rozdział 1. ❀

250 30 0
                                    

                    Zadowolony, uśmiechnięty od ucha do ucha, jasnowłosy mężczyzna splótł dłonie na karku, siadając wygodnie w fotelu w salonie, w którym przebywał od dłuższego czasu. Co jakiś czas słysząc szmer i ciche przekleństwa z pokoju obok, jeszcze wyżej uniósł kąciki ust i przymknął oczy.

                     Gdyby dwa lata temu ktoś mu powiedział jak będzie wyglądało jego życie w chwili obecnej, z pewnością nie uwierzyłby tej osobie. Nigdy nie przewidywałby, że znajdzie się kobieta, która go zrozumie, a nawet będzie bardziej pokręcona niż on sam. Ale się stało. Miłość swojego życia poznał dzięki swojemu bratu, pracującemu w firmie, w której blondynka odbywała praktyki. Można by rzec, że było to uczucie od pierwszego wejrzenia, a konkretnie rzecz biorąc, od pierwszej kłótni, którą odbyli wpadając na siebie przy wejściu do firmy.

 

                    - Uważaj jak chodzisz, okay? - fuknęła na niego, zbierając z chodnika upuszczone teczki.

                    - Gdybyś nie była aż tak pewna tego, że przepuszczę cię w drzwiach, to by nie było sprawy.

                    - Czyli to moja wina? No tak, mogłam pamiętać, że dżentelmeni to gatunek wymarły i my, kobiety, skazane jesteśmy na takie coś. - Zmierzyła go wzrokiem, dopiero w tamtej chwili przyglądając się lepiej swojej przeszkodzie. Musiała niestety przyznać, że chłopak był całkiem przystojny, na jej nieszczęście aż zbyt w jej typie. - Typowy współczesny facet.

                    - Dobra, zapomnijmy o tym. Co powiesz na kawę? Tak w ramach emmm... przeprosin? - Podrapał się po karku speszony całą sytuacją, a jednocześnie zadowolony, że udało mu się nareszcie wpaść na blondynkę, którą widział już nie raz, kiedy przychodził do brata. - Jestem Niall.

                    - No nie wierzę! - Roześmiała się, uświadamiając sobie na jak marny rodzaj podrywu zdecydował się blondyn, jednak postanowiła nie skreślać nowopoznanego chłopaka. - Niech ci będzie. Thea, a konkretniej Theodora.

                    - Okay, Dora, więc zapraszam cię do specjalnego miejsca dla wyjątkowych osób, zwanego automatem przy recepcji - oznajmił, wskazując miejsce tuż przed nimi. Dziewczyna spojrzała na niego i prychnęła. - Coś powiedziałem nie tak?

                    - Wszystko. - Pokręciła głową, nie wierząc w słowa Nialla. - I nie nazywaj mnie Dora!

 

                    Tamtego dnia Thea odeszła, zostawiając go zupełnie zdezorientowanego. I podczas kolejnych spotkań było podobnie. Ich znajomość rozwijała się powoli, była pełna tajemnic i niedomówień, ale też i przepełniona śmiechem. Poznając się, sami nie zauważyli, kiedy wszystko nabrało tempa, a ich niewinne wypady do kina, na kawę czy kolację, zaowocowały nie tylko przyjaźnią, którą oboje doceniali, ale też i pewną iskrą, która narodziła się już wtedy, kiedy wpadli na siebie w firmie. Pierwszy pocałunek, na który Niall zdecydował się spontanicznie podczas pewnego wieczoru, kiedy wspólnie przyrządzali kolację, a Thea miała zamknięte oczy, próbując sosu pomidorowego, był pierwszym krokiem do czegoś, czego oboje bali się nawet przyznać przed samymi sobą. Jednak nie potrzebowali aż tak wiele czasu, aby rozpocząć nowy etap.

                    A teraz, po ponad dwóch latach znajomości i związku trwającym jakieś osiemnaście miesięcy, oboje byli pewni tego, co czują i jak bardzo są ze sobą szczęśliwi. A najlepszym tego dowodem było wspólne mieszkanie i małe zawiniątko schowane, w tajemnicy przed Theą, w pojemniku po płatkach orzechowych, których dziewczyna tak bardzo nie lubiła. Niall już od dłuższego czasu zastanawiał się nad momentem, kiedy mógłby wręczyć niewielki, symboliczny, ale jakże ładny i kosztowny pierścionek swojej ukochanej, wygłaszając przy tym kilka pięknych zdań, wymyślonych pod prysznicem, zapisanych na chusteczce higienicznej i wyuczonych na pamięć podczas kilku przerw na lunch w listopadzie, jednak zawsze coś mu przeszkadzało. W mikołajki oboje pracowali do późna, Boże Narodzenie spędzali oddzielnie, każdy w gronie swojej rodziny i spotkali się dopiero w Sylwestra, jednak i wtedy Horan zapomniał czerwonego pudełeczka. Nie chciał oświadczać się w Walentynki, uważając to za kompletną głupotę, przewidując odmowę ze stronę blondynki, która nie przepadała za tym jakże komercyjnym świętem, podczas którego zaręczyło się kilka jej koleżanek.  Jednak kiedy dziewczyna zaproponowała mu spędzenie Wielkanocy w gronie jej rodziny na wsi, nad jego głową zapaliła się wielka żarówka. Taka bardzo, bardzo jasna, potrafiąca oświetlić pół miasta. Sam nie przykładał takiej wagi do świąt, jednak znał na ten temat zdanie swojej ukochanej i był podekscytowany perspektywą lepszego poznania jej rodziny. Państwa Harris, rodziców Thei, poznał jesienią, kiedy przyjechali w odwiedziny do swej młodszej córki. Od samego początku się polubili, a młodzi zostali zaproszeni do rodzinnego domu Theodory, kiedy tylko znajdą wolną chwilę.

                    Sama panna Harris miała złe przeczucia. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że coś się stanie. Nie zdawała sobie tylko sprawy, co to mogło być. Z Niallem układało jej się dobrze, jej rodzice go pokochali jak własnego syna, a siostra, mimo że jeszcze nie poznała, już życzyła im szczęścia. Blondynce mignęła wprawdzie gdzieś myśl o zaręczynach, ale szybko ją odsunęła, zdając sobie sprawę, że tyle razy miała już nadzieję, że to nierealne, przynajmniej na tyle, na ile znała Nialla. Nie rozmawiali przecież nigdy o przyszłości, o ślubie, dzieciach i reszcie spraw z tym związanych. Nie raz słyszała od znajomych Horana, że ten raczej nie należy do osób, myślących o stabilności, takiej prawdziwej. Przestała więc oczekiwać i zastanawiała się nad tym, co może się stać. Nie lubiła niespodzianek, perfekcyjnie planowanych za jej plecami - preferowała rozmowy, wspólne pomysły i ideę, nad którymi miała kontrolę. Chociaż, gdyby Niall klęknął przed nią i poprosił o jej rękę, nie miałaby nic przeciwko.

                    - Pobudka, zaraz jedziemy! - Blondynka pojawiła się w salonie, siadając na oparciu fotela, w którym znajdował się jej ukochany.

                    - Już gotowa? - spytał obejmując ją tak, że zsunęła się na jego kolana.

                    Z uśmiechem kiwnęła głową, czując jak dłoń młodego mężczyzny sunie w górę po jej udzie.

                    - Tak, mam wszystko, przynajmniej tak mi się wydaje - oznajmiła z rozbawieniem odwracając głowę tak, aby nie dopuścić do pocałunku. Dobrze wiedziała, jak by się to skończyło.

                    - Pakowałaś się dwie godziny, na pewno masz wszystko. Boję się zobaczyć, ile tego wzięłaś - mruknął, całując ją w policzek.

                     Słysząc jej prychnięcie, uśmiechnął się jeszcze szerzej i chciał powiedzieć coś jeszcze, ale dziewczyna tylko pokręciła głową i wstała z jego kolan.


                    - Lepiej znieś torby do samochodu, a ja jeszcze spakuję prezenty dla chłopców. Już się nie mogę doczekać, aż ich zobaczę - oznajmiła, wychodząc z pomieszczenia.

                    Pół godziny później zadowolona Thea siedziała w aucie i czekając na Nialla, który zaoferował się posprawdzać czy wszystko jest wyłączone i dobrze zamknięte, słuchała muzyki, zapominając o dręczących ją od kilku dni myślach. W tym samym czasie blondyn sprzątał z kuchennej podłogi płatki kukurydziane, które wysypały mu się, kiedy sięgał po ukryte w szafce pudełko. Po skończeniu, spojrzał na zawiniątko i, dumny z siebie i swojego planu, schował je do kieszeni.


                    - Wszystko będzie dobrze, nic nie stanie mi na przeszkodzie - mruknął do siebie, zamykając drzwi na klucz.





❀❀❀

a/n: tak czekałam na niedzielę i prawie zapomniałam o rozdziale, brawa dla mnie! hah Pierwsza część jest w sumie takim wprowadzeniem, jednak mam nadzieję, że nie zanudziłam :) Pozdrawiam! I wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet x

Bunny hunt ❀ Niall Horan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz