Rozdział sześćdziesiąty piąty

5.2K 223 58
                                    

Podczas jazdy człowiek nie powinien koncentrować się na niczym innym niż na drodze. W moim przypadku jest to jednak całkowicie niemożliwe, a może po prostu jestem tak dobrym kierowcą, że nic mi nie przeszkadza?

Ciągle myślę o Suzanne, o jej uśmiechu do Jaxona i wzroku utkwionym we mnie. O jej słowach, że się jeszcze zobaczymy. Obietnica była oczywista - w końcu jakoś muszę odebrać swojego syna. Ja jednak doszukałem się w niej drugiego dna, jakby Suzanne przekonywała mnie, że będzie robiła wszystko, by zobaczyć mnie jeszcze raz, a może i jeszcze raz... W nieskończoność. Ale to bzdura. Gdyby ktoś potraktował mnie tak, jak ja potraktowałem ją, nie chciałbym widzieć tej osoby na oczy.

To nie tak, że jakoś poruszyły mnie słowa, które do mnie powiedziała w dniu odejścia. Wiem, że jestem dupkiem i domyślam się, że ranię kobiety, ale zaskoczyło mnie, gdy przyznała, że mnie pokochała. Po-ko-cha-ła. Niby dla mnie może to być tylko puste słowo, lecz jednak mnie poruszyło. Nie, że nagle zaczęło mi zależeć na Suzanne, ale czuję, że z dniem, kiedy odeszła, zabrała ze sobą jakąś cząstkę mnie. Jeszcze nigdy tak nie miałem i nienawidzę tego uczucia. Czuję się teraz pusty, nie kompletnie, ale po części. Nie mogę normalnie funkcjonować, bo od ponad miesiąca byłem uzależniony od tej dziewczyny, musiałem wiedzieć, co się z nią dzieje, co robi i z kim. Zbierałem informacje na jej temat, gromadziłem wycinki z gazet, nazwiska jej profesorów z liceum, starałem się dowiedzieć czegoś na temat filmów, w których bywała w kinie. Wiedziałem nawet, że nie była dziewicą. Tak, doszedłem do tego trochę później, ale w końcu znalazłem tego kutasa Christophera. Nie byłem na nią zły, że mnie oszukała, byłem zły raczej na niego, że tknął kogoś, kto należał do mnie. Nawet jeśli Suzanne nie wiedziała wtedy jeszcze o tym, że istnieję. Archiwizowałem te drobne elementy, by w końcu stworzyć spójną całość. By w końcu ją do siebie zbliżyć, rozkochać, a potem wyrzucić jak śmieć.

Nie miałem jednak pojęcia, że to ona sama w końcu mnie zostawi. Co ją przy mnie trzymało? Oczywiście, z jednej strony może popełniła błąd. W końcu miała przy mnie pieniądze, nie musiała martwić się o pracę. Mogła uprawiać ze mną seks, a dobrze wiem, że mnóstwo kobiet na świecie zabiłoby, by znaleźć się na jej miejscu. Co więc, do cholery, sprawiło, że odeszła?

To dla mnie zupełnie nowa sytuacja. Zwykle to ja zostawiałem kobiety, bo zawsze wychodziło na to, że coś mi w nich nie pasowało. A Suzanne? Nie była idealna, wiem to, ale nie była też zła. Była też jedyną kobietą, której Jaxon zaufał. Mój mały Jaxon, który nawet do własnej matki nie mógł podejść i się przytulić, ponieważ pomimo młodego wieku czuł do niej niechęć.

Nigdy się tak nie czułem, dlatego to wszystko jest dla mnie cholernie nowe. Nie tęskniłem za nikim od momentu, kiedy rodzice mnie zostawili. W domu dziecka czułem się jak piąte koło u wozu. Niekochany, niechciany, niepotrzebny. Minęło tyle lat, a uczucia mimo wszystko są podobne, bo znowu ktoś mnie zostawił. Nie zdążyłem zżyć się z rodzicami, więc moja tęsknota do nich nie przejawiała się wielką miłością. Byłem małym dzieckiem, nie wiedziałem wtedy, czym jest miłość. Co za ironia. Przecież teraz też nie wiem.

A mimo to tęsknię, bo nienawidzę, gdy ktoś mnie zostawia.

Nie spodziewałem się, że znowu się tak poczuję. Przez tyle lat budowałem swoje imperium i osobowość. Kształciłem się, obracałem wśród znanych i lubianych. Moja psychika stawała się bardziej wyobcowana, robiłem z siebie największego egoistę i dupka. Podobało mi się to.

Gdy urodził się Jaxon, coś się we mnie ruszyło. Jakby niewidzialny anioł pstryknął mi przed nosem palcami i pozwolił się ocknąć. Jaxon jest moim oczkiem w głowie i naprawdę się cieszę, że go mam. Na tym chyba się kończy, bo dupkiem i egoistą jestem nadal.

Bieber's TouchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz