Podjechaliśmy pod niewielki dom na obrzeżach miasta. Właściwie "dom" to zbyt mocne określenie. Jego zewnętrzne ściany nie były w najlepszym stanie, na dachu brakowało kilku dachówek, a okna zabite były deskami.
- To wasze tymczasowe schronienie. - wytłumaczył Johnathan zwracając się do dwóch więźniów. Rozejrzeliśmy się w czwórkę po zniszczonym wnętrzu. Cóż, mężczyźni nie mogli liczyć na nic lepszego.
- Dziękuję. - usłyszałam wdzięczny głos Liama. Brązowooki wyglądał jakby wygrał właśnie główną nagrodę na loterii. Skinęłam mu głową. No proszę, jak niewiele trzeba by uszczęśliwić człowieka.
Strażnik ostrzegł, że obaj będą pod obserwacją, więc nie powinni wywinąć żadnego numeru. Później wyjaśnił mi, że uwzględnił w naszym planie Zayna, bo "przestępca przestępce rozgryzie". Chciałam zaprzeczyć mówiąc, że Malik to palant, który ucieknie przy pierwszej lepszej okazji, ale skutecznie uniemożliwił mi to mój rozdzwoniony telefon. Na wyświetlaczu wyświetlił się napis Mia więc czym prędzej odebrałam.
- Hej, wszystko ok? - odezwałam się do słuchawki.
- Powiedz, że to nie prawda! - krzyk mojej przyjaciółki był tak głośny, że na pewno usłyszeli go moi towarzysze.
- Co mam powiedzieć?
- Nie pomagasz mu, prawda?! - nastała cisza. No i co miałam zrobić? Kłamać?
- Mia, posłuchaj. To nie tak jak myślisz. On...
- A więc jednak?! Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką! Nienawidzę cię! - po tych słowach się rozłączyła, nie dając mi możliwości wytłumaczenia się. Spojrzałam tępo w mały ekranik. Urządzenie zawibrowało. Odczytałam sms'a:
✉ Nieznany
Wiedziałaś jak to się skończy. Miej się na baczności, Hathaway. Jutro będzie jeszcze gorzej.Krótka wymiana zdań z przyjaciółką napełniła mnie smutkiem, lecz po odczytaniu kolejnej rady byłam mocno wkurzona. W odpowiedzi spytałam kim jest. Bez odzewu.
Postanowiłam, że nie zostawię tak tej sprawy z Mią. Musiałam jak najszybciej się do niej dostać. Targał nią gniew i nie wiadomo do czego była zdolna. Z przyczyn oczywistych Johny nie mógł mi w tym pomóc, więc zadzwoniłam do narzeczonego. Tak szybko jak odebrał, tak szybko zakończył połączenie. Powiedział tylko, że ma ręce pełne roboty i nie jest w stanie nic teraz dla mnie zrobić. Skoro nie mogłam liczyć na Jamesa wykręciłam numer do osoby, która bez wahania zgodziła się mnie podwieźć.
❇❇❇
- Nie wiem jak mam ci dziękować, Haley.
- Nie musisz. Cieszę się, że mogłam ci pomóc. - uśmiechnęła się lekko. Odpięłam pas i wyskoczyłam z auta zmierzając szybkim krokiem do drzwi brunetki.
Pukałam, dzwoniłam dzwonkiem, mówiłam do niej, ale Mia pozostawała niewzruszona. Może położyła się spać, bo przecież wybrałam sobie nietypową godzinę na odwiedziny. Kto normalny dobija się do czyichś drzwi o 1 w nocy?
Westchnęłam ciężko i pozwoliłam by Haley odwiozła mnie do domu. Podczas drogi była całą sobą: mówiła o niesamowitych przystojniakach, których miała sposobność poznać, a także o swoim ulubionym aktorze, dlatego też szybko się na nią wyłączyłam.
W domu byłam sama. Wzięłam szybki prysznic i rozsiadłam się na kanapie w salonie. Postanowiłam, że spytam Johny'ego jak sobie radzi.
Ja: Żyjesz jeszcze? Zdążyli już wywinąć jakiś numer? xx
Johnathan: Oh, Jules. Twoja wiara w moje możliwości jest taka urocza :). Myślisz, że pozwoliłbym sobie na to? Nie zapominaj, że jestem dobrze przeszkolony. x
Ja: Kiedy mam cię zmienić?
Johnathan: Ty?
Ja: A niby kto inny?
Johnathan: O tym nie pomyśleliśmy. Hmm... Mogłabyś wpaść po południu? Mam nocną zmianę, więc muszę się trochę ogarnąć. Poza tym mamy dziś 26 maja, czyli powinienem odwiedzić moją mamę.
Ja: Pozdrów ją ode mnie. Chyba James wrócił, do później Strażniku Blake xx
CZYTASZ
Imposture • Payne
FanfictionW jednej chwili po sali przeszedł cichy pomruk, a w następnej wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Nadszedł czas na wyrok sędziny. Audrey Castile rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu, a spojrzenie jej fiołkowych oczów zatrzymało się na oskarżonym. L...