I

805 64 25
                                    

[dla beznadziejnych romantyków i innych delikatnych duszyczek]

Czasem drobny przejaw współczucia, życzliwości, zwyczajnego ludzkiego serca prowadzi do zguby. Czasem wręcz przeciwnie.

Ciemne płatki nocy opadały powoli na krajobraz rozległego jeziora, spowijając go w tajemniczej, pięknej szarości. Lekki plusk małych fal obijających się o brzeg wypełniał ciszę wraz z odległym pohukiwaniem sowy, przebijając się przez szelest koron drzew okalających mdłego koloru zwierciadło wody. Gwiazdy nie były widoczne na, zdającym się wisieć bardzo nisko, nieboskłonie, który zasłoniły obecnie gęste chmury zatrzymujące także za sobą światło i tak cienkiego jak włos księżyca.

Atmosfera z każdą minutą stawała się gęstsza i bardziej niepokojąca, jakby za każdym drzewem, czy kamieniem mogły się czaić obślizgłe nocne stworzenia z przekrwionymi oczami i dwoma rzędami ostrych jak brzytwa lśniących zębów. W tym świecie przestrzegano zasady "nieznanego nie ruszaj, choćbyś w znany odmęt piekieł miał się rzucić" i tylko nieliczni szaleńcy pakowali się w, jak to zwykli zuchwale nazywać, przygody. Innych z kolei przerażające macki nieznanego oplatały znienacka, bez zapowiedzi wyłaniając się z cienia tak, że nie mając czasu na reakcję pozwalali się pochłonąć.

Noc zdawała się namacalna, wchłaniając w swoje chłodne wnętrzności każdy napotkany przedmiot. Zarośla rosnące rozłożyście w pobliżu leśnej dróżki poruszył wiatr, a potem coś większego, próbującego się przez nie niezdarnie przedrzeć. Powietrze przeciął głośny syk ludzkiej istoty, która wytoczyła się z impetem na trawiasty brzeg jeziora, a zaraz potem wpadła cała do wody, sięgającej w tym miejscu po kostki. Osobnika zasłaniała trzcina rozsiana gęsto w mulistej wodzie, ale każdy znajdujący się w pobliżu zaraz by go usłyszał. Choć w pobliżu nie było żywej duszy.

Chłopak jęknął, co najmniej bardzo niezadowolony ze swojego nieszczęsnego, mokrego położenia. Było ciemno, zimno i wilgotno – nie było szansy na to, że w najbliższych dniach zdoła wysuszyć ubrania. Pod dłońmi czuł kłujące łodyżki podwodnych roślin, płaskie kamyczki całe mnóstwo mułu i jeszcze coś oślizgłego, jakby poruszającego się wraz z rytmem fal. Wzdrygnął się, podniósł natychmiast i brnąc przez osobliwie gęstą czarną wodę dążył do brzegu. Kiedy usłyszał za sobą cichy plusk, serce zatrzymało mu się na moment, a już po chwili ruszyło w szaleńczym tempie, tak samo zresztą jak on sam. Wystrzelił i rzucił się na brzeg, jakby miała to być ostatnia deska ratunku. Na trawie, ociekający wodą, i drżący z przenikliwego zimna zwrócił się przodem do potencjalnego przeciwnika.

- Nie ma powodu, by panikować – odezwał się opanowany głos, dochodzący z zarysu postaci siedzącej w łódce. Nie widział jej twarzy, ponieważ nieznajomy nakrył się lśniącym srebrzystym blaskiem płaszczem, którego fałdy rozkładały się nawet na brzegi łódki.

- Kim jesteś? – zapytał odważnie postępując w przód, choć strach dalej mroził mu żyły.

- Przewoźnikiem – odparł, poruszając płynnie ręką, której koścista dłoń wydostała się zza peleryny i spoczęła na drewnie, zaciskając nieznacznie palce.

- Ja jestem Harry. Harry Potter – powiedział, wyciągając przed siebie hardo dłoń, lecz kiedy zdał sobie sprawę jak głupi był to gest, zważając na to, że Przewoźnik siedział w łódce, od razu wycofał się niezręcznie. Nie mógł dostrzec oczu mężczyzny, ale czuł na sobie jego przeszywający wzrok. – Muszę się dostać na drugą stronę jeziora – dopowiedział.

- Nie wątpię.

Łódka sama podpłynęła bliżej brzegu, sunąc po wodzie. Harry zastanowił się oszołomiony, jakim sposobem mogło się to wydarzyć, lecz nie odezwał się ani słowem, bo nie zauważył nawet, kiedy, a już siedział wewnątrz łodzi, depcząc nieumyślnie po pięknej szacie nieznajomego. Zafrasował się z tego powodu i próbował wyplątać się z materiału, ale ten tylko bardziej się wokół niego oplatał, aż w końcu dał sobie spokój.

Jezioro i Księżyc | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz