Rozdział trzydziesty siódmy

6.2K 228 11
                                    

Otwieram oczy i czuję nieproszone promienie słońca na mojej twarzy. Jest duszno i nieprzyjemnie. Marszczę czoło i lekko unoszę głowę. Była przyklejona do poduszki i zwrócona w stronę okna.
Mam obolały kark, ale najgorsza jest ta świadomość, że leżę sama. Słyszę dźwięk wody. Przewracam się leniwie na plecy i zerkam na drzwi łazienki. Justin bierze prysznic. Przecież brał go poprzedniego wieczoru. Czuję się przy nim brudna.
Zanim zdążę się zorientować, wychodzi. Ma ręcznik owinięty wokół bioder. O mamo. Wygląda tak… apetycznie. Nie wytarł się dokładnie i na jego klatce piersiowej dostrzegam krople wody. Umył włosy, bo są lekko wilgotne.
Rozmawia przez telefon, a kiedy mnie dostrzega, spowalnia swoje ruchy i ostrożnie zamyka drzwi. Puszcza do mnie oczko, nasłuchując rozmówcy.
Zaraz się rozpłynę. Jeszcze nigdy nie widziałam kogoś tak pięknego.
- Rozumiem - wzdycha i siada na moim łóżku. Jest puste, rzecz jasna, a ja lekko się rumienię na wspomnienie nocy. - I jest gotowa na podróż? Nowy Jork. Nie, pojadę swoim. Tak, załatw to. W tym tygodniu nie mam czasu, ale niech kontaktuje się ze mną osobiście. W porządku.
Jest taki formalny. Unoszę brwi i lekko się podciągam. Dopiero teraz dostrzegam, że nie mam spodni ani skarpetek. Musiał mnie rozebrać bez mojej wiedzy i świadomości. Znowu.
Justin rozłącza się bez żadnego pożegnania i wbija wzrok we mnie. To mnie paraliżuje. Bezwiednie przygryzam wargę, bojąc się odwrócić gdziekolwiek.
- Dzień dobry - mruczy, unosząc kąciki ust. Rozluźniam się.
- Hej.
- Jak ci się spało?
- W porządku - mówię szczerze.
- Przyssałaś się do mnie - chichocze, a ja automatycznie się rumienię.
Opuszczam wzrok na dłonie i milknę. Powiedzieć mu? Nie, nie powiem. Ciszę między nami przerywa burczenie w moim brzuchu.
Justin, gotowy do działania, podnosi się i cmoka ustami.
- Ubierz się, pojedziemy coś zjeść. Nie ufam tej motelowej restauracji. 

Och, a czemu i komu on ufa? Pragnę zadać to pytanie głośno, ale hamuję się i grzecznie wstaję. Poprawiam jego koszulkę, tę samą, którą miałam na sobie w szpitalu.

- Eee... dzięki za ciuchy - bąkam, rumieniąc się. Nie rozumiem sama siebie. Ciągle mnie onieśmiela, a przecież już uprawialiśmy seks. To w nim tkwi problem, bo to on mnie hipnotyzuje. Nie fair. Ja tak na niego nie działam.

Kiwa głową, a gdy chcę wejść do łazienki, podchodzi do mnie i przyciąga mnie do siebie jedną dłonią, od razu wplątując palce w moje włosy i całując mnie namiętnie. Nie jestem w stanie nabrać powietrza, więc zaczynam dyszeć, zdezorientowana. Rozchylam wargi, a Justin wsuwa się do mnie i wita z moim językiem, pomrukując cicho. Cholera. To od razu na mnie działa. Podnoszę dłoń, chcąc ją wpleść między jego puszyste włosy, ale w połowie drogi chwyta moją dłoń i opuszcza ją niżej, splatając nasze palce. Cała drżę.

Gdy mnie puszcza, uśmiecha się i przeciera usta palcami. Podążam za jego opuszkami, podziwiając piękno jego warg.

- Cudownie smakujesz - szepcze i odsuwa się, robiąc mi przejście.

Stoję tak jeszcze przez chwilę, ale w końcu się otrząsam i wchodzę do łazienki. Jest zaparowana po prysznicu Justina. Uśmiecham się szeroko, przecierając lustro ręką i patrząc na siebie. To ja. Suzanne Collins. Parskam śmiechem. Justin mnie pocałował! I uważa, że cudownie smakuję. No, to już mi chyba mówił. A więc, nadal mnie pragnie.

Nie, idiotko, nie pragnie. Po prostu cię pocałował, bo nikogo innego nie miał pod ręką.

Odsuwam od siebie tę nieprzyjemną myśl, aczkolwiek nie jestem już tak samo zadowolona jak wcześniej. Może jednak nie powinnam się cieszyć? To tylko pocałunek. Nie, dla mnie to aż pocałunek.

Rozglądam się po pomieszczeniu. Jest małe, wąskie, nieprzytulne. Ściany są wyłożone beżowymi płytkami, w rogu stoi niewielka kabina prysznicowa, obok nieco zniszczony sedes, a umywalka, przy której jestem, nadaje się do remontu. No nic. Mimo wszystko, chcę wrócić do domu.

Bieber's TouchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz