W przeciągu ponad godziny, znaleźliśmy się na Grand Paciffic Drive - jednym z popularniejszych punktów widokowych. Carter jednak zdawał się znać to miejsce, bo prędko znalazł skryty w gąszczu drzew mały parking, z którego łatwo było się dostać na klify. Należało przejść przez niewielki las, a potem wystarczyło tylko podziwiać niesamowite widoki, jakie rozprzestrzeniały się na horyzoncie. To było dosyć interesujące, bo przecież podobno nie był tutejszy. Oznaczało to jedno: musiałam pozostać czujną w jego obecności.
Po raz pierwszy widziałam coś tak niesamowitego. Słońce powoli wznosiło się na niebie, rozświetlając niebezpieczny ocean, który jednocześnie wyglądał tak spokojnie. Fale rozbijały się o skały, wyznaczając linię brzegową. Niezwykle czyste, pachnące wodą powietrze wpadało przez moje nozdrza. Śnieżnobiałe chmury przesuwały się leniwie po niebie, zostawiając je puste i... piękne.
Woda była chaosem, takim samym jak ja. Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, co byłoby, gdyby te dwa chaosy połączyły się w jedną całość? Było przecież całkiem stromo, a ja dostałam nową okazję do wykorzystania.
Wzięłam głęboki wdech, rozkoszując jeszcze się tym widokiem. Wiatr muskał co chwila moje policzki, a nieprzyjemny chłód otulał moje ciało, ale nie czułam się źle. Czułam przedziwny spokój, lekkie wzruszenie tym, co widzą moje oczy i ciepło rozprzestrzeniające się wewnątrz mnie. Czy tak właśnie wyglądało uczucie szczęścia?
Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz czegoś takiego doświadczyłam.
- Robi wrażenie, co? - Carter przechodząc tuż obok z wielkim uśmiechem na ustach, wyrwał mnie z delektowania się tym uczuciem. - Fantastycznie jest mieszkać w Sydney. - westchnął, wracając wzrokiem do przepięknego widoku, rozciągającego się przed nami.
Zerkałam jeszcze chwilę na niego, aby przyjrzeć się idealnie wyrysowanej twarzy, prawie jak z obrazka malarza - perfekcjonisty. Carter może nie był seks bombą, ale wyglądał wystarczająco atrakcyjnie, aby nawiedzać w snach dziewczyny, które chciałyby z nim porozmawiać, ale brakło im odwagi.
- Nudno. - odparłam szybko, śledząc go wzrokiem.
Ciemnowłosy przeszedł kawałek dalej i usiadł na samym brzegu urwiska. Dopiero, kiedy mnie mijał, dostrzegłam jaki był wysoki. Na moje oko, miał ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Przy moich stu sześćdziesięciu czterech to nawet duża różnica.
- Nudno? Jak tutaj może być nudno? Spójrz tylko na to...
Rzeczywiście, obraz przed naszymi oczami był piękny, chwytający za serce i... nowy, przynajmniej dla mnie. Mieszkałam tutaj całe swoje życie, a jeszcze nigdy nie byłam na żadnym punkcie widokowym.
Poddałam się wątpliwościom. Może to nie Australia i Sydney były nudne, a moje życie? W końcu poza jedną przyjaciółką, nie miałam zupełnie nikogo. Na Ojczyma nigdy nie mogłam liczyć - jedynym miejscem, do którego mógłby mnie zabrać była jego sypialnia. Matka za to była zbyt przerażona i zdana na łaskę Boba. Zostawała mi Ashe, z którą głównie pisałyśmy, a kiedy już się spotykałyśmy to w pobliżu mojego domu, abym mogła szybko wrócić i załagodzić sytuację, która po powrotach mamy zawsze stawała się intensywna. W obawie, że Bob mógłby jej coś zrobić, nigdzie się nie zapuszczałam, a już na pewno nie na Grand Paciffic Drive.
- W porządku, są piękne. - przyznałam mu wreszcie rację, za co obdarował mnie triumfalnym uśmiechem. Robił to dosyć często, aż za często. Ostatnie czego chciałam, to poczuć się bezpiecznie w towarzystwie obcego mężczyzny.
Carter sięgnął po niewielkie kamienie, jakie znajdowały się pod jego nogami. Zaczął rzucać nimi w stronę wody i oglądać, jak uderzają w taflę. Przez moment patrzyłam na niego z daleka, lustrując od góry do dołu. Wydawał się być taki pełen sprzeczności. Przedstawiał się jako nieszczęśliwy, żałujący życia chłopak, a sprawiał wrażenie dorosłego mężczyzny cieszącego się z prawie każdej możliwej rzeczy. Podziwiał i doceniał, bawił i dzielił się entuzjazmem. Był niczym nigdy nie odkryta książka skrywająca setki zagadek, którą pragniesz pochłonąć od razu, aby jak najszybciej poznać prawdę. Nie potrafiłam powstrzymać czerwonej lampki, która co chwila zapalała się i sugerowała, że coś jest nie tak. Mimo że cały czas ją widziałam, to z jakiegoś dziwnego powodu coraz częściej zdarzało mi się ją ignorować i pozwalałam Carterowi być po prostu Carterem, którego pokazywał. Nawet jeśli za chwilę miałabym zginąć z jego rąk.
CZYTASZ
droga do domu
Teen Fictiondom może być miejscem, ale przede wszystkim... to uczucie, do którego zagubione dusze koniec końców znajdują drogę.