Rozdział pięćdziesiąty siódmy

5K 218 86
                                    

Podnoszę się i prostuję, mierząc ich wzrokiem. Cholera, dlaczego akurat teraz i tutaj? Zerkam na Suzanne, która stoi obok i patrzy na Jaxona. Lekko się uśmiecha, a kiedy obejmuję ją w pasie i przyciągam do swojego boku, zaciska usta. Nie zawraca sobie jednak mną głowy, ponieważ zauważa moich rodziców. Od razu przypominam sobie, kiedy pierwszy raz poznałem jej matkę...


Przy wejściu do szpitala stoi jej mama. Rano skontaktowałem się z jej lekarzem prowadzącym, by przygotował ją do wyjścia, ponieważ przyjedziemy po nią z jej córką. Kobieta ma dżinsy i sweter, zupełnie jak Suzanne. Wygląda w tym zestawie całkiem dobrze i pasuje do jej cery. Suzanne wysiada z auta, machając do swojej rodzicielki. Gdy nas zauważa, uśmiecha się lekko i idzie w naszym kierunku. W tym czasie udaje mi się wysiąść.

- Hej, mamo - piszczy Suzanne, przytulając mocno Mathildę. Potem od razu wskazuje na mnie. - Mamo, to Justin Bieber. Justin, to moja mama.

- Bardzo miło mi panią poznać - mruczę uprzejmie, ujmuję jej dłoń i powoli całuję jej zewnętrzną część. W odpowiedzi otrzymuję pełen podziwu uśmiech. Punkt dla ciebie, Justin. - Proszę, zapraszam do auta, Mathildo - uśmiecham się i otwieram jej tylne drzwi. Kątem oka widzę, jak Suzanne otwiera usta, zaskoczona, jak wiele zdążyłem dowiedzieć się o jej matce. Ba, o całej rodzinie.

- Dziękuję, panie Bieber - wzdycha Mathilda i zajmuje miejsce z tyłu.

- Och, proszę mówić mi Justin.

Cmokam ustami i prostuję się, napotykając spojrzenie Suzanne. Wzruszam ramionami i puszczam jej oczko nad dachem samochodu, po czym wsiadamy równocześnie do środka.

Kiedy ruszamy, kładę dłoń na kolanie Suz, lekko je ściskając. Trudno, niech Mathilda sobie popatrzy. Im szybciej trafi do niej, że "zależy" mi na jej córce, tym lepiej dla mnie.

Suzanne nieudolnie próbuje strącić moją dłoń, co jeszcze bardziej zwiększa mój ucisk. Oj, skarbie, ja tylko się droczę.

- Poczekam na was - mówię, zatrzymując się pod domem.

Odprowadzając je wzrokiem, zasysam wargi, stukając palcami o kierownicę. To kolejne poznanie rodzica mojej wybranki. Ciekawe, ile jeszcze osób będę musiał w swoim życiu przestudiować? Swoją drogą, nawet szkoda. Mathilda wydaje się rzeczywiście naiwna i sporo bym dał, by zabawić się z jej córką dłużej, ale niestety, przykro mi. 


Jako pierwszy uwagę na siebie kieruje ojciec.

- Witaj, Justin - mówi sztywno. Zawsze używa wobec mnie tego tonu.

Jest dość wysoki i dobrze zbudowany, ma kwadratową szczękę i siwiznę, która obejmuje już wszystkie jego włosy.

Mama zaś, średniego wzrostu kobieta, ubrana jest w granatową garsonkę dość pokaźnie opinającą jej nie do końca szczupłe ciało. Dostrzegam, że od naszego ostatniego spotkania zdołała podciąć kasztanowe pasma.

- Cześć, synu - kiwa głową, dopuszczając do siebie szczery, czuły uśmiech.

- Mamo, tato - oblizuję usta, zerkając na Suzanne. - To moja dziewczyna, Suzanne Marie Collins. Suzanne, to moi rodzice, Carrie i Joseph.

Tata wciąga głęboko powietrze i przeklina cicho pod nosem. Mama przełyka ślinę i mierzy mnie wzrokiem, a potem moją towarzyszkę. Po chwili jednak się rozluźnia. 

- Miło mi cię poznać, kochana - uśmiecha się.

- Mi państwa również - szepce z konsternacją, ściskając po kolei ich dłonie. Tata robi to tak mocno, że czuję nawet przy sobie, jak Suzanne cała się spina.

Bieber's TouchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz