Trzeci sport właśnie dobiegał końca, więc zabrałam swoje rzeczy i już chciałam wchodzić do szkoły, ale zatrzymały mnie czyjeś silne ramiona.
Odwróciłam się w stronę osoby za mną i zobaczyłam jego.
Stał centralnie przede mną. Był wyższy o głowę. Na jego czoło spadło kilka pasemek jego czarnych włosów, a jego oczy skanowały moją twarz. Wydawało mi się że jest zdenerwowany.
Matthew złapał mnie za nadgarstek i ciągnął za szkołę.
- Co to robisz?! Po co mnie tu przytargałeś do jasnej cholery!
- Cicho bądź.- na jego słowa prychnęłam pod nosem. Zaciągnął mnie tutaj i ja jeszcze mam być cicho.- Widziałaś mnie wtedy.- powiedział śmiertelnie poważnie, spoglądając pusto na mnie.
- Wtedy, czyli kiedy?
- Nie udawaj. Przedwczoraj w nocy.
- Nie widziałam cię nigdzie.- chyba za dużo kłamię.
- Ma się o tym nikt nie dowiedzieć, zrozumiano? Jeżeli piśniesz chociaż słówko, już nie żyjesz.
- Nikomu nie powiem. Nie chce problemów.- niemal cała się trzęsłam że strachu. Bałam się go. Bałam się, że kiedyś przypadkiem coś powiem i mi coś zrobi. Jest do tego zdolny, jak widać.
- Grzeczna dziewczynka.- uśmiechnął się cwanie i odszedł. Co to do chuja było?
KURWA.
Przecież ja powiedziałam o wszystkim James'owi. Mam nadzieję, że nikomu nie powiedział.
Pobiegłam jak najszybciej do mojego przyjaciela, który siedział przy stoliku na stołówce.
-James!
- Co tam?
- Tylko to, o czym mówiłam ci wcześniej, ma zostać między nami, czaisz?
-Co ma zostać między wami.- odezwała się Molly, która niespodziewanie pojawiła się obok nas. Jasna cholera.
- Nic wielkiego. Zrobiłam mały przekręt na sporcie i nie chce żeby to się wydało.- Kurwa znowu kogoś okłamuje.
-A...okej
Popatrzyłam na Jamesa, kiwnął głową w moją stronę, przez co mi ulżyło, bo widziałam, że nikomu nie powie.
Resztę lekcji minęło nam spokojnie. Nie mówiłam nic Molly o całej sytuacji. Nie chciałam, nie potrzebnego zamieszania.
- Cholera- syknęłam do siebie. Poniedziałek. Peter skończył wcześniej. Wyszłam ze szkoły i zastanawiałam się co robić. Niebo było pochmurne, no ale chyba nie mam wyjścia.
Ruszyłam przed siebie, gdy przechodziłam przez pasy obok budynku, jakiś samochód gwałtownie zachamował, aby we mnie nie wjechać.
Popatrzyłam w tamtą stronę. Przede mną stało czerwone BMW serii 8 Cabrio. Kochałam BMW i dziwnym trafem, zawsze na nie wpadałam. Spojrzałam na kierowcę.
Ja to mam szczęście.
Poszłam jak, gdyby nigdy nic, kilka kroków przed siebie. Owy kierowca odsunął przednią szybę, przygądając mi się.
- Mam coś na twarzy?- prychnęłam, a jego wyraz twarzy się nie zmienił.
- Podwieźć cię?
- Nie. Dzięki.
- No wsiadaj. Zaraz będzie burza.
- To miłe, że się troszczysz, ale nie potrzebuje twojej pomocy. Jedź już.
Chłopak wyszedł z auta i oparł się o maskę auta.
- Stoisz na środku drogi.
- Więc wsiadaj.
Jedna kropla spadła mi na czoło. UGH.
- Czemu ci tak zależy?- mimo, że brzmiałam na pewną siebie, wcale taka nie byłam. Bałam się jak diabli. Przecież on może mi coś zrobić!
- Nie wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Oh doprawdy? Nie ma nic do wyjaśniania.
Deszcz z gradem zaczął mocno padać.
- Dobra. Podwieź mnie.
Wpakowałam się do czerwonego samochodu. Było tutaj dużo cieplej, niż na zewnątrz. Miał skórzane fotele i duże radio.
- Więc?- zaczęłam, bo nie wiedziałam czego on ode mnie jeszcze chciał.
- Masz nikogo nie wydać. Ani mnie, ani moich kumpli. To jest sprawa pomiędzy nami. Jeżeli dowiem się, że ktoś wie. Pożałujesz tego.
- Tak wiem. Nie chcę jeszcze umierać.- powiedziałam sarkastycznie, a on spojrzał na mnie, jak na idiotkę.
- Jesteś zbyt pewna siebie, wiesz? Uważaj lepiej.
- Nie kotku. To ty uważaj.- pożegnałam go tymi słowami i wysiadłam, gdy widziałam że jesteśmy już na posesji mojego domu.