19. Next surprise!

76 6 1
                                    

L e e

(Środa, 12:30)

- Wiesz na czym polega problem, Christmas? - sędziwa sędzina weszła mi w słowo, opierając swoje pomarszczone dłonie na idealnej lśniącej drewnianej powłoce swojego biurka. - Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.

No to byłem w ciemnej dupie... Oczywiście, spodziewałem się, ba! Byłem pewien takiej odpowiedzi. Audrey Castile, nieprzejednana siwowłosa kobieta z fiołkowymi oczami to osoba, która gdy tylko będzie chciała udupi cię na byle gównie.

- Szanowna pani... - zacząłem pokornie, jednak niska postać mojej szefowej weszła mi w słowo. Znowu.

- Doceniam twoje starania. W innych okolicznościach byłabym nawet skłonna ci uwierzyć, ale mam nadzieję, że sam rozumiesz jak wygląda sytuacja.

- Naturalnie. - przytaknąłem kobiecie. Podczas gdy moja twarz wyrażała akceptację nieszczęsnego mego losu, zrozumienie dla osądów Castile i całkowity spokój to wewnątrz cały wrzałem od nadmiaru negatywnych emocji. Szczerze powiedziawszy brakowało na prawdę niewiele, abym rzucił to wszystko w cholerę i wyjechał daleko stąd, by więcej nie mieć z tym nic wspólnego.

Wiedziałem jednak, że nie mogę się poddać.

Nie teraz.

Nie z powodu Audrey Castile.

- Bardzo mi przykro, panie Christmas. Pańska szansa przepadła, a wniosek został rozpatrzony negatywnie. Uprzejmie proszę o jak najszybsze zabranie swoich rzeczy, oddanie kluczyków do służbowego samochodu i zwrot identyfikatora. Od dziś już pan tu nie pracuje.

Per pan? "Uprzejmie proszę"? Co to za kpina? Ta siwa pomarszczona wywłoka nie ma ani krzty pojęcia o uprzejmości, czy życzliwości.

Ściągnąłem z szyi niebieską smycz, na której zawieszony był mój identyfikator, wyciągnąłem z kieszeni moich eleganckich spodni pęk kluczy, z czego odpiąłem jedne i oba przedmioty położyłem przed dłońmi sędziny.

Odpuszczając sobie jakiekolwiek pożegnanie wycofałem się do wyjścia i w chwili, gdy miałem nacisnąć klamkę ni stąd ni z owąd przypomniałem sobie o pewnym kiczowatym obrazie, o którym opowiadała mi Julianne, a który wisiał w zajmowanym przez nią tymczasowym lokum, kiedy musiała się ukrywać.

- Rolę niespodziewanie mogą się odwrócić. Ofiara może stać się drapieżnikiem. - mruknąłem, bardziej do siebie niż do niej.

- Słucham?

- Życzyłem pani miłego dnia.

I wyszedłem. A potem skierowałem się do gabinetu Paulette. Bardzo jej teraz potrzebowałem.

Z a y n

(Środa, w tym samym czasie)

Ciągle ta sama historia. Niepewne jutro. Czy mógłbym chociaż raz mieć pewność co do następnego dnia? To chyba nie jest zbyt wielkie wymaganie.

Pozwoliłem, by moje ręce opadły wzdłuż mojego ciała, a wzrok utkwiłem w twarzy Julianne, która przygryzała ze zdenerwowania swoją dolną wargę.

- I co teraz? - spytałem beznamiętnie kobietę, która spuściła wzrok. - Wracam do więzienia, tak? - pokręciłem z niedowierzaniem głową i odwróciłem się tyłem do blondynki.

- Jasne, że nie! - zaprzeczyła zażarcie. - Biorąc pod uwagę twój wkład w znalezienie zabójcy powinieneś zostać uniewinniony.

- "Powinieneś" - prychnąłem. Kolejna niewiadoma w moim życiu.

Imposture • PayneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz