Właśnie wyszła z metra prosto na deszcz, który nieprzerwanie leciał z nieba, zwiastując nieprzyjemności. Właśnie pokonali kolejnego złoczyńcę i powoli zaczęła przyzwyczajać się do udawania, że coś jej się stało w trakcie albo została w coś przemieniona. Z takich przemyśleń wybudziło ją drobne kichnięcie. Podniosła torebeczkę ze swoim kwami, ze zdziwieniem odkrywając, że stworzonko się pochorowało.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze. - Powiedziała, jednocześnie otwierając jednym ruchem parasol.
- Zabierz mnie do lekarza. - Zaszlochało stworzonko jak małe dziecko. Dziewczyna zamrugała zaskoczona.
- Ale chyba nie istnieją lekarze od kwami. - Zdziwiła się.
- Znam...- Kwami zakaszlało przerywając swoją wypowiedź. - Znam jednego uzdrowiciela. - Powiedziało w końcu.
- I co mu powiem? -Zapytała Marinette, patrząc na drżąca od dreszczy Tikki. - Przecież to ma być tajemnica. Nabierze podejrzeń, domyśli się kim jestem... A w szkole będą pytać czemu się spóźniłam. Dasz radę wytrzymać do końca zajęć? - Zapytała stworzonko. Ta tylko kichnęła i położyła się w torebce. Aby jednak upewnić się, że jeszcze bardziej nie zmoknie, schowała ją do swojego plecaka, po czym pobiegła na pierwsze zajęcia z Panią Mendelejev.
Zajęcia były nieciekawe, więc każdy w miarę swoich możliwości, aby nie podpaść nauczycielce, zajmował się swoimi sprawami. Kobieta była bardzo surowa, więc gdy tylko się odwracała, wszyscy chowali swoje telefony pod biurka i zgodnie kiwali głową. Rose słuchała właśnie dziennikarki na bezprzewodowych słuchawkach w towarzystwie milczącej Juleki.
- Ochhh... - Westchnęła dziewczyna cicho, na widok młodego mężczyzny o ciemniejszej karnacji na swoim telefonie, który z uprzejmym uśmiechem machał ku ludziom.
- Książę Ali z Królestwa Bahrajnu, przylatuje do Paryża w odwiedziny. Wystąpi on oficjalnie w zbiórce na chore dzieci. - Chyba tym Rose poczuła się najbardziej urzeczona.
- Ma wielkie serce, jest dobry i czuły. - Tłumaczyła sobie swoje uczucia do osoby, której prawdopodobnie nigdy nie będzie miała szansy spotkać. - Ale wiesz co, napiszę list do niego! Może mój przeczyta. - Uznała, wyjmując z plecaka jeden z papierów ozdobnych, które tam miała. Zaczęła przelewać swoje uczucia na papier. Swój szacunek i, można tak to nazwać, zauroczenie. Zapakowała wszystko w piękną różową kopertę, ale czegoś nadal brakowało. Postanowiła poperfumować papier, aby pachniał nią. Aby jak najbardziej się wyróżnił.
- Rose, chcesz wysadzić klasę w powietrze? - Zapytała nauczycielka, podchodząc do nastolatki. Cała klasa zwróciła wzrok w jej stronę.
- A ja myślałam, że ktoś przyniósł na drugie wędzoną makrelę. - Skomentowała sytuację Chloe, powodując u Sabriny złośliwy chichot. Kobieta odebrała nastolatce perfumy.
- Nie wolno również używać smartfonów w klasie. - Zabrała komórkę z blatu i odeszła do biurka. - A teraz weź swoje rzeczy i idź do dyrektora. - Poinstruowała Rose, a sama pokazała za pomocą perfum dziewczyny, że gdy doda się trochę ognia, może spowodować to eksplozję. - Obyście to zapamiętali.
- Ja to zapamiętam. - Mruknęła Marinette, która, aż podskoczyła na nagły wybuch i rozbawiła tym komentarzem Alyę. Adrien nie zdążył na chemię i Nino przywitał go tuż przed szkołą.
- Wiesz, skoro nie było go na zajęciach... - Zasugerowała mulatka. -Powinnaś zanieść mu zeszyt.
- Ja? - Zapytała Mari i uśmiechnęła się lekko. - Mogłabym, serio... - Złapała za plecak, w którym trzymała Tikki. - Ale dziś nie dam rady, muszę coś szybko załatwić.
![](https://img.wattpad.com/cover/219491364-288-k573091.jpg)
CZYTASZ
Mauvais fantome [Miraculum]
FanficW Paryżu zaczyna się wojna. Zły człowiek, nazywajacy siebie Władcą Ciem, zdobywa w swoje dłonie broń, dzięki której w mieście rozpętało się piekło. Ludzie zostają ranni, umierają. Siedemnastoletni Adrien i Marinette stają do walki oraz z pomocą n...