Rozdział Dziesiąty

15 3 0
                                    

Podczas podróży mogłam posłuchać języka włoskiego, czyli języka podążania. Mijaliśmy kolejne miejscowości, które widziałam pierwszy raz na oczy. Nigdy nie byłam dobra z geografii ale wiedziałam, że jesteśmy już giga daleko od domu i blisko Mojego Mascarpone. Czułam jak oczy mi się same mi się zamykają. Przebudziłam się po godzinie i zobaczyłam, że podjeżdżamy już pod granice. Z rozmowy Alvarosów wywnioskowałam, że jesteśmy prawie na miejscu.

Czyli już niedługo będę u Mojego Alvaro i będzie mógł mnie porwać bez świadków i innych pracowników maka.

Alvaros kierowca otworzył szybę samochodu, usłyszałam tylko:

- Kontrola pojazdu!

Straż graniczna sprawdziła paszporty każdego z Alvarosów i przyszła kolej na mnie.

Strażnik raz spoglądając w dokumenty raz na mnie, lekko się uśmiechnął. Pożądanie wisiało w powietrzu jak moje zajebiste feromony po podróży. Byłam gotowa aż powie "wygląda pani o wiele seksowniej niż na zdjęciach", ale tak się nie stało. Roześmiał się i powiedział:

- Jak chciała Pani podrabiać dokumenty, to mogła Pani użyć normalnego imienia- mówił to rżąc jak koń, frajer jebany

- Nie zesraj się. Możemy jechać? Muszę dotrzeć do mojego Ukochanego we Włoszech!!- krzyczałam ale bez skutku.

- ?¿?

Z trudem zmusił mnie do wyjścia z busa. Kiedy znalazłam się w jego gabinecie, zobaczyłam jak Alvarosi odjeżdżają. Pewnie jadą po Mascarpone, który przyjedzie bo mnie czarna wołga i porządnie wybolcuje. Niestety jednak moja podróż zakończyła się na granicy, gdzie jakiś kutasiarz chciał mi wmówić, że nie nazywam się Bańka Sosnowska.

- Nie nazywa się Pani Bańka Sosnowska... przepraszam zwrócę się pełnym imiem i nazwiskiem: Bańka Mydlana Sosnowska.

Kiedy ten frajer, niskiej jakości mężczyzna wypowiedział moje pełne imię, przypomniała mi się historia mojego dzieciństwa. Jak mój stary pijany podczas moich narodzin wpisał powyższe imiona. Śmiał się ze mnie przez całe życie żartując, że jestem taka gruba że za chwilę pęknę jak bańka.

- To moje prawdziwe imię i nazwisko- odpowiedziałam ocierając łzę nostalgi z oka.

- Przykro mi, dokumenty wyglądają na podrabiane, a dodatkowo obrażanie straży nie wpływa na Pani korzyść. Muszę zadzwonić na policję.

- A może załatwimy to w inny sposób- powiedziałam zalotnie i lekko rozchyliłam nogi.

Frajer spojrzał na mnie z politowaniem i zaczął wystukiwać numer. Korzystając z jego chwilowej nieuwagi powiedziałam, że idę do kibelka. Zajęty rozmową ze swoim kolegą, machnął ręką i się zbytnio nie przejął moim wyjściem.

Wyjęłam z torebki młotek i parę narzędzi, które nosiłam w torebce od zajścia w maku. Stuknęłam w zamek, ażeby kutasiarz nie zaczął mnie gonić. Dumna ze swojego planu wyszłam na drogę i zaczęłam machać. Po chwili zatrzymał się miły Pan tirowiec, który z szerokim uśmiechem zachęcał mnie żeby wsiadła. Cóż za porządny mężczyzna, który ratuje damę z opałów.

Po chwili ciszy spojrzał na mnie z pożądaniem i powiedział... 

Podążanie za pożądaniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz