Rozdział sześćdziesiąty trzeci

4.5K 198 30
                                    

(Suzanne)

Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, by podjąć taką decyzję, ale nie było już odwrotu. No, przynajmniej tak mi się zdawało.

- Jesteś tego pewna? - pyta Chris, zerkając na mnie z uniesionymi brwiami. - Możesz tego żałować.

Powoli wypuszczam powietrze z ust, analizując w głowie wszystko, do czego się przygotowywałam. Muszę to zrobić. Nie ma innej drogi do poznania prawdy.

- Tak - mówię, wyglądając przez okno. Pierwszy raz w życiu jadę tak powoli. Patrzę kątem oka na licznik. Chris ledwo przekroczył trzydziestkę. Chyba nie jest do końca przekonany, że chce tam dotrzeć i zachowuje się tak, jakby jeszcze dawał mi czas do namysłu.

- Nie wyglądasz tak, jakby cię to uszczęśliwiało.

Wzdycham, kręcąc głową.

- Chris, to mnie nie uszczęśliwia.

- Więc dlaczego to robisz?

- Bo chcę znać odpowiedzi na pytania - zaciskam usta.

Rzeczywiście, to, co zamierzam zrobić, na pewno nie wywoła uśmiechu na mojej twarzy. Spoglądam w dół, zaczynając bawić się palcami na kolanach, ale po chwili podnoszę głowę i odchylam ją na oparciu, przymykając oczy. Jeszcze raz, na spokojnie.

Muszę tylko zapytać o kilka podstawowych kwestii. W mojej głowie kłębi się zbyt wiele niejasności, ale nie będę miała czasu, by to wyjaśnić. Muszę działać szybko, ale jednocześnie w taki sposób, żeby się nie zgubiła. To i tak cud, że zgodziła się ze mną rozmawiać. Nie mogę powiedzieć, że darzę ją sympatią, ale poza paroma sprawami, nie wyrządziła mi w życiu żadnej krzywdy, więc nie mam prawa jej winić.

Minął zaledwie tydzień i to wszystko było dla mnie jeszcze świeże. Jednak postanowiłam, że póki nie zagoiłam ran, jest to najlepszy czas na zadanie sobie kolejnych.

Nagle Chris zatrzymuje się przed jedną z kawiarenek na Harlemie, jednej z dzielnic Manhattanu. Patrzę na niego, łapiąc za klamkę. Marszczy czoło, jakby chciał mnie jeszcze powstrzymać.

- Dzięki, Chris - chrząkam, otwierając drzwi.

- Suzanne - słyszę za mną, więc kiedy wysiadam, nachylam się jeszcze nad wozem.

- Tak?

- Przyjadę po ciebie, tylko zadzwoń - wzdycha.

Kiwam głową i prostuję się, po czym - kiedy już mnie nie widzi - przewracam okazjonalnie oczami. Chris jest naprawdę opiekuńczy i troskliwy. Wyczuwam to na każdym kroku. Poszedł ze mną nawet do ginekologa poprzedniego dnia. Zaskoczył mnie, a mój lekarz prowadzący od razu pomyślał, że to ojciec dziecka. Chris, pomimo mojego zaprzeczenia i wyjaśnienia, że rozstałam się z moim partnerem, został w gabinecie i trzymał moją dłoń, gdy robili mi badania. Czułam się niezręcznie, on chyba też, ale nie okazał tego po sobie. Twardo był ze mną i co jakiś czas odwracał wzrok, bym tylko nie odczuła zażenowania. Miałam wrażenie, że stara się odbudować wszelakie błędy z przeszłości i nie chciałam mieć mu tego za złe, ale musiał wiedzieć, że bardzo trudno jest zdobyć moje zaufanie z powrotem. Zranił mnie i cierpiałam, więc nie mogłam tak po prostu mu odpuścić, ale doceniałam jego starania. Bardzo mi pomagał.

Pracował w jednej z nowojorskich firm, do których dostał się zupełnie przypadkiem. Podobno szefowi poleciła go znajoma, ale co najbardziej dziwne, Chris nawet tego szefa nie widział. Do pracy przyjęła go asystentka tego całego "prezesa", ponieważ tamten, z powodów osobistych, nie pojawiał się w pracy od kilku dni. Chris powiedział mi, że w sumie go to nie interesuje. Może nie widzieć swojego pracodawcy, ważne, że widzi pieniądze wpływające na jego konto. Poniekąd ma rację, ale ja nie wytrzymałabym, nie wiedząc, kto mi płaci.

Bieber's TouchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz