Szmaragdowa Inkwizycja: Część XVII

12 2 0
                                    


Na nic, wszystko na nic. Może sobie mówić co chce, a Artis nie zareaguje. To już nie jest ten inkwizytor, którego poznał kilkanaście dni w tył. To ktoś zupełnie inny.

- Potwór bez imienia! - gdy wykrzyknął te słowa, pobrzmiała w nich gorycz.

I to o dziwo przyniosło skutek.

Prześlizgnęło się po nim zdziwione spojrzenie białowłosego, a w ciemnych oczach pojawiło się coś znajomego.

Czarodzieje próbowali wykorzystać tę chwilę dekoncentracji, zupełnie grzebiąc swoje szanse na przeżycie.

Co za idioci z tych magów! Nie mogli chwilę poczekać?! Teraz on znowu nad tarczą czaruje. Jak ich zabije, to to odbije się na wszystkich białowłosych. Dla ciebie to nic nie znaczy?! To już lepiej żebyś zdechł pod płotem, kiedy się urodziłeś!

Artis odwrócił się zaskoczony.

- Irhle? - głos był pełen niepewności i zdziwienia, oczy patrzyły z lekkim strachem, ale przytomnie.

- Artis! - w głosie zabójcy zabrzmiała ulga, ale nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo inkwizytor rozejrzał się z zagubieniem do koła. Zobaczywszy tarczę, w jego oczach odbiło się zaskoczenie i przerażenie. Bariera pękła jak bańka mydlana, a on zachwiał się i upadł. Czy to po prostu szok, czy to uderzył go zaklęciem jeden z czarodziei, Irhle nie dostrzegł. Nie wiele myśląc, rzucił się do Artisa leżącego na ziemi, zanim magowie wykorzystali tę chwilę słabości inkwizytora.

Podbiegł do białowłosego, sprawdził i poczuł ulgę. Artis oddychał i wyglądał na względnie całego.

- Chłopcze, odsuń się od niego. - jeden z uczonych mistrzów zwrócił się szorstko do Irhle.

Irhle pokazał mu co o nim sądzi, pięścią z lekko odgiętym małym palcem i wrócił do cucenia Artisa. Czarodziejowi się to nie spodobało.

- Ty, suczy synu, - warknął i złożył palce do czegoś bojowego - Pożałujesz, tej zniewagi.

Jednak uczniowie ośmieleni śmiałością nie-maga, wysypali się na plac i kołem otoczyli Artisa i Irhle. Magowie natychmiast stracili resztki odwagi.

- A gdzie notatki? - Irhle przypomniał sobie, o co w ogóle było to zamieszanie.

Czarodzieje zrobili miny typu "o czym ty mówisz chłopcze?", ale i chłopak, i kandydaci na inkwizytorów popatrzyli na nich w taki sposób, że jeden z nich natychmiast odpowiedział:

- Tam - i wskazał ręką na płonący budynek - uciekając, nikt się o nie nie zatroszczył.

Coś trzasnęło, a z okien strzeliły iskry. Jakoś nikt nie miał wątpliwości, że zapiski już nie zostaną odzyskane. Patrzyli, jak odchodzi w niebyt pewien okres ich życia.

- Wódki - zachrypnięty głos przywrócił wszystkich do rzeczywistości.

- Artis... - Irhle westchnął z ulgą. Do tej pory obawiał się, czy inkwizytor w ogóle się ocknie.

Butelka wódki została niezwłocznie wyciągnięta, chyba spod ziemi i podana zabójcy. Irhle pomógł Artisowi usiąść i podtrzymał naczynie, by pić mu było łatwiej. Białowłosy przełykał napój wyskokowy łapczywie i chłopak przestraszył się, że Artis jeszcze się zachłyśnie.

- Spokojnie, to nie woda - na chwilę odsunął butelkę.

Jeden z czarodziei nie mógł się powstrzymać.

- On niczego w życiu tak nie pragnie, jak wódki, bo to dla niego woda...

Zamilkł pod ciężkim spojrzeniem dwudziestu par ciemnych i czerwonych oczu.

Szmaragdowa InkwizycjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz