Siedziałyśmy w milczeniu od ponad piętnastu minut. Odkąd usiadłyśmy na pobliskim krawężniku, Zoe nie wydała z siebie nawet jednego dźwięku.Ja natomiast od prawie, że kwadransa uważnie przyglądałam się swoim dłoniom skupiając się na każdej linii po ich wewnętrznej stronie. Pamiętam, jak tata wróżył mi w ten sposób przyszłość. Zawsze mawiał, że będę najszczęśliwszą osobą w całym mieście. Że będę miała fantastycznego chłopaka i paczkę niezawodnych przyjaciół. Niestety nie miał racji nawet do jednej z tych rzeczy. Początkowo traktowałam to jako proroctwo. Dopiero z czasem zdałam sobie sprawę, że nie wierzył we wróżby, a robił to tylko po to, aby poprawić mi humor.
Westchnęłam. Przynajmniej próbował być dobry.
Kątem oka zauważyłam, że Zoe odpala trzeciego już z rzędu papierosa. Szybkimi zaciągnięciami i wydmuchiwaniem dymu przerywała głuchą ciszę. Od jakiegoś czasu nie czułam się komfortowo przebywając w jej towarzystwie. Zwłaszcza po tym co się wydarzyło.
- Słuchaj, Em – przerwała moje rozważania jakoby czytając mi w myślach – Dziwnie tak siedzieć w milczeniu – zgasiła końcówkę złotego marlboro i rzuciła nią przed siebie - Co ciekawego mi opowiesz?
- Coś mi się wydaje, że ty masz więcej do opowiedzenia – wymamrotałam, nerwowo pocierając ramię.
- Może i masz rację.
- Zawsze mam.
Dziewczyna uśmiechnęła się i szybkim ruchem odwróciła się w moją stronę. Prawdopodobnie w tym momencie zrobiłam się cała czerwona. Nie zdziwiłoby mnie to, ani fakt, że spociły mi się dłonie. Jej obecność działała na mnie jak zapach porannej kawy – jednocześnie czułam organiczne przywiązanie, jak i nieopisany lęk. Tylko czego się bałam?
- Bastian i ja... - wyrwała mnie z zamyślenia – tak jakby wróciliśmy do siebie.
- Tak jakby? – powiedziałam niemal niemo, nerwowo odrywając kawałek skórki przy paznokciu.
- Nie chcemy ogłaszać tego publicznie – uśmiechnęła się gorzko.
Dlaczego ich związek miał być tajemnicą? Przecież zawsze oficjalnie mówili o sobie per przyszła żona i per przyszły mąż.
- Jest jakiś powód? – uniosłam brwi patrząc bezpośrednio na nią. Jednak jej wzrok zawstydził mnie do tego stopnia, że szybko spuściłam głowę i zaczęłam liczyć ilość kafelków przed sobą.
- Powodów jest mnóstwo. Ale nie będę cię zanudzać – machnęła ręką.
- Patrząc na to co się wydarzyło nie zapowiada się na nudę. Dlaczego chciałaś żebym ci pomogła? – spojrzałam w jej stronę. – dlaczego w o g ó l e chciałaś mojej pomocy?
Liczyłam, że mi odpowie. Nie chciałam, żeby mnie dłużej zwodziła.
- Em, posłuchaj – szepnęła – wszystko jest bardziej skomplikowane niż myślisz. Są rzeczy, o których nie mogę ci powiedzieć. One dotyczą tylko mnie i Bastiana – wyciągnęła papierosa i zgrabnym ruchem go podpaliła. – Każdy ma swoje tajemnice, co nie? – rzuciła mi przelotne spojrzenie i mocno się zaciągnęła kolejnym papierosem.
Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć. Zdecydowanie nie chciała mi zdradzić za wielu szczegółów. Miałam prawo ją przepytywać? Zrobiło mi się przykro, że mną manipuluje. Najpierw liczy na moją pomoc, a później po prostu mnie spławia. Obróciłam głowę w przeciwnym kierunku.
- Ej, ej – złapała mnie za przedramię. Podskoczyłam. Zoe w reakcji zabrała rękę i niejednoznacznie zmarszczyła brwi.
- Em, czy ty się mnie wstydzisz?
Zacisnęłam szczękę. Przecież niczego się nie wstydziłam. Prawda?
- O czym ty mówisz – sztucznie się zaśmiałam – dlaczego miałabym się bać?
Po sekundzie pożałowałam swoich słów. Ona nic nie mówiła o strachu.
- Bać? – wyszczerzyła się – Ty się mnie boisz? Maya się mnie boi! – krzyknęła jakoby zwracając się do widowni przed sobą. Swoim entuzjazmem powiększyła zaczerwienienie na mojej twarzy.
– Chyba musimy o tym porozmawiać, nie sądzisz? Najlepiej przy dobrym winie – ponownie złapała mnie za ramię i zwinnym ruchem obróciła w swoją stronę. Wesoło się zaśmiała.
Teraz nasze twarze były na równej wysokości. Zahipnotyzowana bezkresem jej oczu wlepiłam w nią głupkowaty wzrok. Powoli kąciki jej ust zaczęły opadać. W miejscu, w którym przed chwilą znajdował się szeroki uśmiech, pozostały dwie lekko rozchylone ze zdziwienia wargi. Opuściłam wzrok i spojrzałam na jej usta. Były nieskazitelnie aksamitne. Musiały być bardzo miękkie. Zazdrościłam Bastianowi, że tak często miał je dla siebie. Zaczęłam zastanawiać się jak smakują. Niedawno piła kawę, może składając delikatny pocałunek poczułabym słodki smak cappuccino.
Siedziałyśmy w tym bezruchu przez dobrą minutę. Nagle Zoe zwolniła swój uścisk i głośno odchrząknęła.
- Chyba na mnie już czas – zapięła bluzę pod samą szyję. Otrzepała spodnie i szybkim ruchem wstała. Zauważyłam w jej zachowaniu pewne zawahanie.
- Em – zaczęła mówić, jednak zdanie dokończyła dopiero kilkanaście sekund później – Chcesz iść na to wino?
Przez dłuższą chwilę nic nie odpowiedziałam. Pozwoliłam wybrzmieć jej słowom. Odbijały się echem w mojej głowie. Chciałam je zapamiętać.
Złapałam się na tym, że się uśmiecham. Teatralnie spojrzałam na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta.
- Chyba nic mnie nie trzyma – rzuciłam w jej stronę udając lekkie zobojętnienie.
- Jeśli tylko tego chcesz – poprawiła mnie zarzucając swoją ciemnozieloną torbę głębiej na ramię.
- Tylko tego? – palnęłam bezmyślnie.
- O czym ty mówisz? – przekręciła głowę na bok – a czego innego miałabym chcieć? Maya, jesteś zwariowana! – zachichotała - Umiesz poprawić mi humor.
Wyciągnęła w moim kierunku swoją dłoń. Przyjrzałam się jej uważnie. Miała czerwone paznokcie, a na nadgarstku wytatuowanego małego motyla. Ciekawe, dlaczego go wybrała. Złapałam się na tym, jak mało ją znam. Chwyciłam jej rękę, a ona pociągnęła mnie w swoim kierunku.
- Prowadź – rzuciłam próbując rozładować narastające między nami napięcie i podążyłam za nią.
CZYTASZ
Zapach deszczu
Roman d'amourUlotne chwile. Potencjalnie nieznaczące wydarzenia. Przypadkowo wypowiedziane słowa. Potrafią zmienić bieg każdej historii. Nieporozumienia, które połączyły nasze życia ściśle wiążą się z uczuciem. A czasem także z jego brakiem. Życie potrafi być p...