5.

205 9 14
                                    

Nico

-Tomira! Lorenzo! Gotowi?!

Chłopak czekał na nich w kuchni. Dzieci zeszły do niego, aby się pożegnać przed letnią potańcówką.

Tomira, miała na sobie czarną obcisłą sukienkę a Lorenzo jeansy i t-shirt.

-Pięknie wyglądacie. Tomiro, pilnuj Lorenzo.

-Dobrze, tato...Do zobaczenia!

-Papa! - krzyknął Lorenzo na wychodne.

Jego myśli ostatnio zaprzątały myśli samobójcze Willa i to że muszą wyjaśnić sprawę z jego ojcem. Nie pozwoli mu tego zostawić, tak to.

Wszedł na górę i zapukał do sypialni Willa.

-Cześć, Kochanie.

-Ni-Nico? O co chodzi? - Will przetarł oczy.

-O ciebie chodzi. Will...wiem, że...ale musimy to zgłosić choćby na policję. Rozumiesz, że cię kocham idioto?! Co by było gdyby mnie tam nie było wtedy?! Zobacz, jakie mamy życie...

-Moje życie to bałagan.

-A ja jestem też po to żeby pomóc sprzątnąć ten bałagan.

-Lorenzo i Tomira poszli już?

-Tak.

Will przybliżył się do niego i ujął za twarz. Zbliżył swoje wargi, do jego i pocałowali się.

-Nico - oderwał się od niego Solace. - Ja wiem, że...chcesz coś z tym zrobić, ale czy warto?

-Will, o czym ty do cholery mówisz?!

-A o tym...że poradzę sobie sam! Uważacie, mnie za słabeusza! Zawsze tak było! Tylko UZDROWICIEL! TYLKO! - zerwał się z łóżka i zaczął ubierać. - Uważacie mnie za tchórza i łajze! I wiesz co?! Wiem, że nie ją jestem! Ale nie trzeba, tego człowiekowi...herosowi ciągle wypominać! Ja żyłem dla ludzi! - krzyczał tak głośno, że Nico miał ochotę się skulić i schować w kącie.

Widział że blondyn, chce coś jeszcze dodać, ale zamiast tego otworzył drzwi, trzasnął nimi i najwyraźniej wyszedł z domu.

Nico zaczął płakać...ostatni raz się tak czuł, kiedy stracił Biance i myślał że nie ma rodziny. 

Nie sądził że Will tak zareaguje, ale wiedział że potrzebował tego wykrzyczenia...może i ponownie, ale lepsze to niż cierpienie.

-5h później-

Była 13.00 a Will nadal nie wrócił do domu, co zmartwiło młodszego.

Will nie odbierał od niego, ani nie odpisywał. Nie mógł go nawet znaleźć na mieście. Bał się, że jego ojciec znów go znajdzie i coś mu zrobi.

Po 10minutach postanowił zadzwonić do Percy'ego, z prośbą o pomoc.

On też nie odbierał, zadzwonił do Annabeth, która odebrała praktycznie od razu.

-Nico?!

-Tak...Cześć. Coś się stało?

-Jason...on...o bogowie... - Annabeth rozpłakała się, a Nico nie miał serca tego słuchać.

-Gdzie jesteś?

-U pani Sally Jackson...

-Wpadnę do ciebie.

Nie czekając na odpowiedź, rozłączył się i jak najszybciej ubrał, po czym wyszedł na zewnątrz.

Pędził do domu Jacksonów. Gdzie był do cholery Percy i Will?

Słoneczny Anioł 2//SolangeloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz