Jadąc samochodem z Carterem, czułam się, jak w rollercoasterze. W jednym momencie byliśmy w punkcie A, potem przenosiliśmy się do punktu B, a potem wracaliśmy do A. Tym sposobem po wyjeździe z miasta, wciąż kręciliśmy się w jego okolicy, jakbyśmy zaraz mieli do niego wrócić. Czy było mi z tym źle? Z początku tak, ale z każdą naszą kolejną wycieczką zaczynało mi się podobać życie i sama nie wierzyłam, że byłam w stanie się do tego przyznać. Może jeszcze nie na głos, ale jednak.
W radiu rozbrzmiewały piosenki lat dziewięćdziesiątych. Gdy tylko usłyszałam znane mi utwory, podkręcałam głośność i rozkoszowałam się dawno niesłyszanymi klasykami takimi jak Pretty Woman albo Dirty Dancing. Nie spostrzegłam, nawet kiedy wyluzowałam się na tyle, że swobodnie zaczęłam poruszać nogą w rytm muzyki lub podśpiewywać pod nosem. Przestałam zastanawiać się, co pomyśli skupiony na drodze Carter. Nie odwróciłam wzroku w jego stronę, chociaż dałabym rękę uciąć, że nie raz zapewne uśmiechnął się na ten widok.
Starałam się udawać, że byłam w aucie sama, co dawało mi więcej swobody. Carter zdawał się nie mieć nic przeciwko, a przynajmniej nie mówił o tym. Jechał dalej i pozwalał mi się rozerwać na tyle, na ile chciałam - jakby wiedział, że tego potrzebowałam.
Po dwóch godzinach jazdy, Carter skręcił na przydrożną stację paliw, która jak mówił, znajduje się nieopodal jego domu. Zatrzymał auto przy dystrybutorze, wyłączył je, a potem opuścił pojazd. Obserwowałam, jak obchodzi samochód myśląc, że będzie tankował, ale tego nie robił. Już miałam otwierać drzwi, kiedy podszedł do mnie i oparł na nich dłoń, powstrzymując mnie.
- Nie wysiadaj - poprosił - Załatwię jedną rzecz i wrócę.
- Dlaczego? - spytałam. Ledwo się poznaliśmy, a już skrywał przede mną sekrety.
Wbił we mnie swój wzrok, a ja odwdzięczyłam się tym samym. Kiedy zobaczył, że nie wypuszczę go bez odpowiedzi, westchnął zrezygnowany i skinął w stronę mężczyzny stojącego na samym końcu stacji. Na głowie miał kaptur, a na nosie okulary przeciwsłoneczne więc nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy.
- Widzisz go? - skinął w kierunku mężczyzny - To młody diler. Jest tutaj ich wielu, nawet gdy ich nie widać gołym okiem, a niektórzy są na naprawdę mocnym haju. Dlatego lepiej, żeby dziewczyny się tu nie kręciły. Chłopaki mają mocno wypalone głowy i nigdy nie wiadomo, jaki pomysł strzeli im do głowy.
Widząc, ile Carter wie, postanowiłam mu zaufać i zostać w samochodzie. Usiadłam wygodnie na siedzeniu, dając mu sygnał, że może już iść, a gdy w końcu wygramolił się z auta, odprowadzałam go skupionym spojrzeniem, bacznie uważając, czy ktoś do niego nie podchodzi. Zdziwiło mnie jego obeznanie, chociaż skoro tu był jego dom, dlaczego miałby nie wiedzieć o takich rzeczach?Carter natomiast luźnym krokiem podszedł do mężczyzny, o którym wcześniej mi opowiadał i wyciągnął do niego dłoń. Chwilę rozmawiali, a potem przeszli za budynek stacji. Wyglądali na dobrych znajomych, bo chłopak poklepał go po ramieniu, nie widać było pomiędzy nimi dziwnego dystansu czy napięcia.Rozglądałam się po stacji. Przy dystrybutorze poza nami znajdował się tylko jeszcze jeden samochód, ale nie widziałam właściciela. Prawdopodobnie płacił za paliwo, więc zerknęłam w stronę pomieszczenia sklepowego, jednak nie zobaczyłam nikogo poza sprzedawcą. Natomiast sam kasjer wgapiał się we mnie oraz auto Cartera niczym zahipnotyzowany. Wymienialiśmy się spojrzeniami, chociaż powoli miękłam, kiedy wbijał we mnie pusty wzrok. O co mu chodziło?Niespodziewanie, drzwi od strony kierowcy otworzyły się, a Carter zajął swoje miejsce. Pomachał mi przed oczami niczym innym, jak marihuaną i uśmiechnął się.
- Pierwsza pozycja z listy jest. - powiedział triumfalnie, a ja posłałam mu uśmiech i jeszcze raz zwróciłam się w stronę kasjera. Tym razem majstrował coś przy kasie, zupełnie nie zwracając na nas uwagi.
Dziwne. Jeszcze chwilę temu wydawałam mu się być taka ciekawa. Może stracił zainteresowanie w momencie, gdy zobaczył w moim towarzystwie faceta? Chociaż wcale nie lustrował mnie tak, jak obiektu westchnień. Bardziej widział we mnie... zagrożenie lub intruza.
- Woohoo... - próbowałam zabrzmieć entuzjastycznie, ale w końcu byłam wielką huśtawką emocji, do której Carter musiał się przyzwyczaić. Zwłaszcza jeśli chodziło o te negatywne.Zignorował moją bardzo słabą grę aktorską i ruszył w drogę, zanim wybuchłaby między nami kolejna wymiana zdań. Musiałam być naprawdę wkurzającą towarzyszką, ale cóż... sam sobie taką wybrał, prawda?
Pech sprawił, że z radia leciała piosenka, o której istnieniu chciałabym zapomnieć, a przynajmniej na czas naszej barwnej znajomości.
- I have nothing... ulubiona piosenka mojego ojca - powiedziałam jakby sama do siebie, ale później dotarło do mnie, że Carter wszystko słyszał.
- Tego palanta, ojczyma? - zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową.
- Mojego prawdziwego ojca. - odparłam. - Który gdyby tu był, to może sprawiłby, że wyszłabym na ludzi.
- Co się z nim stało?
- Nie żyje. - powiedziałam krótko i zwięźle widząc, jaki Carter stawał się wścibski. Mieliśmy zorganizować sobie podróż życia, a zamiast tego spowiadałam się ze swojego beznadziejnego losu.
Spojrzałam za okno, aby dać mężczyźnie do zrozumienia, że ta informacja powinna mu wystarczyć i nie powinien drążyć tematu. Przełknęłam ciężko ślinę i oparłam głowę o siedzenie, kiedy kilka łez zakręciło się w moim oku. Nie mogłam myśleć o ojcu i płakać, nie teraz.
- Mój ojciec natomiast żyje, ale chyba wolałbym go jednak odwiedzać na cmentarzu... - wyznał, wprawiając mnie w osłupienie - Pewnie to nie jest pocieszające.
- W pewnym sensie jest, bo w końcu coś o Tobie wiem. Masz ojca kutasa. - stwierdziłam, nie odwracając wzroku.
- W punkt, słodziutka, w punkt.
Słodziutka? Czy On właśnie nazwał mnie słodziutką? Zemdliło mnie.
Na tej szybkiej wymianie zdań skończyła się nasza dyskusja. Poczułam się senna i postanowiłam przymknąć na moment oczy, co potem okazało się beznadziejnym pomysłem, bo zwyczajnie zasnęłam i obudziłam się, dopiero gdy zjechaliśmy z głównej trasy, a autem dosyć mocno zarzuciło po wjeździe na drogę bez asfaltu, pełną dziur, pośrodku lasu.Początkowo narósł we mnie strach, bo myślałam, że jednak Carter może kryć mroczną przeszłość, ale chwilę później auto zwolniło, a zza gąszczu drzew wyłonił się niewielki jednak piękny modernistyczny domek. Otworzyłam oczy szerzej, bo zaskoczył mnie ten widok.Dom był zbudowany w jednej kondygnacji, bez pięter. Zdobiły go wielkie okna, przysłonięte od wewnątrz zasłonami i zabezpieczone od zewnątrz roletami antywłamaniowymi. Był w ciemnym kolorze, ściany zdobił kamień oraz drewniane listwy pomalowane na czarno lub pozostawione w swoim naturalnym kolorze. Zupełnie jakby ktoś maskował go przed światem zewnętrznym. Swoim wyglądem i lokalizacją również odbiegał od reszty budowli w tych okolicach, jakie mijaliśmy podczas podróży.
Carter zatrzymał samochód na kamiennym podjeździe, tuż przed frontowymi drzwiami, od których dzieliły nas schody i weranda. Nie było tam żadnego innego samochodu poza naszym. Wokół nas znajdował się jedynie las.. Nikogo ani niczego w bliskim położeniu nie było. Zupełnie, jakby polana w lesie była tylko po to, aby gościć ten piękny dom, nic więcej.Wysiadłam czym prędzej z wozu, nie mogąc uwierzyć w piękno tego miejsca. Całego uroku dodawał asymetryczny dach podzielony na dwie części - szersza, ze skosem na lewo oraz krótsza ze skosem na prawo. Ujmował oczywiście także cały gąszcz drzew, w którym skryte było to miejsce. Naturalne dźwięki jak odgłosy spadających liści lub ostre trzaskające gałęzie pod wpływem wiatru tylko dodawały klimatu. Aż chciało się usiąść na werandzie z kubkiem gorącej herbaty i czerpać garściami ze spokoju, jakie dawało to miejsce.
- Tu... tu jest.. niesamowicie - wydukałam - Wasza rodzina ma jakąś słabość do natury?
- Raczej do przypadków - puścił mi oczko.
- Jesteś pewny, że chcesz się zabić? - spytałam, patrząc na niego z niedowierzaniem - Bo wiesz, ja dla tego domu mogę się chyba powstrzymać. - zaśmiałam się, a Carter ku mojemu zdziwieniu również.
Pomysł życia w środku lasu na pustkowiu był ekscytujący. Może wolałabym bardziej kameralne, sielskie miejsce, ale nowoczesny design również mi odpowiadał. Niebotycznie wysokie drzewa skrywające prywatną przestrzeń, bezpieczne miejsce, o którym wiedzą tylko ci, którzy tu mieszkają. Coś wspaniałego i jednocześnie przerażającego, bo wygląda to, jak scena z dobrego horroru, w którym bohaterowie zostają zamordowani przez seryjnych morderców lub wariatów. Idąc tym tropem, nawet nie byłoby mi z tym źle - umrzeć w tak wyjątkowym i klimatycznym miejscu. Chyba.Zrzuciłam buty i podążyłam korytarzem, rozglądając się niczym małe dziecko. Wnętrze wyglądało na zadbane, jakby było na bieżąco sprzątane. Czy Carter był pedantem i tuż przed śmiercią biegał z mopem i szmatami do kurzu?Tu było tak elegancko, a jednocześnie przytulnie. Po lewej stronie było przejście do salonu połączonego z niewielką kuchnią. Cała przestrzeń utrzymana była w odcieniach ciemnego dębu i czerni. Wyróżniała się jedynie beżowa, ogromna kanapa oraz fotel ustawione niedaleko kominka, który był przerywnikiem pomiędzy widokiem na las z obu stron, jakim obdarowywało nas przeszklenie tego pomieszczenia. Miękki, puszysty dywan, po którym stąpałam, przechodząc powoli do kuchni, dawał niesamowite poczucie komfortu. Kuchnia oraz niewielka jadalnia niewiele różniły się kolorystycznie. Miejsca przy stole z litego drewna było dla czterech osób, a w kuchni na spokojnie mogła gotować para, jednak większa liczba ludzi byłaby już tłokiem.W kuchni nie brakowało podstawowych naczyń czy ekspresu do kawy. Najważniejsze rzeczy zostały uwzględnione, więc dało się w tym miejscu żyć nawet na dłuższą metę. Właściwie, Carter spokojnie mógłby tu zamieszkać na stałe. Prąd, dostęp do wody i ogrzewanie miał zapewnione. Szkoda, że to miejsce często musiało stać puste.Nie zauważyłam w tym domu jedynie dekoracji- żadnych rodzinnych zdjęć, wiszących obrazów czy przedziwnych figurek. Wiedziałam, że nie było to stałe miejsce pobytu rodziny Cartera, ale przecież mogli je chociaż trochę ozdobić, aby było bardziej.. ich.
- Chyba nie muszę cię oprowadzać. - Ciemnowłosy odnalazł mnie obok jadalni, uśmiechając się od ucha do ucha na mój pełny zainteresowania wyraz twarzy.
Wyminął mnie zwinnie, przedostając się do kuchni i sprawdzając zawartość lodówki. Ku mojemu zdziwieniu było tam jedzenie. Planował jeszcze tu wrócić, skoro jechał popełnić samobójstwo czy zwyczajnie nie dojadł?
- Jeszcze połowa domu do zwiedzania przede mną. - odparłam dumna - Nie widziałam łazienki i pozostałych pokojów.
- Nie ma tam niczego specjalnego, ale czuj się jak u siebie. - wybełkotał, przeglądając produkty, a ja głęboko nabrałam powietrza w płuca.
- Nie słyszałeś, co mówiłam, kiedy tu przyjechaliśmy? Czy cały czas gadałam do ściany? - rzuciłam oburzona - To miejsce jest niesamowite! Jak możesz tego nie dostrzegać?
Carter wyprostował się i odwrócił do mnie. Wzruszył obojętnie ramionami, a potem zajrzał do szafek tuż obok lodówki. Z jednej z nich wyciągnął paczkę chrupek. Ruszył z nią w stronę salonu. Odłożył paczkę na stolik, po czym zdjął swoją skórzaną kurtkę i usiadł na kanapie. Poszłam za nim i zajęłam miejsce na fotelu, patrząc jak wyciąga siateczkę z marihuaną i zaczyna przygotowywać wszystko do palenia.
Nie minęło pięć minut, a Carter już zaciągał się narkotykiem. Gdy skończył, wyciągnął zwinięte zioło w moją stronę, a ja bez wahania zrobiłam to samo. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, wzięłam skręta do ust i paliłam, desperacko pragnąc ucieczki w zapomnienie lub chociaż chwilowe zawieszenie pełne relaksu, o jakim wielokrotnie słyszałam od ludzi ze szkoły.Wymienialiśmy się co chwila skrętem, popalając w milczeniu. Liczyłam, że po spaleniu się marihuaną będę bardziej wyciszona, ale chęć rozmowy z Carterem i przerwanie ciszy stawało się silniejsze. Szczególnie po tym, jak zdjął kurtkę i ukazał silne ramiona. Jedno z nich było zdobione tatuażem - dwoma odwróconymi trójkątami, jednym wypełnionym, a drugim pustym.
- Ma jakieś znaczenie? - zapytałam, wzrokiem wskazując na ramię. Carter również na nie zerknął i chwilę się zastanawiał.
- Zapewne, że jestem kryminalistą.
Przewróciłam oczami, a następnie sięgnęłam po poduszkę zdobiącą fotel i rzuciłam nią prosto w Cartera.
- W takim razie brakuje Ci jeszcze tatuażu oznaczającym, że jesteś dupkiem. - Sama nie wierzyłam w to, że drażniliśmy się nawzajem.
- Dzięki. Nie ukrywam, że długo ćwiczyłem. - zwrócił swoją głowę w moją stronę. Sprawiał wrażenie, jakby uniesienie jej z kanapy było ogromnym ciężarem, którego nie był w stanie udźwignąć.
- Jak ćwiczy się bycie dupkiem? - zaśmiałam się, patrząc na niego z niedowierzaniem. Ten człowiek zaskakiwał mnie z godziny na godzinę.
- Ogląda się dużo filmów akcji i przysłuchuje się ciętym ripostom.
- Już się zjarałeś?
- Chyba tak.
Carter posłał mi uśmiech. Ten jeden, który często pojawiał się na jego ustach, gdy rozmawialiśmy o czymś innym niż śmierć. Szczery, pełen blasku i niewinności. W takich momentach nie czułam się sobą, bo pojawiały się we mnie wyrzuty sumienia, że nie wierzyłam w jego dobre intencje w stosunku do mnie. Sprawiał, że stawałam się bardziej ludzka, pełna emocji, zaufania do człowieka, a co gorsza... podatności na zranienie. Nie do końca podobał mi się taki rozwój wydarzeń, ale mimo to postanowiłam odstawić te zmartwienia na bok i zająć się nimi później.
- Hej, Carter...
- Tak?
- Czy w tych filmach akcji były smoki?
Oboje wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem, co oznaczało tylko jedno. Marihuana zaczęła działać. Próbowaliśmy się uspokoić, ale gdy tylko nasze spojrzenia się spotykały, cała sytuacja się powtarzała. W kółko i w kółko, przez dobre dziesięć minut. A może pół godziny? Cholera, kto by to liczył.Oboje ocieraliśmy twarze z łez, wyciszając się powoli, aż zapadła ponownie cisza. Na szczęście nie na długo, bo Carter tuż po tym, jak otrząsnął się z ataku śmiechu, przysunął się na kanapie bliżej, aby być tuż obok fotela, na którym siedziałam. Odwrócił się na bok, w moim kierunku, układając się jak do snu. Przyglądał mi się chwilę, a ja nie pozostałam mu dłużna i zrobiłam to samo - lustrowałam go wzrokiem. W normalnym świetle wreszcie mogłam mu się dokładnie przyjrzeć i znaleźć wszystkie mankamenty jego wyglądu, których... niestety nie było. Był praktycznie bez skaz, idealny. Dlaczego ktoś tak perfekcyjny, mający wszystko, myślał o samobójstwie...
- Zielsko sprawia, że cały ten świat jest lepszy, wiesz? - pytając, nie odrywał ode mnie swoich oczu.
- Super - parsknęłam, odwracając twarz, która skupiła się na suficie. Ku mojemu zdziwieniu, jeszcze nie wirował. - Ale nie rozwiązuje problemów. - wydusiłam z siebie z delikatnym żalem.
- Skąd wiesz? - spytał - Warto spróbować każdego sposobu, a ten ewidentnie działa patrząc na to, jak długo już się uśmiechasz.
Zaklinałam w myślach, kiedy miał rację. Przebywając dosłownie chwilę w jego towarzystwie, miałam o wiele więcej pozytywnego nastawienia niż przez kilka lat życia. Nie lubiłam ludzi, poza kilkoma wyjątkami - matką i przyjaciółką. Carter zaczynał dołączać do tego nielicznego grona i nie wiedziałam, czy to aby na pewno coś dobrego.
- Czy Ty, Fallon.. polubiłaś moje towarzystwo? Powinienem już czuć się zaszczycony?
- Stul dziub. - warknęłam, zaciągając się ostatni raz, aby nie przesadzić i oddałam mu blanta.
Carter, unosząc kąciki ust, wziął ode mnie końcówkę jointa i dokończył palenie. Obserwowałam, jak powoli zamyka oczy i rozkoszuje się błogim ukojeniem, jakie dawała mu marihuana. Jego klatka piersiowa delikatnie unosiła się, po czym opadała, a na twarzy malował się spokój. I... cholera, nie. Złapałam się na tym, że znów za bardzo wgapiałam się w tego zupełnie obcego mi człowieka, jakby za moment miał się stać obiektem moich westchnień, a przecież.. boże, no nie.Potrząsnęłam energicznie głową, jakby dzięki temu wszystkie dobre myśli o Carterze miały z niej wypaść, a potem rozpoczęłam nowy temat.
- Lepiej powiedz, jakie mamy plany?
Carter uniósł powieki, zerknął w moją stronę i patrzył leniwie.
- Jutro wyjeżdżamy, to na pewno. - powiedział to powolnie, sygnalizując jasno, że wziął o kilka buchów za dużo.
- Nie możemy tu zostać dłużej?
- Wynajem krótkoterminowy to tak w skrócie. - odparł - Poza tym mamy umowę, pamiętasz? Podróż życia. - ledwo co uniósł ręce, w geście okazania radości na myśl, że mamy się szwendać po kraju, jak jacyś spontaniczni turyści.
- Tak... dwóch obcych ludzi. Hura... - zawołałam mniej entuzjastycznie.
Ciemnowłosy wyprostował się prawie, jak na baczność i podniósł z miejsca. Przesiadł się na kanapie bliżej mnie, aby dzielił nas jedynie stolik. Pochylił się delikatnie, opierając łokcie na kolanach. Patrzył na mnie przymrużonymi oczami, wyglądając, jakby ledwo kontaktował.
- Co chcesz wiedzieć? - zapytał wprost, nagle chcąc być otwartą księgą, której brakowało mi wcześniej - na przykład w momencie naszego spotkania w lesie.
Zrobiłam głęboki wdech.
- Hm, cokolwiek? Ile masz lat, jakie są twoje zainteresowania, czy masz żonę, dziewczynę, dzieci? - wyrzuciłam z siebie kilka pytań, chociaż ich lista była o wiele dłuższa. Nie wiedziałam tylko dlaczego akurat na jedne z pierwszych nawinął się jego status związku. Co mnie to interesowało?
Carter westchnął ciężko.
- Nie jestem aż tak stary, żeby mieć dzieci, Fallon. Dzieli nas niewielka różnica wieku. - wytłumaczył.
- Nie wiem, wujku, nie zdradziłeś tej magicznej liczby.
- Mam dwadzieścia pięć lat i nie mam żony ani dziewczyny, także możesz spróbować ze mną flirtować, ale nie spodziewaj się magii miłości, związki są dla mnie przereklamowane.Chciałam wiedzieć, dlaczego pomyślał, że w ogóle chciałabym z nim flirtować, skoro był dla mnie totalnie obcym facetem, a w dodatku przestępcą, ale wymknęło mi się zupełnie inne pytanie.
- Myślisz, że są aż takie straszne?
- Wystarczy posłuchać piosenek Taylor Swift. - odpowiedział, puszczając mi oczko i wstając z kanapy.
- Zdecydowanie jesteś jej fanem. - stwierdziłam.
Carter westchnął ciężko i pospiesznie zmienił temat.
- Chodź, pokażę Ci, za co kocham to miejsce.
Otworzył drzwi od tarasu i przeszedł na zewnątrz. Poczekał, aż do niego dołączę w międzyczasie, zabierając z jednego z krzeseł ogrodowych kocyk, a następnie schodząc z nim na trawę. Rozłożył go, po czym usiadł i poklepał dłonią po miejscu obok, zapraszając mnie. Usiadłam wygodnie, a kiedy poprosił, abym spojrzała w górę, zamarłam.Nie spostrzegłam, nawet kiedy położył się i oglądał razem ze mną przepięknie rozświetlone gwiazdami niebo. To.. było niesamowite zjawisko.
- Każda z nich jest tak samo piękna, co?
Udało mi się jedynie skinąć delikatnie głową. Zbyt duże wrażenie zrobił na mnie ten widok, abym mogła cokolwiek z siebie wykrztusić. To całe miejsce było takie... magiczne, spokojne, wyciszające. Mając taką kryjówkę na świecie, nigdy nie chciałabym z niej wychodzić. Mogłabym zostać tu na zawsze i... nawet żyć. Chyba zwariowałam, ale chciałam tu żyć.Leżeliśmy tak w ciszy, przyglądając się gwiazdom. Mieniły się na niebie niczym najprawdziwszy diament. Godziny leciały, jak minuty, a może minuty jak godziny? Nie byłam pewna. Najgorsze lub najlepsze było to, że zupełnie nie przeszkadzał mi nasz sposób na wspólne spędzanie czasu. Miałam wrażenie, że wszystkie problemy, jakie do tej pory mnie dręczyły, po prostu znikały. W sytuacji, w jakiej znalazłam się z Carterem, czas przestał po prostu płynąć, a na tym świecie ludzie przestawali istnieć... poza nami. Z tyłu głowy pamiętałam, że może to być niebezpieczna pułapka, ale zaczynałam ją lubić i... trochę się zatracać.
- Fallon, nie miałaś nigdy tak, że chciałaś zniknąć pośród tłumu? Przestać się wyróżniać, stać się zupełnie niewidzialną... - nagle Carterowi wymsknęło się pytanie.
Milczałam przez chwilę, bo nagle to, o czym chciałam zapomnieć, wróciło. Ten chłopak nie miał zupełnie pojęcia, jak bardzo przez całe moje życie byłam niewidzialną. Nikt nie zwracał uwagi na to, jak się czułam, w jakiej sytuacji byłam i przez jakie piekło przechodziłam przez lata mojego życia, odkąd matka związała się z tym popieprzeńcem, który mnie... wykorzystał. Łzy napłynęły do moich oczu, bo znowu przypomniałam sobie, jak bardzo chciałam zniknąć z tego świata i ulżyć sobie, a nie innym. Inni nawet nie zauważyliby, że mnie nie ma, a kiedy by się dowiedzieli... byłoby im to po prostu obojętne.
Odwróciłam twarz w jego stronę. Patrzył na mnie i czekał na odpowiedź, jakby miała ona znaczenie.
- Nie, Carter - odpowiedziałam, a łza spłynęła po moim policzku - Ja zawsze chciałam, żeby w końcu ktoś mnie w tym tłumie zauważył.
Zacisnęłam usta, żeby ogromny szloch z nich nie uciekł. Nie teraz, nie przy totalnie obcym człowieku. Nie zamierzałam się uzewnętrzniać, rozmawiać o swoich problemach i o tym, jak świat mnie nienawidził, a los wystawiał na kolejne próby. Pieprzyć to. Z nikim nie chciałam wdawać się w szczegóły dotyczące mojego życia - z Carterem tym bardziej. Co, jeśli okazałby się finalnie być psychopatą i poznałby wszystkie moje słabe punkty tuż przed tym, jakby mnie zabił? To byłoby moje największe życiowe głupstwo.I chociaż w mojej głowie malował się już obraz uśmiechającego się szaleńczo Cartera, który kończy moje męki, przykładając mi nóż do gardła, on jedynie obserwował spływającą po moim policzku łzę, a następnie otarł ją opuszkiem palca. Wzdrygnęłam się, kiedy dotknął mojej twarzy i odwróciłam głowę w przeciwnym do niego kierunku. Nikt wcześniej nie dotykał w ten sposób mojej twarzy. Nie czule, nie opiekuńczo.
- Chyba nam wystarczy wrażeń na dziś, co? - powiedział nieco zmieszany moją reakcją i wstał - Pójdę przygotować Ci łóżko. Zaraz wracam.
Odprowadziłam bruneta wzrokiem i poleżałam jeszcze chwilę, gapiąc się pusto w niebo, szukając spokoju. W połączeniu z marihuaną, pięknym obrazem nieba oraz wolnym oddychaniem, znalazłam go całkiem szybko.Zamknęłam oczy na moment i wzięłam głęboki wdech. Myślałam tylko o tym, jak bardzo moje serce, duma oraz godność są poturbowane. Nosiłam wiele ran i chociaż wielokrotnie chciałam się poddać, nadal stąpałam po tej cholernej ziemi. Czy to był jakiś znak? Czy już mogłam nazwać się żołnierzem, który przetrwał kilka bitew, a może nawet wojnę? Może spotkanie Cartera na swojej drodze miało być dla mnie sygnałem, że to koniec mojej służby, pora na emeryturę i wreszcie życie, jakie przyniesie mi trochę przyjemności? Może to on był moją nadzieją, na coś lepszego?Stop. Co ja wygadywałam?! Nie mogłam myśleć o nim w taki sposób. To nie był czas ani miejsce na nastoletnią, szczeniacką fascynację jakimś wariatem z lasu. Dopadał mnie syndrom sztokholmski. Jedyną korzyścią tej sytuacji była moja ucieczka z daleka od domu, tyle. Fallon, skończ zmieniać punkt myślenia.Na mój policzek spadła kropla wody. Nim się spostrzegłam, chmury przysłoniły piękne gwiaździste niebo i lunęło deszczem. Szybko podniosłam się z koca, zabrałam go i pobiegłam na taras. Rzuciłam koc na krzesło, po czym zamknęłam drzwi, aby nie napadało do domu. Niestety, zdążyłam się wystarczająco zmoczyć, aby luźna, mokra koszulka przylepiła się do mojego ciała, uwydatniając co nieco. Zerknęłam na to, jak wyglądam i westchnęłam bezradnie. Nie miałam żadnych ubrań na przebranie.Nagle zobaczyłam Cartera wchodzącego do salonu. Obraz był lekko rozmazany, ale na tyle wyraźny, żebym zobaczyła, że... nie ma na sobie koszulki. Co, też go spotkał deszcz? Podczas ścielenia łóżka?Zlustrowałam go, zatrzymując się na wyrzeźbionej klatce piersiowej i mięśniach brzucha, które uwydatniały się w świetle. Ja pierdolę. Pierwszy raz patrzyłam na mężczyznę z taką... fascynacją. Wydawał mi się... atrakcyjny.
- Dla...dla..cze..cze.. go zdjąłeś koszulkę? - wyjąkałam zestresowana, jakbym właśnie została wezwana na dywanik do dyrektora, bo zrobiłam coś strasznego - w tym przypadku patrzenie na Cartera w ten sposób i... podziwianie go.
- Było gorąco. - mówiąc to, zatrzymał swój wzrok na mojej mokrej koszulce i posłał mi uśmiech. - To chyba ta atmosfera.
- Ale... za oknem leje.. - szepnęłam sama do siebie, analizując to, co właśnie się działo. Ruszyłam się w celu poszukiwania łazienki, chociaż zdawało mi się, że wcale tego nie zrobiłam, a mimo tego moje nogi przesuwały się po ciepłej posadzce. Miałam wręcz wrażenie, że paliły moje stopy. Czułam, że oszaleję.
Jakimś niewytłumaczalnym sposobem przedostałam się na drugą stronę salonu i przystanęłam obok okna. Oddech uwiązł mi w gardle, a powietrze stało się takie słabo wyczuwalne.Carter wolnym krokiem zaczął iść w moją stronę. Obserwowałam każdy jego krok, który sprawiał, że moje serce biło szybciej, a potem jeszcze szybciej. Zacisnęłam dłoń na klamce od okna, jakby to miało powstrzymać mnie od upadku.
- Czułaś się tak kiedykolwiek, Fallon? - zapytał ochryple, gdy był już przede mną.
Jego usta znajdowały się tak blisko moich warg, że zaczynało brakować mi tchu. Dlaczego tak zareagowałam? Czy naprawdę pociągał mnie jakiś totalnie obcy facet poznany tuż przed moją śmiercią? To by oznaczało, że byłam o krok od nekrofilii... chyba.Impulsywnie pociągnęłam dłoń w dół i uchyliłam okno. Zimne powietrze muskało moje poliki i ramiona.
- Że... że było mi gorąco? Wyda..je mi się, że mam tak latem, jak jest słonecznie i jest wysoka temperatura. - wypaliłam, a Carter roześmiał się. Nie wiedząc czemu, ja również zaśmiałam się i trudno było mi przestać.
- Właśnie pada. Sama to mówiłaś. - przypomniał mi.
- To bez sensu. - stwierdziłam, po naszym bełkocie. - O czym my rozmawiamy?
- Kurwa, nie wiem - Carter odpowiedział ledwie słyszalnie.
Oparł głowę na moim ramieniu, a jego śmiech po naszej cichej, ale nieco nerwowej wymianie zdań było słychać w całym domu. Sama sobie nie wierzyłam, ale był wyjątkowo uroczy. Wystarczyło kilka moich słów, a intensywna atmosfera przerodziła się w zabawną, a potem znowu intensywną, gdy śmiech Cartera stał się stłumiony przez pocałunki, jakie składał na moim obojczyku, aż kompletnie zamilkł, a On skupił się na tylko jednej czynności. Początkowo na mojej skórze pojawiły się dreszcze, ale z kolejnym dotknięciem jego ust, przyzwyczaiłam się do tego niezwykle przyjemnego uczucia i ku swojemu własnemu zdziwieniu nie protestowałam. Czułam błogość, komfort, przyjemność. Mój oddech unormował się, a ja sama zaczęłam rozkoszować się jego miłymi gestami.
Odwróciłam się w jego stronę, a nasze oczy się spojrzały. Byliśmy spragnieni, na skraju wytrzymania. Sama nie mogłam uwierzyć w to, co się działo i jak bardzo mój oddech przyspieszył, kiedy jego usta zaczęły zbliżać się do moich.
- Fallon - odezwał się tuż na chwilę przed zetknięciem się naszych warg. - Czy oberwie mi się, jeśli Cię pocałuję?
- Kurwa - wymsknęło mi się razem z desperackim westchnięciem. - Oberwie Ci się, jeśli tego nie zrobisz.
CZYTASZ
droga do domu
Teen Fictiondom może być miejscem, ale przede wszystkim... to uczucie, do którego zagubione dusze koniec końców znajdują drogę.