udawać głupiego.
- Naprawdę nie jesteś taki... zimny... obojętny... To maska.
Inkwizytor spojrzał w fiołkowe oczy zabójcy.
- Nie odważą się, a nawet jeśli, moja zemsta będzie straszna.
Ciemne oczy inkwizytora zalśniły groźnie. Chłopak skiną głową i głęboko się zamyślił. Z tego zamyślenia wyrwał go oburzony głos, mówiący:
- No, a wyglądał na taki porządny lokal.
Zerknął na drzwi do karczmy, na progu których stał inkwizytor. Był ubrany identycznie jak Artis i miał taki sam zielony tatuaż na twarzy. Przybysz dostrzegł kolegę po fachu i ruszył w jego stronę. Artis nie patrząc na wejście, nalał do kubka wódki i postawił przy wolnym miejscu przy ich stoliku.
- Artis, nie powinieneś być na wschodzie?
- Wracam stamtąd, Eion.
Eion usiadł obok i sięgnął po kubek. Wychylił go dwoma haustami i poprawił kapelusz. Błysnęły ciemno czerwone oczy.
Irhle prawie się zakrztusił, ale inkwizytorzy nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi. Po tej wymianie uprzejmości zapadła cisza, urozmaicona tylko szumem rozmów w sali.
Zabójca przyglądał się nowo poznanemu inkwizytorowi z zaciekawieniem. Zauważył, że wygląda on na starszego od Artisa, i był o jakieś pół głowy wyższy. Miał równie jasną skórę i włosy, wymykające się spod kapelusza.
I wtedy Irhle zdał sobie sprawę, że Eion budzi u niego duże zainteresowanie. Aż nazbyt Duże. Nie zdążył jednak się tego przestraszyć i dokładnie przemyśleć, bo Artis nagle podniósł się zza stołu.
- Wrócę później - powiedział i ruszył na zaplecze gospody. Eion, nic nie mówiąc, podążył za nim.
Irhle skinął głową na znak zgody. Jakieś dziwne było to wszystko, ale postanowił o tym nie myśleć. Chciał jak najszybciej zapomnieć o tym niepokojącym uczuciu.
Gdy chłopak skończył kolację, udał się na piętro do pokoju. Położył się do łóżka, ale długo nie mógł zasnąć.
***
Irhle obudził się nad ranem, kiedy Artis wrócił. I wyglądał bardzo nie codziennie, bo trzymał nieodłączny płaszcz oraz kapelusz pod pachą i zapinał koszulę pod szyją.
- Skoro nie śpisz, to wstawaj. Będziemy ruszać w drogę - powiedział narzucając płaszcz.
- Eion jedzie z nami? - uściślił dziwne przeczucie Irhle.
- Tak, to jemu też po drodze - Artis skończył zapinać płaszcz i założył kapelusz - Chodź, idziemy.
- A ty ani trochę nie zmęczony?
- Nie. A powinienem? - inkwizytor spojrzał na zabójce. Chłopak jakoś tak zmieszał się i zmienił temat.
- Czy ty w ogóle sypiasz?
- Pewnie, ale nie potrzebuję tyle snu, co zwykli ludzie.
Irhle, patrząc jak za oknem wstaje słońce, zszedł niechętnie z łóżka. Z ponurą miną podążył za Artisem, który szybkim krokiem przeciął karczmę i podążył przed szynk, gdzie czekał już na nich Eion. Zabójca przyjrzał się czarodziejowi i jego ciemnozielonej wiwernie z granatowymi piórami na łbie i skrzydłach. Inkwizytor nie budził w nim już... tego, co poprzedniego wieczora. Wszystko wydawało się być normalnie.
Obaj magowie z łatwością dosiedli wiernych wierzchowców.
- Siadaj - Artis wyciągnął do niego rękę.
- Znowu?
- Teraz już się chyba nie boisz?
Był na tyle blisko, by Irhle mógł zobaczyć twarz w cieniu kapelusza. Brew inkwizytora uniosła się lekko do góry.
- Nie, wcale - zabójca natychmiast stłumił strach i wskoczył na siodło za Artisem.
Eion popatrzył na Artisa, a ten tylko wzruszył ramionami.
Wiwerny rozpędziły się na drodze za miastem i wzbiły się w przestworza. Irhle znowu poczuł, jak żołądek ucieka mu gdzieś w dół.
Inkwizytorzy byli w swoim żywiole. Eion puścił wodze i odchylił się do tyłu w siodle. Artis również się rozluźnił, co Irhle wyczuł, wczepiając się, aby nie spaść, w skraj jego płaszcza.
CZYTASZ
Szmaragdowa Inkwizycja
FantasyOpowieść o świecie, gdzie czarodzieje to uprzywilejowana kasta, postępująca, jak się jej żywnie podoba z innymi ludźmi, jak i z Inkwizycją, która powinna ich kontrolować.