2

36 3 0
                                    


Zerknęła na delikatny wzór na jej cappuccino, który w tym momencie był już prawie całkowicie rozmazany. Mogła nie mieszać łyżeczką, zniszczyła czyjąś pracę, pomyślała. Ale to tylko kawa — uspokoiła się w duchu i postanowiła skupić na pracy. Miała do napisania jeszcze kilka wpisów na swoim blogu, z którego poniekąd się utrzymywała. Wiadomo, były słabsze i bardziej stabilne finansowo miesiące, ale przez swoje ostatnie zaniedbania ilość jej czytelników znacząco spadła i musiała teraz mocno kombinować, żeby znowu wspiąć się na wyżyny. 

Ostanie promienie jesiennego słońca delikatnie muskały jej skórę, przebijając się przez cienkie szkło jednego z okien kawiarni. Zdecydowanie było tutaj klimatycznie. Może i przepłaciła za tę kawę, jednak tutaj przynajmniej mogła się skupić i odnaleźć swoje myśli, a w mieszkaniu dobijała ją pustka i chłód bijący z jej pustych, pomalowanych na biało ścian. Marzyła o wyprowadzce do ładniejszego miejsca, ale przy swoich obecnych, dość niestabilnych zarobkach mogła o tym zapomnieć. Musiała akceptować starą kamienicę jeszcze przez jakiś czas. I może dojść do ładu ze swoim bałaganem, stworzyć sobie miłą atmosferę do pracy i życia prywatnego. Jednak na ten moment takiego nie posiadała, bo za każdym razem, przy każdej możliwej okazji daleko jej było do nawiązywania relacji międzyludzkich. Owszem, starała się uśmiechać do innych w nadziei, że zachęci to kogoś do krótkiej konwersacji, jednak uśmiechanie się do przypadkowych ludzi w kawiarni mogło mieć nieco inny wydźwięk, niż by chciała. Czasem czuła się niezręcznie, gdy spędzała czas sama w miejscach, w których inni spędzali cudowny czas z kimś. Ze swoją drugą połówką, rodziną lub choćby nawet z pupilem aportującym piłeczkę z największym oddaniem na świecie. Nie miała nawet zwierzaka. Niechęć jego posiadania argumentowała tym, że gdy będzie podróżowała, nie będzie kto miał się nim zająć. Ale przecież nawet nie podróżowała, więc argument ten był całkowicie bezsensowny, przynajmniej na ten moment...

Dzień dobiegał końca, prace nad blogiem też. Lisa nie mogła doczekać się wieczoru, bo to oznaczało początek jej ulubionego rytuału, zwieńczenia dnia. Uwielbiała dźwięk otwieranej butelki wina w akompaniamencie jazzu. Do tego światło świec i starej lampy w kącie, która w kamienicy znajdowała się już co najmniej od trzydziestu lat, a przynajmniej tak wyglądała. Oczywiście należałoby ją oczyścić z kurzu, jednak Lisa obawiała się, że to ją zniszczy. Przynajmniej miała pretekst, żeby tego nie robić. Wino oczywiście nie mogło być zbyt drogie, najlepiej wytrawne lub półsłodkie, białe. Jej preferencje w tym aspekcie od kilku lat nie uległy nawet najmniejszej zmianie. Do tego dobra książka. Mrożący krew w żyłach kryminał lub coś związanego z psychologią, chociaż ostatnimi czasy zauważyła, że odkąd zagłębia się w taką literaturę, jeszcze bardziej jest skłonna do oceniania i analizowania ludzkich zachowań. Każdy, kogo poznawała (nawet pani w sklepie) była przez nią skrycie obserwowana. Być może więc wybór takiej, a nie innej literatury zbyt mocno wpływał na jej życie towarzyskie i jeszcze bardziej sprawiał, że je ograniczała. Ale każda kolejna książka wciągała ją na tyle mocno, że musiała doczytać ją do końca, a nawet sięgnąć po następną i następną. To było jedno z jej błędnych kół, które tak uwielbiała. Jej rutyny i niezmieniająca się codzienność, która jednak w jakiś minimalny sposób dążyła do zmiany, ale równocześnie odpychała każdą jej wizję, bo ta wydawała się zbyt przerażająca i wymagająca wysiłku. Wszystko jak zwykle skomplikowane w swej prostocie.

Lisa otwarła okno, wsłuchując się w wieczorną ciszę. Chłodny wiatr owiał jej lekko zarumienioną twarz i poczuła jego dotyk na końcówkach włosów. Były wilgotne, bo przed chwilą brała prysznic. W mieszkaniu panowała niekomfortowa wręcz cisza. Kobieta nie widziała swoich współlokatorów co najmniej od dwóch tygodni. Wprawdzie byli studentami i pewnie właśnie cieszyli się młodością na jednym z wyjazdów integracyjnych, jednak nieświadomość tego co robią, ani kiedy wrócą, nieco ją niepokoiła. Lubiła samotność tylko wtedy, kiedy ktoś znajdował się obok i mogła poczuć jego obecność. Lubiła, gdy ludzie z jej otoczenia mieli udane życie towarzyskie, bo czuła, że i ona czerpie z tego radość. Dlatego od jakiegoś czasu czuła się szczególnie zdołowana sytuacją i przytłoczona dobijającym poczuciem samotności. Poczuła ukłucie w sercu, smutek, który ogarnął jej całe ciało i sprawił, że jedyne, na co miała w tamtym momencie to zwinąć się w kłębek na łóżku i zasnąć. Wino uderzyło jej do głowy, więc aby zasnąć, nie musiała się nawet zbytnio starać. Wtedy usłyszała trzask i głośny łomot, ale spała tak twardo, że nie była w stanie się obudzić.

Dyskretne spojrzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz