Spotkała się znów z Benny'm, by uzgodnić szczegóły. Będzie jej czasem robił zakupy i chodził z nią na badania. Nie muszą być razem. Będą mieszkać u siebie. Kiedy dziecko się urodzi, pierwsze parę tygodni spędzi u Deanny, a później będzie na stałe u Laffite'a. Bułka z masłem.
Pierwsze zakupy zrobiła z Cas, miały teraz lodówkę pełną zdrowego żarcia, które tak uwielbiała Sam-wżerała właśnie jakąś sałatkę, odrabiając matematykę na blacie ich małej kuchni, gdy trzeba było jej powiedzieć.
Odchrząknęła, rozpakowując zakupy do końca. Cas pojechała już do siebie, miała wpaść dopiero jutro, zostały same.
-Sam, możemy pogadać?
Szatynka pokiwała głową, nie odrywając wzroku od zeszytu.
-To ważne.
Uniosła wzrok, przeżuwając wolno jedzenie. Przełknęła, znów kiwając głową.
-Posłuchaj, um...-oparła się bokiem o blat, pocierając kark dłonią. Nawyk, który przejęła od Cas.-Jest taka sprawa...dość istotna...
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Chodzi o Cas?
Zamrugała, aż się pod wpływem tego pytania uspokajając.
-Co?-prychnęła.-Czemu miałoby o nią chodzić?
-Skoro to ważne, to może chodzić tylko o Cas.-wzruszyła ramionami.-Wszystko z nią w porządku?
-Tak, znaczy...nie, nie chodzi o Cas.-westchnęła, przecierając twarz dłonią.-Jestem w ciąży.
Sam wpatrywała się w nią chwilę, nie zdradzając absolutnie niczego po swojej twarzy.
-Okay...-mruknęła.-Jesteś w ciąży.
-Tak. Z Benny'm.-czemu ta informacja wydawała jej się teraz istotna, to pozostawało tajemnicą. Miała poniekąd wrażenie, że osoba Laffite'a nieco tą wpadkę łagodziła. Zawsze mogła zaciążyć z Michaelem.-Zatrzymam to dziecko. Znaczy, urodzę je, ale Benny je wychowa.
Sam wyprostowała się nieco, oddychając spokojnie.
-Będziecie razem?
-Nie, coś ty.-pokręciła głową, uśmiechając się lekko, jakby ją to rozbawiło.-Po prostu...pomoże mi przy ciąży, a później będzie się opiekował dzieckiem. Ja będę tylko wpadać od czasu do czasu.
Sam zamilkła na chwilę, chyba nie do końca ją rozumiejąc.
-Czemu ty nie będziesz się nim opiekować?-zapytała cicho.-Zachowujesz się jak mama.
Tym jednym zdaniem atmosfera całej rozmowy diametralnie się zmieniła-Deanna spoważniała, zaciskając nieco szczękę, gdy Sam patrzyła na nią nieco oskarżycielsko.
-Nieprawda.-powiedziała wyraźnie.-Dam temu dzieciakowi dobrego ojca i będę płacić na jego utrzymanie.
-Czym to się różni od mamy?
Boże, Sam naprawdę miała tupet.
Ich matka ich nie zostawiła, a może powinna-wyniosły się od niej, gdy tylko Deanna skończyła osiemnaście lat, nie miały z nią kontaktu. Trudno było o bardziej manipulującą, egoistyczną kobietę, pełną niechęci do własnych dzieci po śmierci męża. Wyżywała się na nich emocjonalnie, aż miały dość. TO nie była taka sama sytuacja.
-Nie będę z tobą o tym dyskutować.-odepchnęła się od blatu.-Już podjęłam decyzję.
Sam tylko wzruszyła ramionami. Chyba też nie miała siły się kłócić.
CZYTASZ
sick of losing soulmates
FanficMając dwadzieścia jeden lat, młodszą siostrę na utrzymaniu, brak wykształcenia i tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę, Deanna miała dość problemów. Najwyraźniej jednak wszechświat uznał, że ciąża idealnie nada się na kolejny. ... 'Cause I'm sick of lo...