Spontanicznie chwyciłam dłoń Cartera i przeszliśmy przez ogromny łuk, zdobiony kolorowymi balonami, jaki tworzył wejście do Wesołego Miasteczka. Czułam się, jak spełniona gówniara, która całe swoje dzieciństwo czekała na ten dzień, bo właściwie nigdy nie korzystała z tego typu zabaw, a plac zabaw był niezwykłą rzadkością. Rozglądałam się dookoła, próbując uchwycić każdy możliwy obraz tego miejsca w swoich wspomnieniach. Budki ustawione w rzędzie oferowały różne gry i zabawy. Gdyby czas mi to umożliwił, skorzystałabym ze wszystkich. W tle podziwialiśmy majestatyczny diabelski młyn ustawiony idealnie na miasto, aby można było podziwiać jego panoramę z góry. Wiedziałam, że chcę zostawić to na koniec. Brzmiało tandetnie, ale.. zależało mi na tym zachodzie słońca.
- Co pierwsze, Fallon? - ciepła dłoń Cartera, która spoczęła na moim ramieniu, wyrwała mnie z podziwu tego miejsca.
Wyszczerzyłam się głupio, a on doskonale wiedział, że wymyśliłam coś żenującego. Wzrokiem wskazałam za jego plecy i cierpliwie czekałam, aż odwróci się i zobaczy, jaką atrakcję dla niego wybrałam. Kiedy zwrócił głowę, aby spojrzeć, dokąd będziemy iść, szybko wrócił do mnie, serwując minę pełną niedowierzania i zażenowania.
- Ciuchcia? - zapytał zrezygnowany.
- Ciuchcia.
- Przecież ja tam nawet nie wejdę, to jest dla małych dzieci. - próbował odciągnąć mnie od tego pomysłu.
Prychnęłam.
- Sprawdźmy to, Carter.Nie pamiętam, kiedy coś rozbawiło mnie tak, jak moment wsiadania Cartera do kolejki dla dzieci. Jego kolana praktycznie dorównywały podbródkowi. Siedział skulony, a na jego twarzy wymalowana była złość, ale wiedziałam, że mimo tego niezadowolenia, ten pomysł był świetny. Objechaliśmy ciuchcią całe Wesołe Miasteczko, dzięki czemu doskonale wiedzieliśmy, gdzie znajdują się poszczególne atrakcje, a przede wszystkim wata cukrowa, którą Carter zafundował mi tuż po skończonej przejażdżce.
Kolejne godziny spędziliśmy na sprawdzaniu reszty atrakcji. Najlepszymi okazała się wizyta w gabinecie luster, jazda autami, spływ wodny i rollercoaster, po którym Carter o mały włos nie zwymiotował do pobliskiego śmietnika. Wtedy wiedziałam, że nasza przygoda w Wesołym Miasteczku dobiega końca i czułam, jak moje serce zaczyna się łamać. Carter próbował mnie pocieszyć.- Chyba nie wyjdziemy stąd tak po prostu, bez żadnej pamiątki?
Podeszliśmy do budki ze strzelnicą. Nie byłam fanką broni, dlatego nie skorzystałam z tej atrakcji. Maskotek zresztą też, ale pozwoliłam Carterowi się wykazać. Kupił jeden bilet, za który otrzymał pięć strzałów do tarczy. Ku mojemu zdziwieniu, obchodził się ze strzelbą bardzo swobodnie - może miał już w dłoniach broń nie raz? Stop. Znowu zaczynałam swoje domniemania. Jednak musiałam przyznać, że nie budziła w nim negatywnych emocji, ale może po prostu nie każdy był mną.
Ustawił się prosto, przymierzył do strzału i... puf! Raz, dwa, trzy, cztery i pięć. Szeroko otworzyłam usta pełna podziwu, jak celnie Carter oddawał wszystkie strzały, wygrywając dla mnie maskotkę.
- Wow - wypuściłam z ust - Zawodowy strzelec.
- Ta.. - burknął, wyraźnie speszony moim komentarzem.
Nie wiedziałam, która jest godzina, ale ściemniające się niebo wskazywało tylko na to, że dzień powoli dobiegał końca, a my straciliśmy poczucie czasu na wszystkich tych niesamowitych atrakcjach. Nie pamiętałam, kiedy tak dobrze się bawiłam, w dodatku z daleka od domu.
Ostatnim punktem całej zabawy był diabelski młyn. Weszliśmy do wagonika, a ten po kilku minutach powoli zaczął wjeżdżać na swój szczyt. Dopiero wtedy zorientowałam się, jak wysoko było. Z oddali cała budowla nie wydawała się wcale taka ogromna.
Spojrzałam przed siebie i chyba po raz pierwszy byłam tak poruszona widokiem. Patrzyłam, jak piękny, bujny las z mnóstwem zielonych liści i gałęzi pojawia się na pierwszym planie, rozciągając się po horyzont. W oddali, dostrzec można było światła miasta, które rzucały refleksy na delikatnie ciemne niebo. Domy i budynki wydawały się być nieskończenie daleko, a jednocześnie tak blisko. To był widok rodem ze sceny osadzonej w ckliwym filmie romantycznym, ale kurczę.. jaki on był fantastyczny. Wywoływał we mnie poczucie wolności i bezpieczeństwa, jakbym po prostu od tak mogła żyć na nowo, chwytać los w ręce, a potem robić z nim, co tylko bym chciała.
CZYTASZ
droga do domu
Teen Fictiondom może być miejscem, ale przede wszystkim... to uczucie, do którego zagubione dusze koniec końców znajdują drogę.