5

13 2 0
                                    

Co z tego, że była umówiona dopiero po południu, skoro przez całą noc desperacko przerzucała się z boku na bok. Wstała o 7 rano, co dla niej było co najmniej nietypowe. A potem nie miała co z sobą zrobić, stres ją pogrążał. To niby tylko jedno głupie spotkanie, ale nie byłaby sobą, gdyby nie przeżywała. Nie miała ani pomysłów, o czym mogłaby z nim rozmawiać, ani co mogłaby ubrać. Nie znała go, nie wiedziała o nim totalnie niczego. Nie miała więc punktu zaczepienia. Pozostało jej mieć nadzieję, że on będzie się starał. Przecież skoro ją zaprosił to chyba miał w tym jakiś cel. A może i miała być tylko dodatkiem do jego skrzętnie prowadzonych statystyk. Kto wie, może nawet miał od tego księgowego, powiedziała do siebie pod nosem ze zgryźliwym uśmieszkiem. W jednym momencie odechciało jej się tego wszystkiego i marzyła o tym, aby był już wieczór i mogła w końcu zatopić się w ulubione książki wraz z lampką wina.

Ale wieczoru jeszcze nie było. Był za to piękny poranek, którego tym razem postanowiła nie marnować. Czas na czynność, którą planowała od samego początku swojego mieszkania tutaj, gdy była jeszcze z nim, z Gabrielem. Sprzątanie mogło jej pomóc nie tylko oczywiść ten zawalony stertami bezsensownych rzeczy pokój, ale również jej myśli. I może przy okazji przyjdą jej do głowy jakieś niezobowiązujące tematy na dzisiejsze spotkanie. Dobrze by było, gdyby do teg znalazła też w miarę niezobowiązujący strój. Wszystko w swoim czasie, pomyślała i zabrała się za stertę ubrań, które gromadziły się na krześle od dobrych kilku miesięcy. Nie znosiła w sobie tego pierwiastka bałaganiary, ale zawsze potrafiła znaleźć pretekst, aby odwlec sprzątanie.

Znów zadzwonił telefon. Tym razem była już bardziej sceptyczna. Odczekała dobrych kilka sekund udając zajętą, aż w końcu postanowiła odebrać.
- Halo?

- Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia o pracę. Chcielibyśmy umówić się z panią na rozmowę kwalifikacyjną.

O cholera, pomyślała. A jednak, ktoś się odezwał. Muszę teraz udawać chłodny profesjonalizm i totalny brak zaskoczenia.

- Dzień dobry, jak najbardziej jestem zainteresowana. Mogłabym przyjść jutro.

- Dobrze, jutro o 16? Adres prześlemy mailem. Mogę panią wpisać do kalendarza?

- Jak najbardziej. W takim razie do zobaczenia jutro - uśmiechnęła się ucieszona w duchu, że w końcu coś ciekawego dzieje się w jej życiu.

- Do zobaczenia - odezwał się sympatyczny głos w słuchawce.

Lisa z podekscytowania zapomniała o całym stresie związanym ze spotkaniem, a już na pewno zapomniała o sprzątaniu. Wykonała taniec szczęścia na wysłużonych deskach podłogowych, które skrzypiały z każdym jej ruchem. Dawno nie tańczyła, a przecież zawsze to lubiła. Ruch wprawiał jej ciało w dobry nastrój. I przypominała sobie wtedy, że całkiem dobrze się rusza. Aż nabrała ochoty na jakąś imprezę. Może uda jej się dziś wieczorem przejść w jakieś miejsce z dobrym klimatem.

Losowo wybrała kilka rzeczy z dużej, przepełnionej szafy. Brązowy sweterek odsłaniający brzuch wydał jej się zbyt niekomfortowym rozwiązaniem. Potrzebowała czegoś subtelnego. W takim razie czarne spodnie i beżowa bluzka pasowały idealnie. Potrzebowała jeszcze czegoś na przełamanie tych sztywnych kolorów i już prawie mogła wychodzić z mieszkania. Szybkie upięcie włosów, które w jej wydaniu pochłonęło ponad pół godziny osiągnęło swój zamierzony cel. Było niedbałe. Nawet jeśli starannie ułożyła włosy właśnie w ten sposób, aby wyglądały niedbale to nikt się przecież nie dowie, że to ściema. Ostatnie poprawki makijażowe, szybkie spojrzenie w swoje odbicie w wielkim lustrze na wejściu i była gotowa na wszystko, co miało ją spotkać. Nawet jeśli potocznie nazywano to po prostu kawą. W jej wyobrażeniu była to misja, walka o wyjście z twarzą i nie zrobienie z siebie idiotki. Praktyka czyni mistrza, powtarzała sobie. Chciała potraktować tego mężczyznę jako pomoc naukową w kształtowaniu nowej siebie. Jednorazową pomoc naukową. Jak ćwiczenie. Jeden raz zrobione, na nic więcej już się nie przyda. No chyba, że trzeba je poprawić lub oddać komuś do sprawdzenia, czego akurat w tej sytuacji sobie nie wyobrażała.

Wyszła na autobus nie zważając na gęste chmury na niebie. Wyglądały, jakby próbowały ją zniechęcić. Ale było już za późno. Dziarskim krokiem szła w stronę przystanku przeganiając z głowy wszelkie myśli o wróceniu się po parasol. Gdyby tylko się dało, z chęcią przegoniłaby też i chmury.

Kiedy dotarła pod wyznaczony adres, zwróciła uwagę na elegancję tego miejsca. Szykowne okna przez które widać było płomienie kominka zachęcały do wejścia do środka. Dwie ogromne donice stały przy wejściu i ozdabiały je kwiatami o niebywale nasyconej czerwonej barwie. Przez chwilę Lisa zaczęła żałować tej niedbałej fryzury, ale zobaczywszy swoje odbicie w szybie uznała, że wygląda świetnie. Nie zawsze trzeba pasować do lokalu, stwierdziła i szukając odrobiny odwagi w sobie, zbliżyła się do drzwi wejściowych. Gdy tylko przekroczyła próg zobaczyła wieszak na płaszcze, więc postanowiła zdjąć z siebie cienki sweter. Poczuła czyjeś ręce na swoich plecach. Natychmiast się wzdrygnęła.

- Pozwoli pani, że pomogę - zaproponował męski głos z tyłu niej.

Odwróciła się. Nie wiedziała, jak się zachować. To chyba był on. No cóż,  niekomfortowe sytuacje czas zacząć, westchnęła ciężko w duchu.

- Dziękuję. Miło pana widzieć, nie spodziewałam się tego zaproszenia. - Przyznała, ale w gruncie rzeczy po prostu chciała wydusić z siebie cokolwiek, aby nie dopuścić do niekomfortowej ciszy.

- Doprawdy? - Uśmiechnął się rozczulająco, jednak Lisa poczuła dyskomfort. - Wiem, że jeszcze niezbyt dobrze się znamy, ale w sprawach umawiania spotkań jestem śmiertelnie poważny. - Mówiąc to uśmiechnął się ukradkiem.

Taa, tak śmiertelnie poważny, że aż wyręcza się ludźmi, pomyślała Lisa.

- Dobrze więc, w takim razie może przejdźmy do stolika? - Zapytała robiąc krok w prawo, jednak coś ją podtrzymało. To on złapał ją w talii, zatrzymując stanowczo. Nie tego się spodziewała w tym momencie. Zamarła, ale nie miała odwagi zabrać z siebie jego dłoni.

- Oczywiście, ale nasz stolik jest w drugim kierunku. Pozwoli więc pani, że najpierw się przedstawię jak trzeba, a potem panią zaproszę. Również, tym razem jak trzeba - odchrząknął przy tym. Czyżby wyczuł, że coś z jego zaproszeniem na kawę było nie tak? O ironio. Szkoda, że nie wyczuł, że jego zapraszanie do stolika też nie należy do najlepszych. Udawana szarmancja ani trochę do niej nie przemawiała.

- Mark Jefferson, miło mi. - Wyciągnął do niej dłoń, oczywiście z intencją pocałowania jej dłoni.

- Lisa Jones. Chociaż pewnie moje imię i nazwisko pan już zna...

- Nie zaprzeczę. - Uśmiechnął się tajemniczo wciąż trzymając jej dłoń. - A teraz zapraszam do naszego stolika - zasugerował wciąż trzymając jej dłoń.

Starała się powstrzymać ciarki, które przebiegły jej po ciele. Nie chciała, żeby zaważył. Jego dotyk był elektryzujący. Jednocześnie taki obcy i pewny siebie. Nie doznała wcześniej czegoś takiego. Z jednej strony było to dla niej niekomfortowe, ale z drugiej nie potrafiła tego odrzucić. A może nawet wcale nie chciała.

Dyskretne spojrzeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz