Rozdział sześćdziesiąty siódmy

4.3K 206 100
                                    

(Suzanne)

Opieka nad Jaxonem sprawia mi naprawdę wiele przyjemności, dopóki nie przypomnę sobie o tym, czyj to syn i komu mam go "zwrócić". Nie lubię tego określenia, bo Jaxon nie jest żadnym przedmiotem, ale nie mam pojęcia, jak inaczej mam to nazwać. Szkoda mi go. Zachowuje się, jakbym była jego ukojeniem, deską ratunku, a nie chcę, by tak było. Pragnę, by Justin stworzył mu taki dom, że dziecko kochałoby spędzać w nim czas. Jednak Justin ostatnio albo ciągle jest poza domem, albo - jak powiedział mi mały - siedzi zamknięty w pokoju i przeżywa nasze rozstanie.

Przez ostatnie tygodnie też używałam słowa "rozstanie", by określić to, co się między nami stało, ale to nie jest do końca odpowiednie. Moglibyśmy się rozstać, gdybyśmy naprawdę byli parą, ale nic takiego w ogóle nie miało miejsca. Zmartwiło mnie też zachowanie Justina. Według Jaxona bardzo to wszystko przeżywa, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Wiem, że wyglądał na trochę zdołowanego, gdy tu u mnie był, ale czy mogę to od razu określić mianem "przeżywania"? Raczej nie. Był po prostu zły ze względu na Christophera. Założę się, że Justinowi przeszkadza, że mam tyle osób dookoła siebie, a on oprócz syna nie ma nikogo. I mimo, że wiem doskonale, że to wszystko na jego własne życzenie, to żal mi go. I nienawidzę siebie za to, że nie umiem przestać o nim myśleć.

Kiedy go zobaczyłam, byłam w szoku, ale odczułam ulgę. Jakby Justin był dawką mojego narkotyku, którą muszę codziennie zażyć, bo inaczej umrę. Umierałam przez ostatnie kilka tygodni, aż w końcu go zobaczyłam - a teraz cierpię jeszcze bardziej.

Wolałabym o nim zapomnieć, być bezuczuciową suką. Chciałabym się na nim zemścić, ale nie umiem. Z pewnością istnieje sposób, w jaki mogłabym zniszczyć go bądź to całe jego imperium, ale po co? Nie mogę tego robić osobie, którą niestety wciąż kocham. A po drugie, nie mogłabym tego zrobić nikomu. Nie jestem zdolna do takich rzeczy.

- Odwieziesz mnie do taty? - pyta Jaxon, unosząc na mnie spojrzenie znad talerza z kolorowymi babeczkami. Upiekliśmy je na drugie śniadanie. Zerkam na zegarek. Justin powinien niedługo skończyć pracę.

Nienawidzę siebie za to, że wciąż pamiętam takie rzeczy.

- Jasne - posyłam mu uśmiech, choć nie jest mi łatwo. Naprawdę nie chcę znowu widzieć Justina. I chcę. - Za pół godziny, zgoda?

- Okej - szczerzy się, machając nóżkami na krześle. - Ale zawieziemy mu kilka muffinek?

Oblizuję usta i wypuszczam z nich powietrze, przechylając głowę w bok.

- Dobrze, zawieziemy.

Słyszę otwierane drzwi i zerkam w stronę progu kuchni. Christopher opiera się o framugę i wzdycha głęboko, po czym uśmiecha się do nas. Przez te wszystkie lata zapomniałam, jaki jest piękny, a gdy tak stoi, mam ochotę przytulić go jak kiedyś. Szkoda, że nie jesteśmy już razem.

Nie myśl o tym, kretynko.

- Hej - unoszę kąciki ust, przyglądając mu się. Jak faceci to robią, że tak świetnie wyglądają w garniturach?

- Cześć - chichocze i podchodzi bliżej, dając mi całusa w policzek, po czym wyciąga rękę do Jaxona, by przybić z nim piątkę. Mały przygląda mu się badawczo i odwraca wzrok, biorąc jedną z babeczek i zaczynając obracać ją w dłoniach.

- Jaxon - karcę go cicho. - Zachowujesz się niegrzecznie.

- Spokojnie, Suzanne - mówi Chris i wzrusza ramionami, po czym mierzwi Jaxonowi włosy, na co ten lekko się wzdryga. - Jeszcze się zaprzyjaźnimy.

Wiem, że ani on, ani Jaxon, ani tym bardziej ja nie chcemy w to wierzyć, lecz żadne z nas nie mówi nic więcej. Odchodzę od stołu i opieram się o blat, unosząc brew.

Bieber's TouchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz