rozdział 2. ❀

208 22 5
                                    

                    Około północy, po sześciu godzinach jazdy blondyn zatrzymał samochód przed średniej wielkości domkiem państwa Harris. Zaspana Thea, wyrwana ze snu przez swojego chłopaka, opatuliła się jeszcze bardziej jasnym swetrem i wyszła z auta, aby otworzyć bramę. Spoglądając na Nialla, który próbując zrobić jak najmniej hałasu, powoli wjeżdżał na podwórko - ziewnęła po raz kolejny, po czym zamknęła za nim furtkę i szybko podeszła do srebrnego auta. W tej samej chwili na schodach, prowadzących do środka domu, pojawiła się matka dziewczyny.

                    - Nareszcie, myślałam, że się was nie doczekam - powiedziała, przytulając najpierw córkę, a następnie uśmiechniętego blondyna. - Przygotowałam wam pokój na parterze, idźcie spać, a rano się rozpakujecie.

                    - Tak chyba będzie najlepiej, jestem padnięta - odpowiedziała jej zmęczonym głosem Thea. - O której przyjedzie Aurora z chłopakami?

                    - Jutro wieczorem, a może nawet w nocy - poinformowała kobieta, kiedy cała trójka znalazła się już w środku domu. - Dzwoniła po kolacji i powiedziała, że padł im samochód. Podobno cały dzień szukali mechanika, który mógłby im go na jutro naprawić, co było ciężkie, ale ostatecznie jakiś się znalazł.

                    Thea kiwnęła głową i razem z Niallem udała się do przygotowanego pokoju, od razu rzucając się na zaścielone łóżko.

                    - Nie mogę się doczekać tych świąt - mruknęła dziewczyna, wtulając się w niebieskookiego, kiedy położył się obok niej. - Tak dawno nie widziałam chłopców. Pokochasz ich!


 

                    Od samego rana Niall nie mógł sobie znaleźć miejsca. Czuł się jak piąte koło u wozu, nie potrafiąc wpasować się w sytuację, jaka go zastała. Thea zaraz po przebudzeniu zaczęła pomagać mamie w przyrządzaniu posiłków, pieczeniu ciast i sprzątaniu, na ogół już i tak czystego, salonu. On jednak kręcił się z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie miejsca po rozpakowaniu bagaży z samochodu. Cały czas myślał również o pierścionku i tworzył w głowie kolejne scenariusze dotyczące idealnych zaręczyn. Jednak żaden pomysł nie był tym właściwym.

                    - Masz może ochotę wyrwać się z tego wariatkowa?

                    Ojciec Thei odłożył książkę na regał, po czym odwrócił się w stronę zaskoczonego Nialla. Blondyn zmieszał się nieco, nie wiedząc, co odpowiedzieć, jednak po krótkiej chwili kiwnął głową i wstał z sofy. Nie był pewien, jak powinien się zachowywać w stosunku do mężczyzny, który na pierwszym spotkaniu sprawił wrażenie człowieka trzymającego dystans, nie miał jednak zbyt wielu okazji, aby go lepiej poznać. W rzeczywistości Philip Harris nie był aż tak zdystansowaną i tajemniczą osobą, jak myślał Niall, wręcz przeciwnie, trudniej było znaleźć bardziej przyjaznego mężczyzny.

                    - A wy gdzie się wybieracie? - Matka Thei zagroziła im drogę, wychodząc z kuchni. - Mieliśmy przecież wybrać się do kościoła.

                    - Candace, słońce, chciałem pokazać Niallowi okolicę. - Philip poklepał zmieszanego blondyna po plecach. - Idźcie same z Theą i opowiecie nam jak było.

                     - Ale...

                     - Też cię kocham - powiedział mężczyzna i wymijając żonę, udał się w stronę drzwi. Horan uśmiechnął się niewinnie do kobiety i również podążył w tamtym kierunku. - Po ślubie i tylu latach małżeństwa człowiek wiele się uczy. Czasem warto być pod pantoflem, ale nie zawsze, grunt to zachować równowagę i mieć z niej jak najlepsze korzyści.

Bunny hunt ❀ Niall Horan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz